Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:19

Więźniowie globalnego raju

Więźniowie globalnego rajuŹródło: Inne
d48yr75
d48yr75

Od paru lat nie oglądam w kinie i telewizji horrorów/thrillerów. Jednym z moich ostatnich była produkcja, skądinąd niezbyt wysokich lotów, o wdzięcznej, „wspólnotowej” nazwie „Osada”. Ten film ma w sobie coś przerażającego. I nie mówię tu o potworkowych kostiumach z wikliny, tajemniczych dźwiękach czy grozie niedomówień, lecz o stereotypach oraz mitach, na których został zbudowany pojawiający się w dziele Shyamalana obraz wspólnoty i inności. Prawdziwym koszmarem okazuje się nie to, co widzimy w kinie, lecz to, co poza nim. Książka Baumana była dla mnie czymś w rodzaju współczesnej socjologicznej powieści grozy, stanowiącej doskonałą pożywkę dla moich wspólnotowych lęków.

Mitologiczna metafora
Wspólnota to locus amoenus, miejsce szczęśliwe i bezpieczne, które obecnie funkcjonuje jako utopia regresywna i progresywna jednocześnie – „raj utracony, do którego mamy jednak nadzieję powrócić”. Upragniony ideał wspólnoty oraz bezpieczeństwa stoi jednak w sprzeczności z drugim wielkim ideałem XXI wieku – ideałem wolności i indywidualności. Książka Baumana ma w założeniu odgrywać rolę „bilansu szans i zagrożeń, jakie kryją proponowane i poddawane próbie rozwiązania” owego dynamicznego konfliktu. Na dobry początek czytelnik otrzymuje opartą na micie o Tantalu definicję wspólnoty jako stanu pierwotnej nieświadomości, „ciepłego kręgu” (G. Rosenberg) wzajemnego zrozumienia i pomocy. Nowoczesny przekaz informacji i możliwość swobodnej komunikacji zastąpiły owe naturalne wspólnoty „wspólnotami” sztucznymi, tworzonymi za pomocą mechanizmów selekcji i wykluczania – wyspy zamieniły się w oblężone fortece. W okresie zaniku prawdziwych wspólnot wyobrażenie to zyskało ogromną popularność, dzięki której niebywały
wręcz sukces odniosło pojęcie tożsamości, namiastka wspólnoty. Swą karierę zawdzięcza przede wszystkim temu, że oferuje wizję bezpieczeństwa, której – zdaniem autora Płynnej nowoczesności – nie można zweryfikować praktycznie w „prywatnym, indywidualizowanym i globalizującym się świecie”. Tożsamość jako bycie innym po to, by znaleźć sobie podobnych, prowadzi do społeczeństwa multiplikującego podziały, sytuacji w której tworzenie miejsc wspólnych okazuje się ciągłym wytyczaniem granic (F. Barth). Zatem, wracając do wspomnianego na początku mitu, „współcześni poszukiwacze wspólnoty są skazani na dzielenie losu Tantala; ich cel z konieczności im się wymyka, a dzieje się tak właśnie wskutek podejmowanych prób jego pochwycenia”.

Dwa wieki ludzkości: panoptikon i pustynia
Już w renesansie, u progu nowoczesnego świata, okazało się, że bezpieczeństwo i wolność, to wartości tylko dla wybranych, możliwe do osiągnięcia tylko za cenę pozbawienia bezpieczeństwa i wolności innych ludzi. Nowoczesny kapitalizm oferował emancypację wybranym, natomiast dla mas rezerwował stłumienie oraz przymus. Oczyma Baumana „rewolucja przemysłowa” w aspekcie socjologicznym to rozerwanie pierwotnego porządku wspólnotowego i wtłoczenie ludzi w sztywny ład hali produkcyjnej. Prawa wspólnotowe i wytworzony przez nie kult pracy (workmanship instinct), jako kolektywne, pożyteczne działanie zostały wykorzenione, zamieniając „dobrą robotę” w jałową harówkę. Etap ten charakteryzuje panoptyczny model władzy, który – choć zakłada nadzór i dominację – przywiązuje obie strony do miejsca i wzajemnie uzależnia od siebie obie strony. Pracodawcy byli zatem zarządcami, bez względu na to, jaki model zarządzania wybierali. Eksperymenty E. Mayo dowiodły przy tym, że zarządzanie jest skuteczniejsze, jeśli
pracodawca daje pracownikom namiastkę owej pierwotnej wspólnoty i kultu pracy, które nawet lepiej niż Taylorowski wzrost płac gwarantuje lojalność wobec firmy.

Dla drugiego etapu charakterystyczne jest natomiast odejście od opisanego powyżej menadżerskiego modelu. Rutynowe obowiązki przydzielane masom przez nowoczesny kapitalizm, oznaczały nie tylko ograniczenia, ale też ochronę, której zabrakło w następującym po nim okresie. Pracodawcy porzucili obowiązek kontrolowania porządku, a ośrodek władzy – nie mniej silny – stał się nieokreślony, trudny do zlokalizowania, uniemożliwiając tym samym jakikolwiek opór. Panoptykon zamienił się w pustynię (E. Jabes). Nie ma tu miejsca na trwałość i pewność, a rzeczy zmieniają się zanim zdążymy się do nich przyzwyczaić. W tych warunkach także zyskują ludzie uprzywilejowani, uosabiający styl cool. Wyraźnie odcinają się od wspólnoty, dzięki której osiągnęli finansową niezależność. Cytując za Baumanem Pountaina i Robinsa „filozofia” cool sprawia, że: „prywatny gust zostaje wyniesiony do rangi pełnego etosu; jesteś tym, co ci się podoba, a więc tym, co kupujesz”. Ludzie ci przyjmują strategię życiową Don Juana – ciągłego
rozpoczynania na nowo, tworząc eksterytorialną, hotelową elitę. Ta kosmopolityczna postawa wymaga przy tym ciągłego odgradzania się od intruzów, pozwalając bezwspólnotowej elicie na odcięcie się od jakichkolwiek powinności względem społeczeństwa. Wspólnoty tego okresu, podobnie jak tożsamości, są elastyczne, podlegają ciągłym i łatwym zmianom. Muszą prowokować dążenie do zaspokojenia, jednocześnie nigdy do spełnienia nie doprowadzając. Owe doraźne, skupione wokół jednego problemu-wieszaka wspólnoty mają charakter estetyczny, to znaczy nie wytwarzają między członkami sieci obowiązków etycznych, a więc zobowiązań długotrwałych. To więzi, które nie wiążą, wspólnota widzów oglądających jeden program w telewizji, który w każdej chwili można przełączyć, zmienić. *
*
Jak podzielić ten tort?

