Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:22

Wielka miłość nie ma łatwo. Balsam na nastoletnie dusze

Wielka miłość nie ma łatwo. Balsam na nastoletnie duszeŹródło: Inne
d126p6j
d126p6j

Doczekaliśmy się premiery filmowej adaptacji drugiej części niezwykle popularnej sagi Zmierzch. Prawdopodobnie Księżyc w nowiu będzie kasowym przebojem i zanotuje wysokie wyniki oglądalności. Film zapowiada się ciekawie, zwłaszcza, że obfitował będzie w sceny widowiskowe, efekty specjalne i wiele trudnych dylematów; dodajmy bohaterów, których nastoletnia publiczność już pokochała i sukces murowany. Przed pójściem do kina wracam pamięcią do książki, która stała się podstawą scenariusza filmu, o którym mowa.

Wydany kilka lat temu Księżyc w nowiu jest kontynuacją kultowego Zmierzchu, książki, która niesamowicie zamieszała w rankingach najpopularniejszych książek. Cała saga, zatytułowana tak jak pierwszy tytuł z serii, bije rekordy sprzedaży na całym świecie. Autorka ubrała w słowa i fabułę najskrytsze marzenia dziewczęce – wielka miłość, zabójczo przystojny chłopak, z którym można i porozmawiać, i dobrze się bawić, akceptacja mimo kompleksów, zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. W książce znalazło się także miejsce na wątek mroczno–magiczny, wymarzony chłopak nie tylko jest przystojny i inteligentny, ale tak w ogóle jest nieprzeciętny, bo jest wampirem. Miłość wampira i śmiertelniczki, miłość niebezpieczna, zakazana, równocześnie piękna i zmysłowa; ubrana w specyfikę języka i zwyczajów amerykańskiej nastolatki jest tematem sagi. Wielkie miłości mają to do siebie, że w literaturze, nawet masowej nie mogą tak po prostu być i radośnie kwitnąć. Wielka miłość musi przezwyciężać zły los, złe siły, złych ludzi, złe
decyzje jednej strony, zranione uczucia drugiej strony, brak zrozumienia, a także zasady logiki i zdrowego rozsądku. Wielka miłość nie ma łatwo. Zwłaszcza, gdy autor ma na tyle wyobraźni żeby używać zjawisk z pogranicza rzeczywistości i magii, a także ma na tyle odwagi, by być czasami okrutny. O tym już wiedzieli na przełomie XVIII i XIX wieku twórcy powieści grozy, z tego schematu korzystali, skorzystała z ich odkryć i autorka, co prawda obyło się bez złowrogich kazamat i krwawych pojedynków, tak charakterystycznych dla przywołanego gatunku powieściowego, jednak na brak wrażeń i tym razem nie możemy narzekać. Pojawiła się część druga i konieczność przezwyciężania trudności. Pamiętajmy, że w przypadku takiej miłości jak związek Belli i Edwarda tych trudności jest odpowiednio więcej niż w związkach mniej niecodziennych, przeto, jak wiemy, na jednym tomie się nie skończy.

Zastanawiam się, czy oś drugiego tomu wynikała li tylko z pomysłu na fabułę, czy znowu – była wynikiem dobrej znajomości psychiki nastolatek. Bo młode dziewczyny nie tylko marzą o miłości (to mamy już załatwione w pierwszym tomie), ale często bywają porzucane, rzucane, opuszczane, cierpią, fizycznie także, nie umieją się pogodzić ze stratą, przeżywają prywatny koniec świata, czasem depresję, czasem załamanie. Bo obok miłości istnieje też rozpacz na tym najpiękniejszym ze światów. Taka rozpacz, że żyje się z przyzwyczajenia, bez marzeń, bez planów, bez nadziei, ot bo nie ma innego wyjścia. I nie zdradzę chyba zbyt wiele, jeśli napiszę, że takie właśnie atrakcje funduje Belli autorka sagi.

