Starożytni Rzymianie mawiali: si vis pacem para bellum, czyli: „jeśli chcesz pokoju, gotuj się do wojny”. Jak uczy bowiem historia, pokój nie jest dany raz na zawsze, a o jego zachowanie trzeba – co brzmi zaiste paradoksalnie – toczyć nieustanną walkę. Zasada ta sprawdza się zarówno w stosunkach między państwami, jak i między ludźmi.
A co obowiązuje w życiu, to również i w baśni. Szczególnie w takiej, co z życiem ma wiele wspólnego. A właśnie tego rodzaju historie wychodzą spod pióra Billa Willinghama – twórcy i scenarzysty komiksowej serii Baśnie. Postacie i sytuacje rodem z bardziej i mniej klasycznych bajek przeniósł on w realia współczesnego świata i skompilował z jego problemami. Baśniowcy na wygnaniu zewnętrznie upodobnili się do ludzi, ale wciąż pozostali sobą. W pełni ujawniać swoje możliwości i prawdziwe oblicza mogą jednak tylko w Stronach Rodzinnych, czyli bajkowych światach, z których pochodzą.
Początkowo wszystko wskazuje na to, że po latach w końcu będą mogli bezpiecznie powracać w Strony Rodzinne i do woli korzystać z ich uroków. Wielka wojna z okrutnym Adwersarzem została ostatecznie wygrana, a on sam – po ułaskawieniu przez dotychczasowych nieprzyjaciół – zamieszkał w nowojorskim Baśniogrodzie. Dżepetto, bo o nim to mowa, próbuje zaaklimatyzować się w mieście, na każdym kroku napotyka jednak niechęć i brak przychylności ze strony tutejszych Baśniowców (historia „Spacer po mieście”). To reakcje jak najbardziej zasłużone, biorąc pod uwagę zarówno wcześniejsze dokonania Dżepetta, jak i obecny brak poczucia winy za nie oraz hardość i arogancję.
Jako się rzekło, koniec wojny wcale nie gwarantuje pokoju. Oto bowiem gdzieś w odległej baśniowej krainie budzi się odwieczne zło, przyjmując postać istoty karmiącej się strachem i bólem („Czasy mroku”). Pan Mroczny, jak każe się nazywać, ma zadawniony uraz do Baśniowców. Wyrusza więc skroś światów do Baśniogrodu, co dla tego ostatniego nie kończy się dobrze. Mieszkańcy ewakuują się na Farmę i tam próbują obmyślić skuteczną linię obrony. Na tym tle rozgrywają się pomniejsze wątki, jak choćby dotyczące życia uczuciowego Róży Czerwonej czy tajemniczej choroby Niebieskiego Chłopca.
Upadek Adwersarza wcale nie oznacza automatycznej destrukcji stworzonego przez niego imperium. Pomimo przegranej wojny, w licznych baśniowych światach nadal stacjonują garnizony okupantów, uciskających mieszkające tam istoty. Baśniowcy chcieliby w pełni odzyskać Strony Rodzinne, dlatego też inwigilują poszczególne światy. Z misją do kolejnego wyrusza agent specjalny Mowgli w towarzystwie Bagheery i niesfornego rodzeństwa Bigby’ego („Powrót do Księgi dżungli”).
Raz nakręcona spirala przemocy przynosi kolejne groźne konsekwencje. Gdy kończy się jedna wojna, zaraz zaczyna się jakaś inna. Świat zdaje się nie znosić próżni w tym względzie. A jeśli nie świat jako taki, to ludzie (i inne istoty), którzy go zamieszkują. Nauczywszy się walczyć, nie potrafią dostrzegać innych możliwości rozwiązywania konfliktów. Doskonale ilustrują tę regułę słowa jednego z bohaterów komiksu: „Ale przecież nie możecie najpierw robić z nas zabójców i wojowników, a potem odstawiać nas na bok!”.
Na 12. tom Baśni składają się trzy okołowojenne historie, dominuje zaś wśród nich – objętościowo i fabularnie – opowieść tytułowa. Bill Willingham trzyma narzucony sobie we wcześniejszych tomach wysoki poziom. Tworzone przez niego fabuły rozwijają się w sposób nieoczywisty i nieprzewidywalny. Rozwiązanie wcześniejszych wątków nie spowalnia akcji, bo pojawiają się kolejne – równie emocjonujące. Do galerii barwnych postaci (której autor nie obawia się też uszczuplać) dochodzą kolejne, wnosząc powiew świeżości i budując potencjał dalszego rozwoju opowieści. Dzięki temu potencjał ów wydaje się być daleki od wyczerpania.
Batalie prowadzone w świecie doczesnym i Stronach Rodzinnych uzupełnione są przez perypetie rodzinne, towarzyskie i uczuciowe bohaterów, co nadaje historiom Willinghama rys wiarygodności i staje się łącznikiem pomiędzy opisywanymi osobami i wydarzeniami a zgoła „docześniackim” doświadczeniem życiowym czytelnika. Zebranym w tomie opowieściom przejrzystości dodają jak zwykle „poprawne” rysunki. Tym razem odpowiadało za nie aż czterech artystów – w tym za historię tytułową (oprócz jej epilogu) „nadworny” ilustrator Baśni Mark Buckingham.