Ten, który niemal doprowadził do buntu na Orle
Nie zmieniło się jednak negatywnego nastawienie marynarzy do Świrskiego, który dolał tylko oliwy do ognia 15 czerwca 1940 roku w szkockim Rosyth. W trakcie przemówienia do załogi ORP Wilk, mającego podnieść ją na duchu po zaginięciu Orła pokazał on swoje "talenty" oratorskie:
"Okręt musi iść na morze, bo jest wojna - nie wszystkie okręty giną. A jeśli zginiemy, to pozostanie sława. Okręt ma iść z obecną obsadą oficerską, bo innego dowódcy podwodnika na terenie Wielkiej Brytanii nie ma".
To wcale nie był jeszcze koniec. Co prawda chwalił męstwo załogi Orła, ale po chwili "zaproponował, byśmy poszli w jego ślady. To chyba już przesada, zagalopował się" - wspomniał komandor porucznik Borys Karnicki.
Nietrudno się domyślić, że takie zakończenie nikogo nie zmotywowało.