W drugim tomie Zmierzchu bohaterów zastajemy mniej więcej w momencie, w którym ich opuściliśmy w tomie poprzednim. Niewiele, może poza rekonwalescencją Belli, zostało opuszczone, rozpoczął się rok szkolny, para Edward–Bella nie robi już takiego wrażenia, jak na początku. Ojciec Belli powoli przekonuje się do chłopaka. Nic tylko trwać w tym spokojnym szczęściu. Ale nie na tym ta powieść ma polegać. Nadchodzi katastrofa, która przewraca życie bohaterki do góry nogami, dziewczyna zostaje sama, załamana i nieszczęśliwa, bo wciąż szaleńczo w Edwardzie zakochana. Szczegóły każdy sobie poczyta. Ale oto na scenie pojawia się znany już z pierwszego tomu Jacob. Powstaje bardzo specyficzna relacja między dziewczyną, która wraca do życia i chłopakiem, którego życie diametralnie się zmienia. Bo okazuje się, że nie tylko wampiry, ale i inne postacie rodem z legend zamieszkują okolice Forks. Bella przyciąga do siebie groźne potwory, a czytelnik ma sporo przyjemności z poznawania świata i zwyczajów sfory, która rośnie
w siłę. Nie wątki etnograficzne, ale właśnie bardzo złożona, naznaczona cierpieniem i odrzuceniem przyjaźń dwojga nastolatków czyni książkę ciekawą. Dodajmy do tego trochę poważnych dylematów – tajemnicę, którą nie można się podzielić nawet z najlepszą przyjaciółką, przywódcę, którzy kategorycznie każe przyjaźń przerwać, ostre słowa, a w pakiecie jest jeszcze nieodwzajemniona miłość i rysuje się relacja warta prześledzenia. Zwłaszcza, że na horyzoncie, w pamięci, potem we wspomnieniach majaczy jeszcze ten trzeci. I tyle wystarczy, by powstała prawie grecka tragedia, w której należy dokonać wyboru, a każda z alternatyw niesie za sobą krzywdę któreś ze stron. I w tym momencie trochę żałuję, że akcje śledzimy z punktu widzenia Belli, a nie na przykład wszechwiedzącego narratora, który zagwarantowałby trochę więcej głębi psychologicznej skomplikowanym w końcu postaciom. My jednak musimy zadowolić się tym, co widzi Bella, a stany emocjonalne Jacoba i Edwarda pozostawia się naszej zdolności analizy behawioralnej.
Trochę szkoda. Narracja z punktu widzenia bohaterki ma też swoje dobre strony, Bella mówi językiem swoich rówieśniczek, językiem, który czasami może razić prostotą czy infantylizmem, ale dzięki temu jest doskonale zrozumiała, łatwiej „wejść” w świat zdefiniowany od początku do końca przez główną bohaterkę. Choć czytelnika bardziej wymagającego taki zabieg może razić, dla grupy wiekowej, do której skierowana jest ta książka, stanowi to niewątpliwie dobre rozwiązanie. Książka pełna jest spektakularnych, niekonwencjonalnych rozwiązań, bo po depresyjnej monotonii życia codziennego bohaterki, nagle okazuje się, że świat wokół aż kipi od tajemnic, nagłych zwrotów akcji i pomysłów radykalnych, dzięki temu akcja nabiera tempa, by mknąć z prędkością ferrari ku zakończeniu takiemu, jakie sobie wymarzyliśmy. Cieszę się, że możemy choć na chwilę opuścić deszczowe Forks i pogrzać się we włoskim słońcu, być świadkiem wielkiej uroczystości i pooglądać wampirzych arystokratów, szkoda, że te postaci zostały potraktowane
trochę powierzchownie, ale wciąż wierzę w tom piąty sagi, więc może wtedy… Autorka wprowadza także wątek poważnej rozmowy, rozmowy o Bogu, wierze i ewentualnym potępieniu i niestety rozmowę zawiesza, zabieg owszem śmiały, bo w teorii zmusza do refleksji, ale znowu – wątek potraktowany jest powierzchownie. Jeśli decydujemy się na rozmowy o sprawach arcypoważnych, to należy je także kończyć, tak myślę…

d126p6j

W książce Meyer doceniam przede wszystkim dobrą znajomość duszy nastolatki, umiejętność wniknięcia w jej stany emocjonalne i umiejętność opisania ich tak, by stały się nie tyle namacalne, co realistyczne. By czytelniczka w Belli znalazła przyjazną duszę, która cierpi podobnie. Dorośli bardzo często bagatelizują ból po stracie nastoletnich miłości, czasami szydzą, nie rozumieją, upraszczają i pocieszają, że za chwilę przejdzie. W tej książce przeciętna dziewczyna znajdzie sporo zrozumienia. I zakończenie, które daje nadzieję na przyszłość, a to bardzo ważne – umieć dać nadzieję. Podoba mi się cały ten bestiariusz Meyer, bo niby wampiry i wilkołaki to nie jest taka znowu nowość, a jednak sztuką jest dać im nową twarz, tożsamość, legendy, hierarchię, czy nawet strażników i arystokrację. W dodatku, wszyscy oni zostali świetnie wpasowani w rzeczywistość dnia codziennego, spełniają wymogi czasu i miejsca, mimo swej nierealności, odrealnione nie są. Jakkolwiek, można próbować kierować zarzuty pod kątem
wymienionych wcześniej niedoskonałości książki, to najlepszą recenzję wyznaczyli jej sami czytelnicy tłumnie odwiedzając księgarnie, pisząc komentarze pod informacjami o książce, czy nawet tworząc tzw. opowiadania fanowskie (fanfiction), które czerpią z oryginału, jednocześnie tworząc własne fabuły. I książka broni się głosami tych właśnie milionów czytelników, dla których historia miłości wampira i śmiertelniczki jest objawieniem, sensacją, książką wymarzoną, taką na która się podświadomie czekało od lat. Meyer zaspokoiła te oczekiwania w sposób doskonały, tworząc książkę nie do końca doskonałą. Liczy się jednak efekt. A efekty są znane.

d126p6j
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d126p6j

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj