Trwa ładowanie...
recenzja
31-12-2010 10:48

Wigilia w stanie nieważkości

Wigilia w stanie nieważkościŹródło: Inne
d1bpl1k
d1bpl1k

Co porabiają w wigilię Bożego Narodzenia samotni ateiści? Wydaje się, że ich sytuacja dwudziestego czwartego grudnia, rokrocznie nie jest godna pozazdroszczenia z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, trudno żyć w otoczeniu rytuałów, w których odniesienie do rzeczywistości się nie wierzy. Po drugie, najbardziej familijne święta w roku często boleśnie uświadamiają samotnikowi, że jest sam. Czyż nie jest to przygnębiająca perspektywa?

Bezdzietny, zadeklarowany ateista, profesor literatury Pål Andersen mógłby dowcipnie nawiązać do słynnych słów Immanuela Kanta: „Światełka na choince przede mną, a prawo moralne we mnie”, gdyż nawet w ten niezwykły dzień nie traci on dobrego humoru. Wykładowca z Oslo jest w końcu dobrze zarabiającym i sprawnie funkcjonującym w swojej społeczności Norwegiem, który swoje życie poświęcił literaturze awangardowej oraz wieloletnim studiom nad dramatami Henryka Ibsena . Wykształcony, wierny tradycji, a zarazem absolutnie nowoczesny pan Andersen obraca się w towarzystwie podobnych sobie spełnionych pięćdziesięciolatków, których dojrzałe lata przypadły na lata dziewięćdziesiąte dwudziestego wieku, które liczy się na pamiątkę pewnego niezwykłego zdarzenia w Betlejem, o jakim często, nie bez podstaw twierdzi się, że zmieniło oblicze zachodniej cywilizacji...

Tymczasem moralność, a co za tym idzie tożsamość profesora zostaje skonfrontowana z absurdalnie wyglądającym morderstwem, którego jest przypadkowym świadkiem, podpatrując przez okno swojego wygodnego mieszkania rodziną idyllę swoich sąsiadów. Dlaczego nie zadzwonił na policję, jak przystało na szanującego prawo obywatela? Czyżby nie chciał zagłuszać funkcjonariuszom spokojnej nocy? Czy oby na pewno był świadkiem morderstwa, o którym nikomu nic nie powiedział? Czy prawdą jest, że kilka dni później poznał osobiście mordercę w japońskiej restauracji, niezbyt zgrabnie posługując się pałeczkami? Faktem jest, że powyższe pytania, z którymi stara się uporać specjalista od dzieł bodajże najsłynniejszego skandynawskiego dramatopisarza, wprowadzają w ustabilizowane życie uniwersyteckiego rutyniarza niebezpieczny ferment...

Niewielka, aczkolwiek niepokojąca książka Daga Solstada zdaje się wystawiać na próbę czytelnika domagającej się od lektury jasnej i wyraźnej puenty.Jej finał z pewnością nie zadowoli koneserów zagadek kryminalnych, a raczej amatorów dalekowschodnich paradoksów, gdyż w końcu trudno orzec; czy statecznemu profesorowi śniło się, że jest dusicielem, czy też dusiciel pomyślał sobie, że jest szanowanym literaturoznawcą, który spędzając samotnie wieczerze wigilijną przesadził z alkoholem?

d1bpl1k
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1bpl1k