Co tak naprawdę dali nam Rzymianie? Prześmiewcze pytanie z „Żywotu Briana" Monty Pythona jest wciąż aktualne. Może dopytać – ale którzy? Mieszkańcy Lacjum, którym nie podobała się ich nieco bagnista ojczyzna, więc podbili niemal cały wówczas im znany świat? A może ci, którzy powstali ze stopienia się kultury łacińskiej, greckiej, podbitych plemion z prowincji oraz napływowych barbarzyńców? Gdy mówimy o jakimś państwie, mamy na myśli jego ciągłą strukturę, choć z pewnością zdajemy sobie sprawę, że współczesny Francuz mocno różni się od Francuza z wieku XVII, ten z kolei od Francuza będącym poddanym Ludwika Świętego. Tym większą ostrożnością musimy się wykazać, gdy przyjdzie nam poznawać Cesarstwo Bizantyjskie, jedno z najbardziej fascynujących zjawisk politycznych w historii Europy, jednocześnie mocno niedocenianych i niezrozumianych przez historyków.
Judith Herrin, zajmująca się jego historią całe swoje zawodowe życie, napisała książkę, która nie pretenduje do miana monografii dziejów czy szerzej cywilizacji bizantyjskiej, lecz stanowi raczej obszerną apologię państwa- fenomenu: jego ciągłość i tożsamość zachowały się od czasów starożytnych, zawieruchy dziejowe powodowały nieustanne jego odradzanie, wypełniające starą formę nową, żywotną treścią. Gdyby spojrzeć na uwarunkowania geograficzne, państwo rozpięte między Bałkanami a Bliskim Wschodem, atakowane nieustannie na wszystkich frontach lądowych oraz morskich, nie powinno przetrwać dwóch pokoleń, tymczasem w tej czy innej formie przetrwało lat tysiąc. Herrin zwróciła uwagę, iż Bizancjum nie było nigdy skansenem, rezerwatem kultury antycznej, lecz nieustannie się reformującym potężnym krajem, który swą wyższość kulturową był w stanie narzucić nawet Turkom, swoim śmiertelnym wrogom. Skupia się też autorka na tych aspektach, które w jakiś sposób wpłynęły na historię Europy: politycznie, religijnie czy
kulturowo. Poszukiwacze faktów politycznych będą mocno rozczarowani, Herrin prowadzi swą narrację, opowiadając nam historię bliższą poddanym, niż ich władcom. Rozpoczyna oczywiście od centrum, czyli Konstantynopola oraz jego religijnego serca, potężnej bazyliki Hagia Sophia. Nazywanie go Nowym Rzymem poza wszystkimi aspektami służącymi ciągłości władzy i tradycji, miało ten jeszcze sens, że na dobrą sprawę Bizancjum było państwem-miastem, nawiązaniem do starożytnych polis w tym sensie, że bez swej stolicy nie miało prawa istnieć. Konstantynopol wyznaczał nawet sposób istnienia Cesarstwa, położony nad Bosforem, spinał część europejską z azjatycką, niczym łaciński Janus miał dwie twarze i dwie polityki, których spójność zależała od organizacji, doskonałej biurokracji, jakości armii, stanu skarbca i strategii władzy centralnej, uosabianej przez cesarza. Do największych osiągnięć politycznych Herrin zalicza obronę Europy przez wszelkimi zagrożeniami płynącymi ze wschodu, szczególnie przed wyznawcami islamu, czy
to Arabami, czy później Turkami oraz misja cywilizacyjna wśród Słowian. Niewątpliwie największym wkładem w dziedzinę religii było ukształtowanie prawosławia i jego rozprzestrzenienie, ale Herrin wskazuje także na dwa inne elementy – ikonoklazm, którego porażka była wielkim triumfem sztuk plastycznych oraz ruchy heretycko-ezoteryczne, które miały istotny wpływ na rozwój religii zachodniej (np. bogomili).
Bardzo interesujące są rozważania autorki dotyczące codziennego życia i relacji łączących poszczególne grupy społeczne. Od cesarskiego dworu po najuboższego mnicha, każdy miał swoje miejsce przypisane w sprawnie działającej maszynie struktury państwowej. Oczywiście urodzenie determinowało życie poddanego cesarza, ale nie w sposób absolutny: armia, Kościół i administracja dawały możliwość awansu nawet bardzo biednym obywatelom (i wśród cesarzy znajdowali się ambitni nuworysze). I tu dochodzimy do kluczowego elementu sukcesu Bizancjum: cesarze przez całe średniowiecze dysponowali najlepiej wykształconym społeczeństwem swoich czasów, nawet efemeryczne potęgi kulturalne Bagdadu czy Kordoby nie mogły się równać z poddanymi cesarza znad Bosforu.
Judith Herrin stara się również znaleźć dobrą odpowiedź na pytanie o przyczyny końca Cesarstwa, dlaczego akurat to, a nie inne wydarzenie zaważyło na istnieniu państwa, które po wielokroć wydawało się bliskie ostatecznego uśmiercenia, a jednak potrafiło się podnieść i stać jeszcze potężniejsze niż poprzednio. Wskazuje na chwiejność i próbę przechytrzenia papieży w kwestii religijnej, co w dużym stopniu utrudniło uzyskanie pomocy od coraz silniejszych królestw zachodnich, błędy w stosunkach z krzyżowcami, wewnętrzne niepokoje, spowodowane coraz trudniejszą sytuacją gospodarczą oraz przesunięcie się centrum ekonomicznego i handlowego na zachód. Osłabione państwo nie potrafiło się oprzeć łupieżczej IV krucjacie, a ponad dwa wieku później zostało dorżnięte przez sunnickich Turków, przy całkowitej niemal obojętności chrześcijańskich współwyznawców. Fiskalne ciężary obrony niekorzystnych strategicznie granic stały się zbyt wielkie dla słabnącej i mniej elastycznej gospodarki, przy splocie niekorzystnych
wydarzeń politycznych, paraliżujących skuteczne działanie władzy centralnej.
Bizancjum Judith Herrin to znakomita książka dla wszystkich, którzy swoje pojęcie o Cesarstwie Konstantynopolitańskim są w stanie zamknąć w dwóch, trzech zdaniach.Zostaną oni wprowadzeni w świat oryginalnej i witalnej kultury, zostaną zaskoczeni jej wspaniałością, sprawnością i wysoką kulturą życia społecznego, silną identyfikacją poddanych z państwem, niespotykanym często w średniowieczu patriotyzmem, barwnym życiem religijnym i teologicznym – co tu dużo mówić, niesłychanie ciekawą historią tysiącletniego następcy wielkiego Rzymu.