Autor Życia na przemiał podejmuje problemu roszczeń mniejszości. Jego zdaniem należy odróżniać służące integracji społeczeństwa, „wygłaszane w imię równości żądania redystrybucji” od sprzyjających podziałowi i zerwaniu dialogu „uznaniowych roszczeń do promowania kulturowej różnicy”. Ta część pracy wydaje się szczególnie interesująca jako próba zmierzenia się z realiami życia w społeczeństwie różnorodności. Jest próbą znalezienia konstruktywnego rozwiązania, lecz niekoniecznie złotego środka, pomiędzy promowaniem kulturowej różnicy dla samej różnicy, a opresyjnym zamknięciem na jakąkolwiek inność. Ale otrzymanie prawa do tortu trzeba odróżniać od otrzymania kawałka tortu. Bauman zwraca także uwagę na zmianę pojmowania pojęcia niesprawiedliwości społecznej. Dawne „wspólnoty interesu” uważały za niesprawiedliwość stan, kiedy ich sytuacja wyraźnie się pogarszała. Dzisiejsza polityka uznania została zdominowana przez światopogląd mieszczański, według którego krzywdzone są te grupy pozbawione przyjemności
dostępnych innym. Anomalią stało się więc nie tyle pogorszenie standardu życia, co brak jego poprawy. Jednocześnie indywidualizacja sprawiła, że nie ma grup interesu, które mogłyby sprzeciwić się niesprawiedliwości społecznej. Minął czas rewolucji. Dziś skargi tracą swój kolektywny charakter i los jednostki postrzega się jako wynik jej życiowej zaradności. Kiedy każdy jest kowalem swojego losu, może mieć pretensje tylko do siebie. Dla Baumana upadek kolektywnych dążeń redystrybucyjnych ściśle wiąże się ze wzrostem nierówności społecznych. W ciągu dziesięciu ostatnich lat XX wieku różnica między płacą szefa i pracownika wzrosła dziesięciokrotnie. Oddzielenie prawa uznania (czyli prawa do tortu) od prawa do ponownego podziału (tegoż tortu), sprawia, że „kulturalistycznie” pojmowane prawa człowieka przyznają nam prawo do tortu, ale nie dają ani kawałka. Zaangażowanie w sprawy innego okazuje się obojętnym przyzwoleniem na jego obecność. Społeczne nierówności w imię polityki wielokulturowości przekształca się
w „różnice kulturowe” zyskujące publiczną aprobatę. „Mniejszości etniczne” wcale nie wynikają z deklaracji ich członków, są narzucane odgórnie, a ich kultywowanie opiera się na odebraniu członkom wspólnoty prawa do samostanowienia. Wielokulturowość zamienia się w multikomunaryzm, wymuszoną lojalność wobec narzuconej odgórnie wspólnoty. W ten sposób źle pojęta wielokulturowość sprzyja negatywnej stronie globalizacji, która pogłębia podziały między bogatą elitą, zamkniętą w dobrowolnych „gettach” i większością populacji. Najbiedniejsi, wykluczeni przez społeczeństwo, żyją w prawdziwych gettach, co nie także sprzyja tworzeniu więzi. Nikt nie chce należeć do wspólnoty poniżenia, a współczesne getto nie daje bezpieczeństwa oferowanego w jego klasycznej postaci. Marzenie o bezpieczeństwie i wolności globalnej elity ziszcza się zatem pod sztandarami źle pojętej wielokulturowości kosztem bezpieczeństwa i wolności najbiedniejszych.

d48yr75

Współczesne społeczeństwo ma kształt roju, jest skoordynowane a nie zintegrowane. Nie potrzebuje nadzoru odgórnej władzy, bo samo się kontroluje. Nie potrzeba panoptikonu w sytuacji, gdy więzień zamienia się w konsumenta, który sam gorliwie pilnuje swojego miejsca. „Kuszenie i uwodzenie ostatecznie zastąpiły normatywną regulację i natrętny dozór” (P. Bourdieu), a pojęcie wolności zostało utożsamione z konsumpcyjnym nadmiarem. Główną strategią płynnej władzy staje się od-angażowanie. Zamykając się przed obcymi próbujemy tworzyć wspólnoty sądząc, że to oni zagrażają naszemu bezpieczeństwu. Jednak nigdy nie zdobędziemy poczucia bezpieczeństwa metodą tworzenia granic, tak jak Tantal nie zdoła pochwycić upragnionego jabłka. Zdaniem Baumana droga do prawdziwej wspólnoty, gwarantującej wszystkim jej członkom bezpieczeństwo i wolność, prowadzi przez redystrybucję – zapewnienie zasobów pozwalających jednostkom na samostanowienie oraz zbiorowe ubezpieczenie od następstw indywidualnego nieszczęśliwego przypadku. W
pojedynkę, zdaniem Baumana, nie zapanujemy nad naszym losem w globalizującym się świecie. Prawdziwa może być tylko „wspólnota troski i odpowiedzialności za równe prawo do bycia człowiekiem i za jednakową możliwość zgodnego z tym prawem postępowania”.

Nie wiem, ile słuszności jest w diagnozach urodzonego w Poznaniu badacza. Ujęcia socjologiczne zawsze wydają mi się przytłaczające ze względu na ogólnoludzką skalę rozpatrywania problemu. Dla mnie rozważania Zygmunta Baumana są atrakcyjne ze względu na tkwiący u ich podstaw rewolucyjny gest. Dziś, kiedy bunt stał się gadżetem reklamowym, rekwizytem płynnej tożsamości, pozwalającym sprzedać nastolatkom parę dżinsów lub żel do włosów, postawa nestora polskiej socjologii ma w sobie coś wyjątkowego. Kogo jeszcze stać na prawdziwy bunt w nowszym, wspanialszym ponowoczesnym świecie?

d48yr75
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d48yr75

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj