Tym razem Feliks Kres zabiera czytelników na ekstremalną wycieczkę po permanentnie opłakiwanym przez Szerń zakątku Szereru. Grombelard to prawdziwy koniec świata – dosłownie pięć miast, prymitywnych, acz warownych, a poza tym – góry. W których niemal bezustannie pada, a jednak żadna ilość deszczu nie może zmyć ran, odniesionych przez tę trudno dostępną krainę w wyniku dawnych zmagań dwóch potęg: Szerni i Aleru. Ostatecznie zwyciężyła ta pierwsza, ale z wielkim trudem. Grombelard to trudne miejsce do życia, tak dla cesarskiego Księcia Przedstawiciela, jak i dla nieznającej gór prostej armektańskiej łuczniczki. Owszem, góry mogą życia nauczyć, ale jest to brutalna i niekompletna lekcja, którą przeżywa niewielu. Ci, którzy dokonują tej niezwykłej sztuki, szybko odkrywają, że wiedza o górach ma swoją cenę. Ciężkie Góry są zaborcze i łatwo nie wypuszczają tych, których raczyły oszczędzić. Gdzieś po drodze, niepostrzeżenie, stają się częścią ich życia – najważniejszą, niemożliwą do zastąpienia niczym innym. Tę
właśnie drogę: od całkowitej ignorantki do tytułowej grombelardzkiej legendy, przechodzi główna bohaterka monumentalnego zbioru opowiadań – A.J. Karenira, Armektanka Czystej Krwi. Kraj Chmur szybko i wiele jej odbiera, ale równie wiele daje. Nowy cel w życiu, w miarę realizacji którego dziewczyna zapracowuje sobie na przydomek Łowczyni i status „żywego symbolu” deszczowej prowincji Cesarstwa. Nie ma w tym bogatym pakiecie tylko jednego – osobistego szczęścia dziewczyny, która nigdy nie przestała tęsknić zarówno za Równinami, jak i za marzeniem o miłości.
Trzeci tom Księgi Całości jest najmroczniejszym z dotychczasowych. Na jego kartach czytelnik po raz pierwszy spotyka gatunek, obdarzony przez Szerń rozumem jako trzeci i ostatni – sępy. Odgrywają one kluczową rolę w historii Łowczyni, a także w realizacji Praw Całości. Więcej niż dotąd dowiadujemy się również o innych szererskich rozumnych – kotach. I to nie tylko za sprawą jednej z najciekawszych postaci w cyklu – kocura z arystokratycznymi monogramami, który wybrał ścieżkę rozboju: L.S.I. Rbita. Przede wszystkim jednak, mimo wewnętrznego podziału na opowiadania, jest Legenda historią spójną pod względem koncepcji i psychologii postaci oraz – co może dziwić wobec podkreślanego nieustannie i eksponowanego wręcz do przesady okrucieństwa codzienności w górach – romantyczną i wzruszającą. Owszem, postać Kareniry ma swoje wady i można powiedzieć, że cierpi na swoistą wewnętrzną schizofrenię, bo, co przejawi jakieś głębsze uczucia, to dla równowagi urządza niewielką, za to efektowną, bezwzględną i bardzo
męską masakrę. W górach lub w mieście, obojętnie. Jednak na tle przekonująco i detalicznie odmalowanej codzienności mieszkańców Grombelardu – zarówno rozbójników, niepodzielnie władających górami, jak i gwardzistów, utrzymujących porządek w miastach – jej zachowania, jeśli nawet nie mieszczą się w normie, to niewiele poza nią wykraczają. Liryczna panienka nie przeżyje w górach, a Pani Gór nie zachwyci dartańskich salonów ogładą. Obszerny zbiór pokazuje Szerer – po raz kolejny – z zupełnie nowej strony. Powracają, oczywiście, nieco abstrakcyjne (a miejscami zdecydowanie zbyt wydumane, jak w Czarnych mieczach) wątki związane z mocą Pasm Szerni, poznajemy też kilkoro nowych Przyjętych, których dążenia niejednokrotnie stanowią oś fabularną opowiadanych historii. Jednak, miast ułatwiać zrozumienie układanki znanej jako Prawa Całości, jej nowe elementy raczej wprowadzają dodatkowy chaos. Na tym poziomie nie ma co oczekiwać przełomu ani stanowczej puenty.
Ta zamknięta historia niezwykłej jednostki, będąca w istocie panegirykiem na cześć potęgi Gór i siły ludzkiej pamięci, dzięki której legenda może dać swym bohaterom nieśmiertelność, jest gorzka, jak wszystkie historie z Szereru. Ale, jak żadna z wcześniejszych, jest też na swój szorstki sposób piękna. To sprawia, że przyznaję jej zdecydowany prymat nad poprzedniczkami, a z dotychczas opublikowanych tomów cyklu historia Kareniry przegrywa w mojej opinii jedynie z Panią Dobrego Znaku.