To powieść, która już z racji swoich gabarytów bardzo przypadła mi do gustu. W końcu nieczęsto zdarza się ponad sześciuset stronicowa powieść i to w dodatku taka, która nie jest nudna, czy też tak trudna, że nie sposób jej „zmęczyć”. Właśnie z racji objętości to prawdziwa kronika życia bohatera, obejmująca jego losy od dzieciństwa, poprzez studia i dorosłość wraz z nieudanym małżeństwem i romansami, obejmująca kilka miejsc, jak choćby Stany Zjednoczone, Anglię, Egipt czy Syrię. Z racji swojej obszerności może poruszyć wiele kwestii, takich jak wolność, miłość, namiętność, odpowiedzialność czy wzajemne relacje grupy i jednostki oraz relacje pomiędzy samymi jednostkami. Książka wreszcie jest pisana zarówno w pierwszej, jak i trzeciej osobie, została w niej zaprezentowana wielość technik literackich i liczne retrospekcje – to pozycja, która zawiera w sobie wiele innych, to wciągający miks różnych gatunków z całym bogactwem stylu, po brzegi wypełniona emocjami, całą paletą obrazowo odmalowanych nastrojów, dająca
okazje zarówno do wzruszeń, jak i przemyśleń nad kwestiami zasadniczymi, w tym nad sensem człowieczeństwa. Z tych wszystkich powodów to dzieło monumentalne, ale, co trzeba dodać, nie przytłaczające swym ogromem czytelnika. Warto zauważyć, że jest to powieść zaszeregowana w internetowych księgarniach jako historyczna. Mogę się z takim określeniem zgodzić o tyle, że jest to książka napisana w starym dobrym stylu – z dbałością o szczegóły, bogata w treść, z bohaterami, których losy i osobowości są niesłychanie złożone. Tak naprawdę mogłaby (pomijając realia, w których została osadzona) wyjść spod pióra mistrzów dziewiętnastowiecznych powieści. Co prawda w świat stworzony przez Fowlesa trzeba wejść, do książkowego stylu trzeba się przyzwyczaić, co nie jest łatwe, ale naprawdę warto. Fabuła jest w stanie ten trud wynagrodzić.