Nie wiem, czy to wpływ wzmożonego promieniowania ze Smoczej Jamy, ale od jakiegoś czasu w głowach polskich autorów lęgną się... smoki. Przed kilku laty za sprawą Joanny Olech mogliśmy bowiem śledzić zabawne przygody Pompona i jego dzieci (* Pompon w rodzinie Fisiów* oraz Pulpet i Prudencja. Smocze Pogotowie Przygodowe ), a teraz dzięki Ewie i Andrzejowi Mleczko pojawił się kolejny literacki przedstawiciel tego gatunku – Marian z Drakosławic. Nie da się jednak ukryć, że jego pokrewieństwo z legendarnym Smokiem Wawelskim jest dość dalekie, bo wprawdzie umiejętność zionięcia ogniem jest dla niego bardzo ważna, lecz korzysta z niej, nie czyniąc nikomu krzywdy. Marianek nie jest więc w żadnym wypadku krwiożerczą bestią, lecz zupełnie niegroźnym
czteroletnim smoczkiem, wiodącym dość idylliczne życie w Drakosławicach. Tytułowa kraina smoków i różnych innych stworów ma wiele cech wspólnych z naszym zwykłym światem (znajdziemy tu na przykład kino czy sklepy z zabawkami), ale jest także jedna istotna różnica – nie ma tam żadnych samochodów, a wszyscy jeżdżą na rolkach, hulajnogach lub rowerach. Z kolei większość przygód tytułowego bohatera równie dobrze mogłaby być udziałem jego ludzkiego rówieśnika. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że przedszkolaki z wypiekami na twarzy słuchają czytanych im opowieści o sympatycznym smoczku.
W Smoczku Marianie z Drakosławic znajdziemy siedem pełnych humoru, a zarazem bardzo pouczających historyjek. Dzieci będą mogły się dowiedzieć na przykład, co należy zrobić, kiedy zgubią się w sklepie, jak można upiec dwukolorową babkę piaskową, a nawet poznać odpowiedź na pytanie, po co są choroby. Ewa Mleczko przy okazji wyjaśnia też młodym czytelnikom znaczenie wielu słów, dzięki czemu mogą oni naprawdę znacząco poszerzyć swój zasób słownictwa. Najważniejsze jest jednak, że smoczek Marian i gromadka jego przyjaciół (czyli jaszczurka Lucyna, krokodyl Wiesiek, żółw Szybki Dżony i pająk, na którego wszyscy mówią po prostu pająk) od pierwszych stron książki podbijają serca maluchów.Niewątpliwie spora w tym zasługa pogodnych ilustracji Andrzeja Mleczko, z których wprost bije sielska atmosfera, a wszystkie postacie już na pierwszy rzut oka wydają się przesympatycznymi istotami. Debiut znanego rysownika na niwie twórczości dla dzieci wypadł więc po prostu doskonale.
Dodam jeszcze, że niewątpliwie warto postąpić zgodnie z napisem na okładce, gdyż Smoczek Marian z Drakosławic znakomicie nadaje się do czytania dzieciom na dobranoc.Historyjki nie są bowiem zbyt długie i każda z nich stanowi zamknięta całość, więc może to być wymarzona wieczorna lektura dla brzdąca przez cały tydzień (ryzykujemy jedynie, że będziemy musieli ją czytać maluchowi wielokrotnie...). Można też polecić tę książeczkę jako świetną propozycję dla dzieci, które zaczynają samodzielne czytać, gdyż z pewnością je zainteresuje, natomiast nie powinna przerazić ich swoją objętością. W zasadzie Smoczek Marian z Drakosławic ma tylko jedną wadę – budzi niezaspokojony apetyt na więcej przygód sympatycznego Marianka.