Pozytywne wrażenia z lektury pierwszego tomu cyklu powieściowego z reguły niosą ze sobą konsekwencje w postaci usilnego poszukiwania kolejnego tomu, a jeśli przypadkiem już się go ma w zasięgu ręki – przeczytania go w trybie pilnym, z zepchnięciem na dalszy plan innych czekających w kolejce pozycji. Mając taką możliwość, do Iskry przypięłam się z niemniejszym zapałem, niż do * Wybrańców*, ale w miarę czytania mój entuzjazm troszeczkę ostygł.
Prolog Iskry przedstawia epizod z najwcześniejszego dzieciństwa pewnej postaci, którą w * Wybrańcach* poznaliśmy od najgorszej strony, i która jest jedynym ogniwem wiążącym fabuły obu powieści. Po kilku stronach tracimy ją z oczu, bo rozpoczyna się wątek bohaterki tytułowej – Iskry. Ta siedemnastolatka o włosach koloru płomieni jest mieszkanką Dolin – krainy oddzielonej od Siedmiu Królestw pasmem nieprzebytych gór (nieprzebytych tylko z pozoru, bo jednak komuś udaje się pokonać barierę między tymi dwoma światami)
.W Dolinach także toczą się rozgrywki o prymat władzy, zwłaszcza od czasu panowania poprzedniego króla Naxa, który wraz ze swoim przyjacielem i doradcą Cansrelem – ojcem Iskry – zapisał się w historii tych ziem w sposób zgoła niechlubny. Tu nie ma Obdarzeńców, są za to potwory, stworzenia o budowie normalnych zwierząt i ludzi, różniące się od nich niezwykłymi barwami sierści, piór czy włosów oraz
usposobieniem: te skrzydlate i czworonożne są o wiele bardziej drapieżne od swoich niepotwornych odpowiedników, a wszystkie – najbardziej antropomorfy – potrafią w jakimś stopniu wpływać na ludzkie umysły. Geny potworów są najwyraźniej dominujące, bo ze związku potwora i człowieka zawsze rodzi się potwór (gdybym była tłumaczką, chyba zastanowiłabym się nad złamaniem zasady maksymalnej wierności przekładu i oddaniem oryginalnego „monster” innym słowem, bo w naszym języku „potwór” ma wydźwięk jednoznacznie pejoratywny, nie mówiąc już o „potworzycy”, którym to mianem nazywana jest główna bohaterka). A takie istoty nie są szczególnie lubiane przez współobywateli, nawet jeśli nigdy w życiu nie uczyniły niczego, co by tę niechęć uzasadniało. Toteż Iskra na drodze do szczęścia musi pokonywać nie tylko przeszkody wynikające z rozgrywek politycznych, w które mimo woli zostaje uwikłana, ale i uprzedzenia wielu osób. A kiedy już prawie wszystko będzie zmierzało ku dobremu, w sprawę wmiesza się okrutne dziecko o
różnobarwnych oczach…
Zaludnienie świata przedstawionego zwierzętami ubarwionymi na wszystkie kolory tęczy – niczym w bajce - to pomysł może kontrowersyjny, ale dość oryginalny.Natomiast w zakresie nazewnictwa, niestety, fantazja autorki nie dokonała istotnych postępów - zbyt wiele postaci nosi współczesne imiona używane w krajach zachodnich (Clara, Mila, Margo, Hanna) lub rzeczownikowe/ przymiotnikowe, które tym razem prawie wszystkie zostały spolszczone (Fire = Iskra, Archer = Łucznik, Small = Mały; w oryginale pozostał jedynie Gentian = Goryczka), a jeden z ważniejszych czarnych charakterów nazywa się dość komicznie Mydogg (dla nieznających angielskiego: my= mój, dog=pies).
Akcja Iskry jest o wiele bardziej chaotyczna, niż * Wybrańców; narrator równocześnie zdaje relację z bieżących wydarzeń i z epizodów z przeszłości, nie bardzo sobie radząc z odgraniczeniem ich od siebie i niezbyt klarownie wyjaśniając zależności między poszczególnymi osobami i sytuacjami. *To męczy, a momentami nawet nieco dezorientuje. Ponadto wydaje się, że autorka nieco mniej przyłożyła się do kreacji ciekawych, niejednowymiarowych postaci, niż do rozbudowania akcji – a szkoda, bo sama jedna Iskra to za mało.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że wielu czytelników może uznać te uwagi za nieuzasadnione czepianie się lektury przeznaczonej dla młodszej grupy wiekowej.Wychodzę jednak z założenia, że dobra literatura nie zna granic ani w zakresie płci, ani wieku, i jeśli w książce dla dzieci i nastolatków nie widzę mankamentów technicznych, oceniam ją tak samo wysoko, jak dobrą powieść czy literaturę faktu dla dorosłych. A jeśli widzę – po prostu wskazuję, co mogłoby być lepsze. Biorąc pod uwagę pierwszą powieść z cyklu „Siedem królestw”, mam wrażenie, że autorkę stać na nieco więcej, niż to, co pokazała w Iskrze, toteż po następną część cyklu sięgnę z równą ciekawością.