Wolała być krową niż kobietą. Tak wyglądało wiejskie życie
Jak wyglądało życie naszych wiejskich babek i prababek niespełna 100 lat temu? Na pewno było biedne, pełne znoju i brudu. Jednak wiele z tych kobiet żyło nadzieją, że ich dzieci będą miały lepsze życie.
Obraz wiejskiego życia najlepiej oddają marzenia ich mieszkańców. Ze szkolnej ankiety na dziewczynkach z lat 30., przywołanej przez autorkę "Chłopek", wynika, że 35 proc. najbardziej pragnęło zostać nauczycielkami, czyli zyskać większy szacunek i status społeczny. Niewiele mniej, bo 27 proc. za cel życia stawiało dobre wyjście za mąż i posiadanie majątku w postaci gospodarstwa rolnego. Ale i tak najbardziej uwagę przyciąga nietypowa odpowiedź: "chciałabym być krową i dawać mleko, bo dobrze by mi było w domu".
Wszak dziecko jako jedno z licznego potomstwa często było chowane "samopas" i nie mogło liczyć na uwagę rodzica. Często zdarzało się, że pisano listy, by zwolnić je na stałe ze szkolnego obowiązku, bo były potrzebne do wypasania zwierząt na pasionce czy prowadzenia domu po śmierci matek, albo były oddawane do bogatego gospodarza, by rodzina mogła na tym trochę zarobić. Zresztą dziewczynki najczęściej słyszały "po co ci szkoła, i tak panią nie będziesz".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Robili z Polaków "ciemną i ogłupiałą masę". Edukacja na polskiej wsi pańszczyźnianej
Dorastające dziewczę marzyło za to, by "nie wyjść za dziada". Od tego, czy mąż będzie pracowity i majętny, a może będzie pił i bił, zależał cały dobrostan kobiety, często rodzącej dzieci rok po roku. Wspomnienia chłopek z początku XX wieku są przejmującą lekturą, bije z nich strach, bezsilność i uległość wobec woli rodziny, męża czy gospodarza lub jego żony.
Słuchając audiobooka "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" Joanny Kuciel-Frydryszak z biblioteki Audioteki, nie tylko zanurzymy się w bolesnej przeszłości, ale i odkryjemy historię, która nie trafia do podręczników. Narracja prowadzona wyłącznie z perspektywy kobiet, a tym bardziej tych gorzej sytuowanych, to wciąż nowość. To, co było przekazywane we wspomnieniach rodzin z pokolenia na pokolenie, w końcu ujrzało światło dzienne. Zrozumienie skali tego zjawiska pozwala dostrzec, czemu nasze babki czy prababki były niezwykle gospodarne, jednocześnie emocjonalnie wycofane i zwykle biorące słowa księdza za święte.
Jednocześnie z "Chłopek" przebija zew zmian, które doprowadziły do społecznej rewolucji. Wszak to wiejskie kobiety nie ustawały w dążeniach do wykształcenia swoich dzieci, wysłania ich do miast, gdzie miała czekać je lepsza przyszłość. Choć zdarzało się, że nie miały pieniędzy na buty dla dzieci, posyłały je do szkoły boso, byle nauczyły się czytać i pisać. Byle zdobyć tę potężną wiedzę (jeszcze w 1921 r. 40 proc. mieszkańców wsi było analfabetami), która umożliwiała im wprowadzanie opisywanych w gazetach reform zarówno na roli, jak i w domu. A potem przyszło radio, które jeszcze bardziej otworzyło wieś na świat.
Joanna Kuciel-Frydryszak wykonała gigantyczną pracę, przekopując się przez archiwa, docierając do potomków chłopek, by przekonać się, jak losy ich babek wpłynęły na kolejne pokolenia. Brzemię tego dziedzictwa mówi samo za siebie.
- Chłopka powinna być męczennicą, harowaczką, która musi poświęcić się rodzinie, bo inaczej jest uznawana za egoistkę. Nasze babki wyznaczyły nam takie standardy, że kobieta może ledwo trzymać się na nogach, ale musi zrobić 150 proc. normy, czego symbolem mają być białe, wykrochmalone firanki, dom pachnący szarlotką, a wszyscy domownicy mają być zadowoleni z mamusi. Dziś jako kobiety próbujemy walczyć z tym wewnętrznym głosem naszych matek i babć - mówiła autorka w rozmowie z WP Kobieta.