Polski czytelnik Stephena Clarke ma to szczęście (i nieszczęście zarazem), że książki tego osiadłego od kilkunastu lat we Francji Anglika ukazują się w kolejności chronologicznej. Szczęście polega na tym, że niejako przy okazji możemy śledzić dynamiczny proces poznawania odmiennej kultury – od powielania stereotypów przez zdziwienie i zaciekawienie, pogłębianie znajomości kraju i języka, wreszcie sięganie do źródeł, mówiących w innym, już nie obcym autorowi języku o historii i kulturze i ukazujących pozornie dobrze znane fakty z odmiennej perspektywy. Nieszczęściem zatem może być to, że ktoś, kto zaczął od takich sobie powieści z serii „Merde!”, mógłby nigdy nie pokusić się o zajrzenie do którejś z pozycji niebeletrystycznych Clarke’a – a szkoda!
Po czterech humorystycznych powieściach o przygodach Anglika we Francji Stephen Clarke napisał wciąż jeszcze satyryczną, ale całkiem wnikliwą instrukcję obsługi Francuza * Jak rozmawiać ze ślimakiem* i zachwycający, a przy tym zaskakująco erudycyjny spacerownik po stolicy Francji * Paryż na widelcu. Sekretne życie miasta. Wszystko to było jednak tylko rozgrzewką przed frontalnym i bezkompromisowym szturmem na francuskojęzyczny podręcznik do historii, w wyniku czego powstało *1000 lat wkurzania Francuzów, książka dowodząca bez wątpliwości, że Anglicy i Francuzi nie żyją po dwóch przeciwległych stronach kanału (jakkolwiek go zwać), ale w dwu alternatywnych rzeczywistościach, w których historia biegnie zbliżonym torem, ale najwyraźniej nie tym samym.
Zapowiedzi wydawnicze przytaczają przykłady odległe w czasie i o niezbyt wielkim (przynajmniej dla nas, Polaków) ciężarze gatunkowym. Kto wynalazł bąbelki w szampanie? Gdzie skonstruowano pierwszą gilotynę? Kto bardziej chciał się pozbyć Dziewicy Orleańskiej? Czy Maria Stuart była szkocką patriotką? Im bliżej współczesności, tym robi się ciekawiej – i poważniej, mimo lekkiego tonu narracji, naszpikowanego złośliwościami lżejszego i cięższego kalibru.
Podbój Ameryki Północnej, wojny napoleońskie, druga wojna światowa: z jednej strony mamy tu karty historii Polakom nieznane, bo, na przykład, któż, poza historykami odkryć geograficznych, wie, jak niewiele brakowało, by Ameryka Północna należała do królestwa Francji, jeśli nawet nie cała, to w przeważającej części? Albo któż, poza botanikami, wie, ze rdzennie francuskie szczepy winne praktycznie już nie istnieją? A z drugiej strony, kiedy autor wyzłośliwia się nad umiłowanym przez naszą nację cesarzem Francuzów, a dalej, ostrzej jeszcze, nad generałem de Gaulle i całą francuską Résistance – nawet my troszeczkę czujemy, że boli.
1000 lat wkurzania Francuzów z pozoru lekkie, satyryczne czytadło napisane przez historyka – amatora dowodzi, że właśnie dokonuje się poważny zwrot we współczesnej historiografii. Coraz powszechniejsza dostępność źródeł otwiera drogę ku temu, by historia, zamiast odrębnych i często sprzecznych dziejów państw i narodów opowiadała dzieje cywilizacji ludzkiej. A jednocześnie rozwój mediów stwarza pokusę kreowania przeszłości na zamówienie – sugestywnej, ładnie opowiedzianej i niekoniecznie całkiem prawdziwej.