Trwa ładowanie...
recenzja
26-07-2010 11:48

Włóczykijów rumowe potyczki

Włóczykijów rumowe potyczkiŹródło: Inne
d1hmds9
d1hmds9

Powieści oparte na wątkach autobiograficznych mają nad tymi zwyczajnymi (w domyśle: czysto fikcyjnymi) przewagę w postaci naturalnego wabika na czytelników. Mowa, rzecz jasna, o dokumentalnym rysie fabuły. Ten częściowy autobiografizm zwykle dodaje całej historii pikanterii i wprowadza ton niedopowiedzenia – co dociekliwsi odbiorcy będą się w trakcie lektury zastanawiać, co też autor zmyślił, a czego dokonał naprawdę. W przypadku Dziennika rumowego strategiczne pytanie brzmi: ile rumu musiał w karaibskich tropikach przelać Hunter S. Thompson, by stworzyć „opowieść o miłości, dziennikarstwie i piciu do upadłego" (dodajmy – opowieść wiarygodną)? Tego można się tylko domyślać. W książce zdradziecki trunek występuje z częstotliwością daleko przekraczającą stopień aktywności bohaterów.I chyba właśnie dlatego sceneria wydarzeń (ospałe za dnia i tętniące życiem po zmroku Puerto Rico) jest tym wiarygodniejsza, bo przesycona leniwym nastrojem karaibskiej sjesty.

Bohater Dziennika rumowego, Paul Kemp, jest dziennikarzem-włóczęgą, który z bliżej nieokreślonej przyczyny i bez większej motywacji przybywa we wczesnych latach 50 do San Juan, by podjąć pracę w lokalnej gazecie. Anglojęzyczne „Daily News" to raczej parodia dziennika – przyczółek podejrzanych typów, pijaczków i drobnych kanciarzy. Thompson tworzy w swej powieści gorzko-prawdziwy przekrój przez warstwę społecznych włóczykijów, którzy z rzetelną pracą, a już tym bardziej z dziennikarstwem, mają niewiele wspólnego. Paradoksalnie właśnie ten zbiorowy portret, daleki od pochwalnej laurki, jest jednym z najjaśniejszych i równocześnie najbardziej kontrowersyjnych punktów Dziennika rumowego. Z jednej strony postaci przemawiają do odbiorcy swą wiarygodnością i determinują ospały klimat opowieści. Z drugiej natomiast – irytują bezczynnością, wątpliwą moralnością i zblazowanym podejściem do życia. W zasadzie bohaterów Dziennika rumowego nie da się lubić. Albo jednoznacznie odstręczają, albo budzą
sprzeczne emocje – w najlepszym natomiast wypadku można mieć do nich stosunek neutralny. W tym miejscu należałoby więc pochwalić Thompsona za sprawną realizację koncepcji książki – bo chyba właśnie o ukazanie specyficznego i dwuznacznego etycznie środowiska ludzi bez wyraźnego celu w życiu autorowi chodziło. Ciężko mi jednak uznać to za niepodważalny atut, bo sama po skończonej lekturze czułam lekki przesyt i rozdrażnienie na myśl o treści książki.

Nie zmienia to faktu, że Dziennik rumowy jest powieścią napisaną sprawnie i spójnie. Poszczególne elementy kompozycji wzajemnie się uzupełniają, a raczej mało zdynamizowana forma narracji podkreśla ubogą w akcję treść. Dziennika rumowego w zasadzie nie kończy konkretna puenta – otwarte zakończenie tylko podkreśla tymczasowość i przypadkowość życia bohaterów. Przebijający z książki ogólny nastrój otępienia i niekończącej się libacji może się czytelnikowi wydać tyleż przekonujący, co zniechęcający.Bez dwóch zdań autor doskonale uchwycił atmosferę rozleniwionej karaibskiej mieściny, w której życie toczy się jednostajnie – od baru do baru. Upał, tropiki i rum – mieszanka wybuchowa, zaprezentowana przez Thompsona bez zbędnych upiększeń i eufemizmów. Równie dobitnie zobrazował autor pokrętne relacje i układy panujące na wyspie: agresywnych Portorykańczyków, skorumpowaną lokalną policję, szemranych amerykańskich inwestorów i całą plejadę miejscowych cwaniaczków/schizofreników/oszustów. Mylące jest
natomiast stwierdzenie, że książka traktuje o miłości i dziennikarstwie. Miłość występuje tu raczej pod postacią czysto zmysłowego pożądania, jakim główny bohater obdarza rozerotyzowaną dziewczynę kolegi. Prawdziwego dziennikarstwa w Dzienniku rumowym nie ma natomiast za grosz – jeśli nie liczyć 26-stronicowego artykułu o emigracji Portorykańczyków, za napisanie którego krewki autor wyleciał zresztą z pracy.

Książka na kolana nie powala, niemniej jednak wciąga. Za plus można autorowi poczytać przekonujące zobrazowanie środowiska ludzi-wędrowców – nieustatkowanych, niestereotypowych, wyzwolonych. Wiarygodność bohaterów i scenerii wydarzeń jest jednak – biorąc pod uwagę autobiograficzny rys powieści – dość oczywista. Autor prowadzi akcję nieśpiesznie i jednostajnie, podkreślając swoistą monotonię rumowych potyczek bohaterów. Powieści Thompsona nie można jednak odczytywać w kategoriach lekkiej powiastki z rumem, plażą i palmami w tle. Bo próżniaczej egzystencji bohaterów towarzyszy w Dzienniku rumowym nieustająca refleksja i gorycz świadomości, że życie bezcelowe jest w gruncie rzeczy życiem straconym.

d1hmds9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1hmds9