Ewelina i Adam, para idealna, z idealnym życiem, nagle staje w obliczu niewyobrażalnej tragedii. Śmierć ich nienarodzonego dziecka obojga pogrąża w głębokiej żałobie, choć każde przeżywa ją na swój sposób. Czy para przetrwa próbę czasu, sił, bólu? Nie. Pytanie, co dalej…
„Wbrew sobie” to głęboko poruszająca, do bólu prawdziwa opowieść wcale nie o czasie, który leczy rany, ani o sposobach na poradzenie sobie z ogromnym bólem po rodzinnej tragedii. To historia o traceniu i odzyskiwaniu, o wysokiej cenie nowego życia, które czasem możliwe jest tylko wtedy, gdy wcześniej jest się niemal martwym…
Powieść wystawia uczucia czytelnika na ciężką próbę. Z jednej strony oczywista jest empatyczna postawa wobec Eweliny, zrozumienie jej bólu, wczucie się w jej stan. Z drugiej – bohaterka, w swoim cierpieniu i żałobie jest egocentryczna i nachalna, co nie podlega już prostej akceptacji i niekoniecznie jest zrozumiałe, a jej ciągłe roszczenia stają się irytujące. Utrata dziecka była dla niej ogromnym szokiem, cierpieniem fizycznym i psychicznym, ale jednak jej osobistym, które każdy powinien uszanować, ale nie każdy musi się mu poddawać. Adam również stracił dziecko, jednak wydaje się pogodzony z losem, chce wrócić do swojego życia i starać się o nowe. Ewelina jednak wciąż nie potrafi uporać się ze swoimi emocjami, z pretensjami pochodzi do każdego, kto nie chce jej dłużej współczuć, kto nie żałuje, nie rozumie, że nadal jej trudno. Popada w konflikt z całym światem, a najbardziej z samą sobą. I sama sobie zostaje, odpychając każdego, kto próbuje wyciągnąć do niej rękę. Czy w końcu otworzy oczy, by zobaczyć, że
świat wokół niej nadal istnieje? Czy uświadomi sobie, że przeszłość to nie tylko ostatni rok JEJ życia? Czy zauważy coś więcej, poza swoim cierpieniem…? Czy utrata dziecka to dobra chwila na rachunek sumienia…?
Powieść Kołczewskiej, choć wielowątkowa, jest w pełni dopracowana w każdym aspekcie. Podobnie jak jej „Kto, jak nie ja”, stanowi subtelne, a zarazem wyraziste studium o wystawionej na ciężką próbę sile ludzkiego charakteru, o tożsamościowych zmianach i rozrachunku z przeszłością. Pod płaszczykiem obyczajowej, atrakcyjnej, a zarazem prostej powieści, przekazuje ponadczasowe wartości i skłania do refleksji. Nie ma miejsca na lukrowane happy endy ani nienaturalne, ale jakże pomyślne zwroty akcji. Jest za to spora przestrzeń na popełnianie błędów, nawet tych samych, na żal, na wybuchy nie zawsze dobrych i nie zawsze uzasadnionych emocji. Na śmiech, radość, spontany i łzy szczęścia również. Jest miejsce na wszystko, a przede wszystkim na to, by gdzieś po drodze czytelnik mógł pomyśleć o sobie, niekoniecznie utożsamiając się z bohaterami. „Wbrew sobie”, podobnie jak inne powieści Kołczewskiej, jest po prostu, mówiąc banalnie, życiowa. I nic więcej nie potrzeba.