Trwa ładowanie...
recenzja
13-04-2012 13:08

Wierzysz czy nie wierzysz – możesz żyć lepiej

Wierzysz czy nie wierzysz – możesz żyć lepiejŹródło: Inne
d3jmfkc
d3jmfkc

Nasz świat miejscem wielce przyjaznym nie jest – co do tego chyba wszyscy się zgodzą. Pomijając takie czysto przyrodnicze zjawiska, jak powodzie, susze, wybuchy wulkanów i trzęsienia ziemi, ludzkość trapiona jest przez masę innych plag, których skutki zawdzięcza samej sobie albo częściowo (jak np. epidemie wynikające z braku higieny czy rozliczne choroby cywilizacyjne)
, albo całkowicie (jak wojny i rewolucje, kryzysy finansowe, zatrucie środowiska toksycznymi chemikaliami). I odkąd istnieje, zawsze znajdzie się ktoś, kto powiada jej, że można żyć lepiej. Od zarania świata wiodącą rolę w podsuwaniu recept na dobre życie odgrywali kapłani wszelkich możliwych religii, i tych dominujących, i tych funkcjonujących gdzieś na marginesie. Wypełniaj przykazania Boga lub Bogów – czasem zupełnie zrozumiałe i rzeczowe („nie zabijaj”, „nie kradnij”, „nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”), czasem dziwne lub z punktu widzenia logiki wręcz absurdalne (dlaczegóż Istota Najwyższa miałaby obiecywać pomoc
tylko tym, którzy na przykład odprawią określony obrzęd siedem, a nie sześć razy, za to szykować srogie kary dla kogoś, kto przez przypadek zje kęs zakazanej potrawy albo założy poszczególne elementy odzieży w niewłaściwym porządku?) – a będzie ci się dobrze wiodło. Jeśli nie tu i teraz, to na drugim, lepszym świecie. I coś w tym musi być, skoro przez parę tysięcy lat miliony ludzi na całym świecie deklarowały się jako wyznawcy tej lub innej religii, ba, gotowe były oddać w jej obronie całe swoje mienie i życie. A równocześnie czegoś musi brakować, bo w ciągu tych paru tysięcy lat na obszarze wpływów żadnego z dominujących wyznań nie ustały wojny, nie zniknęli z powierzchni ziemi mordercy, złodzieje, oszuści, chuligani, gwałciciele, damscy bokserzy i wszyscy inni, którzy czynem lub słowem działają na szkodę mniejszej lub większej liczby bliźnich. Stąd nieustające próby kreowania nowych systemów wartości – czy to znów religijnych, ale odżegnujących się od wspólnoty z egzystującymi wyznaniami, czy całkowicie
pozareligijnych. Z tych ostatnich nie sprawdziło się – możemy już być tego pewni – podejście marksistowskie. Uznanie religii za „opium dla ludu” („das Opium des Volkes”- K.Marks) nie dostarczyło równocześnie żadnej rozsądnej koncepcji odnowy moralnej, a życie w państwach rządzonych przez komunistyczne reżimy równie rażąco odbiegało od ideału (choć niekoniecznie w tych samych aspektach), co przed ich zaistnieniem.

Michael Schmidt-Salomon przedstawia czytelnikom najnowszą alternatywę: humanizm ewolucyjny. Podana (jak informuje autor - dopiero w nowym wydaniu, na prośbę czytelników) „krótka i zwięzła” definicja tego pojęcia zajmuje półtorej strony, spróbujmy więc zadowolić się definicją podstawową: „świecki, postnacjonalistyczny, krytyczno-racjonalny (tzn. zarówno antydogmatyczny, jak i antyrelatywistyczny) światopogląd, czerpiący swe wartości z różnorodnych źródeł nauki, filozofii i sztuki oraz łączący teoriopoznawczą perspektywę naturalizmu z etyczno- polityczną koniecznością kompleksowej poprawy warunków ludzkiego życia (wolność, wyrównywanie szans, ochrona praw człowieka, zapobieganie fizycznej, strukturalnej i kulturowej przemocy itp.)”[s.174] A poprawy tej ma dokonać poprzez „odczarowywanie przestarzałych mitów i wypełnianie uwolnionej w ten sposób przestrzeni nowymi regułami etyki, polityki, ekonomii i kultury, które z kolei zasadę korzyści własnej przekierują w każdym z osobna na bardziej humanitarne tory
”[s.175]. Brzmi to bez wątpienia imponująco i bardzo naukowo. A na ile przekonująco? Jakby nieco mniej, zwłaszcza jeśli prócz przeczytania definicji zagłębimy się w wywody autora uzasadniające zastępowanie jednych systemów wartości innymi.

