W przypadku Dziewięciu milimetrów do nieba mamy do czynienia z książką, która wprawdzie ma ewidentne mankamenty, a mimo to może zdobyć całkiem spore grono zagorzałych fanów. Autor ukrywający się pod pseudonimem Piotr Pochuro za nadrzędny cel postawił bowiem sobie ukazanie, jak ciężka była służba polskich policjantów w latach dziewięćdziesiątych. I trzeba podkreślić, że zrobił to całkiem umiejętnie, gdyż nie tylko uchwycił realia codzienności na ówczesnej warszawskiej komendzie rejonowej, ale zaoferował czytelnikom wciągającą historię sensacyjną, która sprawia wrażenie opartej na faktach. Nie powinno chyba nikogo specjalnie dziwić, że sympatia autora wyraźnie leży po jednej stronie, skoro Piotr Pochuro przepracował kilkanaście lat w policji. Niestety, efektem tego jest, że próżno szukać wśród powieściowych mundurowych jakiejś czarnej owcy, co trudno uznać za wierne odwzorowanie rzeczywistości. Nikt tutaj nie bierze łapówek, nikt nie da się zastraszyć bandytom ani nie współpracuje z mafią – natomiast
niemal wszyscy funkcjonariusze z pełnym poświęceniem dążą do schwytania przestępców. Owszem, trafimy w Dziewięciu milimetrach do nieba na scenkę z dyżurnym nieradzącym sobie z zamieszaniem na komendzie, ale jego nieudolność nie wynika przecież ze złej woli i tak naprawdę jest nieszkodliwa...W sumie jedyną nieco bardziej skomplikowaną postacią jest Karol Marak – doświadczony policjant niebezpiecznie balansujący na granicy prawa, a nawet czasem ją przekraczający, kiedy chce zdobyć dowody lub po prostu dać wycisk przestępcom. Krótko mówiąc – taki polski Brudny Harry. Karolowi przypada rola wprowadzenia w tajniki służby Rafała Wolejskiego – idealisty, który mimo ukończonych studiów prawniczych postanawia sprawdzić się w roli szeregowego policjanta. Oczywiście konfrontacja między starym wygą i nowicjuszem jest nieunikniona, ale to zaledwie wstęp do pełnych dramatyzmu przeżyć tej dwójki w czasie akcji pościgowej za uciekającymi gangsterami.
Wprawdzie obraz policji wyłaniający się z kart powieści jest nieco wyidealizowany, ale Piotr Pochuro przedstawia też ciemniejsze strony służby w tej formacji. Jak można skupić się na walce z przestępczością, kiedy jest się zawalonym masą papierkowej roboty, a kłody pod nogi policjantom rzucają zarówno leniwi prokuratorzy, jak i dziennikarze gorliwie tropiący przypadki znęcania się przez „oprawców w mundurach nad bezbronnymi obywatelami”(co z tego, że mającymi bogatą kryminalną przeszłość...)? Autor nie pomija też milczeniem alkoholizmu szerzącego się wśród funkcjonariuszy czy fatalnego wpływu zbytniego oddania policyjnej pracy na życie rodzinne, ale to wszystko służy tylko podkreśleniu heroizmu tych ludzi, którzy narażają swoje życie i zdrowie w celu zapewnienia bezpieczeństwa całemu społeczeństwu.
Niewątpliwie Dziewięć milimetrów do nieba to powieść z tezą, ale dzięki temu ma ona szansę stać się książką kultową dla osób, które uważają, że należy przywrócić szacunek dla pracy polskiej policji. Z kolei dzięki dobrze skonstruowanej fabule i wartkiej akcji powieść Piotra Pochury może być też ciekawą lekturą dla wielbicieli kryminałów osadzonych w naszych realiach.