W 1987 i 1991 roku, przy okazji publikacji odpowiednio * Morta* i * Kosiarza*, Terry Pratchett postanowił wykorzystać motyw wysłania na urlop ważnego dla przedstawionego świata i fabuły danej powieści głównego bohatera. Konsekwencje takiego zabiegu były skądinąd łatwe do przewidzenia, stanowiły jednak dla autora wspaniałe pole do zaprezentowania ironicznego poczucia humoru - Dysk bez Śmierci siłą rzeczy został wywrócony do góry nogami i aż dziw bierze, że ostatecznie nie spadł z grzbietów czterech słoni stojących na płynącym przez wszechświat gigantycznym żółwiu.
Dwie dekady później kultowy twórca ponownie sięgnął po tematykę wakacyjną, tym razem dając odpocząć Samuelowi Vimesowi, którego, z pomocą Sybil Ramkin i Havelocka Vetinariego, oddelegowuje na wieś. I chociaż wszystko wskazywałoby na to, że po raz kolejny otrzymamy doskonałą komedię, to czytelnikom 39. powieści rozgrywającej się na płaskim świecie raczej do śmiechu nie będzie.
Lato w Ankh-Morpork to prawdziwe utrapienie dla zawsze czujnego i wypatrującego przestępstw na każdym kroku komendanta Straży Miejskiej. Panują tak straszliwe upały, że nawet zazwyczaj przedsiębiorcze szumowiny największego miasta Dysku nie mają ochoty na prowadzenie podejrzanej działalności. Cytując funkcjonariusz Cudo Tyłeczek, jest "za gorąco, żeby się bić, za lepko, żeby kraść". Po raz pierwszy od wielu lat, miasto funkcjonuje praktycznie bez zarzutu, Vimes nie ma więc szans, aby uniknąć zaplanowanego przez żonę dwutygodniowego urlopu w ogromnej i pełnej służby willi na wsi. Zapowiada się nudna, "14-dniowa niedziela", podczas której diuk będzie zmuszony do spotykania się z ziemiaństwem, spacerowania i oglądania drzew. Wyznając jednak zasadę, że "gdzie są policjanci, tam są przestępstwa", po dotarciu w okolicę, gdzie niepodzielnie panuje system feudalny, Vimes zaczyna węszyć. Nie mija wiele czasu, gdy zbudowane na kontraście arystokracja-ziemiaństwo żarty ustępują miejsca tropom prowadzącym do
prawdopodobnie najpotworniejszej zbrodni, z jaką praworządny protagonista będzie musiał sobie poradzić.
Mniej więcej od czasu * Straży Nocnej* Pratchett zaczął zmieniać ton swoich książek. Wcześniej wielokrotnie mieliśmy do czynienia z opowieściami podszytymi niekończącymi się pokładami ironii, celnie punktującymi wszystkie absurdy otaczającego nas świata. Od 2002 roku, czyli od momentu wydania wspomnianego wyżej tomu, mozolna ewolucja prozy sir Terry'ego dostała nagłego przyspieszenia, coraz rzadziej bawiąc czytelników lekkimi opowiastkami (świetny * Świat finansjery, kiepscy * Niewidoczny akademicy), a coraz częściej zastępując je dość ponurą tematyką poważniejszych tomów (pełen zadumy * Potworny regiment; szalenie smutny * W północ się odzieję). I właśnie do tej drugiej kategorii należy zakwalifikować Niuch, który porusza tak poważne zagadnienia jak dyskryminacja, uprzedzenia i morderstwa na tle rasowym, handel narkotykami, a nawet niewolnictwo.
Można się oczywiście spierać, czy autor nie stronił od poważniejszej problematyki już wcześniej, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby ta przeważała nad charakterystycznym dla niego, kpiarskim tonem. Podczas lektury Niuch wielu czytelników stwierdzi, że to już nie jest ten sam Discworld co kiedyś. Nie chcę wyrokować, ale wiele wskazuje na to, że od kiedy Terry Pratchett ogłosił, iż zmaga się z chorobą Alzheimera, żarty się skończyły.
To zachwianie proporcji humoru i odniesień do rzeczywistości rzutuje niestety na jakości książki. Pomimo uzupełnienia bestiariusza o kolejną rasę (co prawda we wcześniejszych powieściach była mowa o goblinach, ale dopiero tutaj dowiadujemy się więcej) i rozbudowania postaci Sama Vimesa Juniora, zagorzali miłośnicy prozy twórcy "Świata Dysku" po dotarciu do ostatniej kropki mogą poczuć lekkie rozczarowanie (i nie chodzi tu tylko o zaskakującą nieobecność postaci Śmierci). Skatologiczny i dość prosty humor wypełniający jej karty raczej nie współgra z poważną wymową całości, a sama fabuła wydaje się dość niesprawnie rozciągnięta. Jej punkt kulminacyjny przypada zbyt wcześnie, co przekłada się na rozczarowujący ostatni akt oraz rozwiązanie akcji, średnio pasujące do reszty powieści.
W żadnym wypadku Niuch nie jest jednak dziełem złym, ale mając w pamięci dwa wspomniane we wstępie tomy, mogliśmy spodziewać się czegoś zdecydowanie lepszego. Miejmy nadzieję, że seria nie zakończy się na publikacji zapowiadanego Świata kupek (skierowanego do najmłodszych czytelników opowiadania, które w Niuchu odgrywa, niestety, niemałą rolę) i Terry Pratchett powróci w stylu, z jakiego jest znany, w planowanym już od 2007 roku Raju podatkowym.