„Nie wyrządzaj innym istotom żywym krzywdy większej niż ta, która jest potrzebna do zachowania twojej ludzkiej egzystencji” – taka dewiza, z jednej strony respektująca prawa natury, zgodnie z którymi człowiek jest gatunkiem wszystkożernym, a z drugiej przypominająca o współzależności, jaka łączy nas z innymi organizmami żywymi, jest z pewnością bardziej etyczna niż zasady nakazujące zabijanie zwierząt jedynie po to, by złożyć je w ofierze (niematerialnemu przecież) bóstwu. Ale już na przykład przekonywanie, że „jedynie osoba jest świadoma własnej egzystencji, żyje nie tylko chwilą teraźniejszą, lecz zna także swą przeszłość i potrafi snuć plany na przyszłość” [s.128] i że „do kategorii osób należałoby zakwalifikować być może nie tylko ludzi, lecz także (w ograniczonym zakresie) naszych najbliższych biologicznych krewnych – szympansy, bonobo, goryle i orangutany”[s.129], może budzić pewne kontrowersje. Czy bonobo zna swą przeszłość lepiej, niż kot, niedźwiedź albo delfin, możemy się zastanawiać; załóżmy
nawet, że tak, ale co w takim razie z niemowlęciem urodzonym z ciężkimi wadami rozwojowymi, które nie widzi, nie słyszy i reaguje jedynie na przyłożenie smoczka do ust? Jest osobą, czy nie? A człowiek w ostatniej fazie choroby Alzheimera, gdy już nie rozpoznaje nikogo i niczego i wypowiada tylko jakieś nieartykułowane słowa?

Rzeczony bonobo służy autorowi również jako ilustracja innej tezy: mianowicie, że „istnieje najwyraźniej ogromny rozdźwięk między normatywną konstrukcją katolickiej moralności seksualnej a prawdziwym postępowaniem gatunku ssaków, który te normy miałyby obowiązywać”[s.105]. Albowiem „naukowcy odkryli, że w obrębie danego gatunku [podkreślenie recenzenta] istnieje korelacja między stopniem ‘swobody seksualnej’ a wielkością jąder i penisa. (…) W odniesieniu do wzajemnego stosunku wielkości jąder, członka i całego ciała (…) oscylujemy gdzieś pomiędzy gorylem a bonobo. Nic więc dziwnego, że pod względem wyszukiwania strategii rozrodczych reprezentujemy (obie płcie!) typ mieszany”[s.104]. Jednakże każdy biolog – nawet wyznający stuprocentowo racjonalny światopogląd – powie, że człowiek i wspomniane małpy reprezentują różne gatunki, należące do osobnych rodzin w obrębie jednej nadrodziny; ich pokrewieństwo genetyczne jest niezaprzeczalne, niemniej jednak na tyle odległe, że ekstrapolacja wniosków wywiedzionych z
obserwacji jednego z nich na drugi jest posunięciem co najmniej ryzykownym. To, co najlepsze dla przetrwania gatunku bonobo, wcale nie musi być dobre dla człowieka (i najwyraźniej nie jest, zważywszy choćby częstość chorób przekazywanych drogą płciową wśród osobników hołdujących – tak jak bonobo - wyłącznie zasadzie „seksualnej korzyści własnej” [s.100] albo problemy emocjonalne dzieci, których rodzice zmieniają partnerów częściej niż rękawiczki).

d3jmfkc

Wiara, że odrzucenie wszelkich dotychczasowych norm etycznych – jako przestarzałych i nienaukowych, bo w dużej mierze wywodzących się z pism ojców poszczególnych kościołów – i kierowanie się przydatną ewolucyjnie zasadą korzyści własnej poprowadzi w prostej linii do poprawy warunków życia całej ludzkości, wydaje się równie naiwna, jak wiara w to, że w zamian za wydarcie serc dziesięciu „innym” Wielki Mzimu nagrodzi wojownika po śmierci dziesięcioma pięknymi żonami. Historia zdążyła już nas przekonać – na przykładzie wspomnianej wcześniej ideologii marksistowskiej – że zaciekła antyreligijność może okazać się równie szkodliwa, jak fundamentalizm religijny.

Czy wobec napotkania tych wątpliwych interpretacji warto dalej zagłębiać się w lekturę Humanizmu ewolucyjnego? Warto. Bo oprócz nich zostaje powiedziane wiele wartościowych rzeczy. Człowiekowi wierzącemu ta książka powinna uświadomić, że przynależność do danego kościoła nie daje racji do uznania się za lepszego od reszty społeczeństwa, a ateiści i agnostycy, kierując się tylko zasadą „nie rób drugiemu, co tobie niemiło”, mogą z punktu widzenia ludzkości okazać się wielekroć lepsi, niż niesławnej pamięci inkwizytorzy czy inni zwolennicy szerzenia „jedynej” wiary za pomocą ognia, miecza i tortur. A także, że ludzie przemawiający w imieniu Boga są jednak tylko ludźmi i jako tacy bywają omylni, zwłaszcza gdy biorą się do wyjaśniania zjawisk natury.

Człowiek niewierzący zyska za jej pośrednictwem pewność, że nie deklarując się po stronie żadnej religii, nie pozbawia się jakiejś cząstki człowieczeństwa, i że opowiadając się za podanymi na końcu „Dziesięcioma propozycjami humanizmu ewolucyjnego” (skądinąd w wielu punktach przypominających Dekalog: „nie kłam, nie oszukuj, nie kradnij i nie zabijaj – chyba że w sytuacjach skrajnych nie ma innych możliwości bronienia ideałów humanizmu”; „oddaj swe życie w służbę ‘wyższych wartości’, kontynuuj dzieło tych, którzy pragnęli uczynić ten świat miejscem lepszego, wartościowego życia” [163]) będzie żył godnie i z pożytkiem dla innych.

d3jmfkc
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3jmfkc