To już kolejna, po barwnej i sugestywnej opowieści o Toskanii, włoska pozycja duetu Jakóbczak–Casetti. I mam szczerą nadzieję, że nie ostatnia. Jeśli o mnie chodzi, mogą oni opisać i sfotografować wszystkie zakątki Włoch, a ja chętnie je z nimi poznam. Wolę ich pracę od beznamiętnych przewodników, których pełno w księgarniach, w których roi się od suchych faktów, które są najeżone datami, które wreszcie nie pokazują duszy opisywanego miejsca. Mimo iż Moje Dolomity to przewodnik subiektywny, co wyraźnie autorzy podkreślają, nie jest w żadnym razie stronniczy. Wprost przeciwnie, wiedza autora jako Włocha czyni go bardziej wiarygodnym. W końcu kraj widziany oczami jego obywatela może ujawnić przed nami sekrety, do których inni nie mają dostępu. Tym razem możemy dzięki autorom zwiedzić Tyrol, Trentino, Val D'Aosta czy Piemont, zajrzeć do małych knajpek, wielkich hoteli czy przejść się po górskich szlakach i przełęczach.
W książce znajdziemy nie tylko informacje o krajobrazach czy historii, ale także o smakach, zapachach, tradycjach i ciekawych miejscach – nie tylko turystycznych popularnych atrakcjach, ale także o ciastkach z lokalnej piekarni, ludziach, których można spotkać na górskich ścieżkach i zabiegach w ośrodkach spa, które działają nie tylko na ciało, ale również pozwalają odprężyć się umysłowi. To także wiadomości o innych niż narciarstwo możliwościach spędzania czasu w tym pięknym zakątku Włoch.
Oprócz tego specyficznego włosko-austriackiego lokalnego kolorytu mamy też szereg rzetelnych informacji – o hotelach, restauracjach, trasach zjazdowych i kosztach wszystkich tych włoskich przyjemności. Biorąc do ręki tę pozycję otrzymujemy, jak to bywa w przypadku tych autorów, nie tylko przewodnik kipiący od sprawdzonych informacji, ale też mini powieść, zawierającą ploteczki i ciekawostki. Jedyną jego wadą jest znikoma ilość kolorowych zdjęć, ale usprawiedliwieniem może być okoliczność, że nie mamy do czynienia z albumem. Znając Vito, być może i taki się na rynku wydawniczym się pojawi.