Nie o bluźnierstwo bynajmniej tu chodzi, a o specyficzne podejście do dzieci, o fenomenalny, pedagogiczny dar, jakim ksiądz Józef Tischner każdej niedzieli oczarowywał swoich podopiecznych. Publiczność trafiała mu się niełatwa – sprytna, rezolutna, wymagająca.O wszystkim trzeba było opowiadać dokładnie i ciekawie, żeby zebrana wokół ołtarza gromadka przedszkolaków rzeczywiście chciała go słuchać. Tischner miał jednak na to sposoby – jako pierwszy z polskich duchownych wyszedł do swoich słuchaczy z otwartymi ramionami, oddawał im mikrofon, aby tym chętniej uczestniczyli w dyskusji, zabierał na msze misia Bartka i pozwalał przynosić do kościoła przeróżne zabawki. Przez dziesięć lat swoje kazania kierował właśnie do najmłodszych, by z iście stoickim spokojem tłumaczyć im największe prawdy biblijne. Nie lada to było wyzwanie, tym bardziej, że nawet na najprostsze pytania dzieciny zawsze miały własne, dość niekonwencjonalne odpowiedzi. Cóż zrobić, kiedy na cały kościół rozbrzmiewa hasło, że pokarmem dla duszy
jest pomidor, patronem ludzi pracy – święty Gierek, a jedna z dziewczynek tytułuje się najlepszym stworzeniem bożym? Ano, przede wszystkim, nie wybuchnąć śmiechem. Tischner robił jednak znacznie więcej – w mig wymyślał zabawną odpowiedź, dzięki której żadne dziecko nie czuło się gorsze czy wyśmiewane, a która przywracała dyskusję na właściwy tor i pozwalała objaśnić omawiany problem. Tym sposobem grono jego wiernych rozmówców wciąż rosło, a i dorośli kiwali z aprobatą głowami.
„Wyglądało to tak: co niedzielę o godzinie dziesiątej otwierały się drzwi zakrystii, rozlegał się dźwięk dzwonka i na środek kościoła wychodziła procesja małych ministrantów. Ostatni ministrant niósł dużego pluszowego misia. A za ministrantem, który niósł misia, szedł ksiądz, do którego miś należał. Miś nazywał się Bartek, a ksiądz nazywał się Józef Tischner. Wszystko to działo się w kościele pod wezwaniem Świętego Marka w Krakowie przy ulicy Sławkowskiej. Dawno? Nie tak dawno, bo jeszcze żyją ludzie, którzy to pamiętają" – czytamy w Rozmowach z dziećmi. Ta niewielka objętościowo książeczka pokazuje nam księdza Tischnera nie jako profesora i filozofa, ale przede wszystkim jako wspaniałego nauczyciela, pełnego cierpliwości i pogody ducha, który z każdej opresji potrafił wyjść obronną ręką, a swoją dobrocią i poczuciem humoru zjednywał sobie całe zastępy dzieci. „Czasami się śmieję, że najpierw jestem człowiekiem, potem filozofem, potem długo, długo nic, a dopiero potem księdzem" – mawiał o sobie. Z
proponowanej przez „Znak" książki wyłania się jednak obraz księdza doskonałego, który prostymi, zrozumiałymi słowami objaśnia kwestie wcale niełatwe. A czyni to w sposób tak interesujący, że zapis jego kazań potrafi rozbawić do łez nawet dzisiejszego, dorosłego czytelnika.
Na Rozmowy z dziećmi składa się zapis pięciu Tischnerowskich kazań, wygłoszonych w 1978 roku i traktujących m.in. o zazdrośnikach, dwóch biblijnych łobuzach, o tym, za kogo umarł Jezus, ile razy trzeba przebaczać innym i jak wielkim skarbem jest przyjaciel. Nie są to jednak kazania w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, wygłaszane przez kapłana od początku do końca i biernie przyjmowane na wiarę przez uczestniczących we mszy. To raczej zapis dialogu, jaki przed laty nawiązywał się pomiędzy księdzem Tischnerem a jego owieczkami – dialogu, gdzie bezceremonialnie przeplatały się ze sobą słowa Ewangelii i opowieści o wakacjach w Bułgarii czy dziadkowych orzechach z sadku. On pytał, one odpowiadały – choć oczywiście nie zawsze na temat i nie zawsze mądrze. Nie to się jednak liczyło – znacznie ważniejsze było to, że potrafił zachęcić je do rozmowy, że traktowały go jako swojego mentora i przewodnika, który wszystko chętnie objaśni, każdemu da Bartka do potulenia, dla każdego znajdzie miłe słowo. Książka to
więc pełna ciepła i miłości, wzbogacona trzema opowiadaniami dla najmłodszych. Może nazbyt skromna w swym rozmiarze, ale z pewnością bogata w treść i wzruszająca.