Od uciążliwego piractwa po regularne inwazje
Od tego czasu, wikingowie sukcesywnie pustoszyli kolejne wyspy, jednak ze strategicznego punktu widzenia, pierwsze najazdy były po prostu dość uciążliwą formą piractwa. Z czasem, te morskie wilki zaczęły atakować klasztory i miasta położone w głębi kontynentu, zaś w najazdach uczestniczyły coraz większe siły. Wikingowie nie musieli nawet posuwać się do łupienia: co majętniejsi władcy nabywali sobie spokój - na coraz krótszy czas - zasilając budżet najeźdźców pokaźnymi okupami. Rajd na Fryzję przyniósł na przykład 100 funtów srebra. Cóż to jednak było wobec 7000 funtów srebra, które otrzymali za odstąpienie od Paryża!
W Anglii władcy nie byli tak hojni, więc wikingowie pozostawiali po sobie zazwyczaj zgliszcza. Dość rzec, że tzw. "Wielka Armia" przez dziesięć lat, od 856 roku, miażdżyła kolejne armie anglosaskich królestw. To już nie były pirackie wypady na bardziej lub mniej znaczące klasztory. W ciągu dekady wikingowie zdążyli złupić York, osadzić na jego tronie marionetkowego władcę i zamordować kilku królów. Na jednym z nich, Elli, najprawdopodobniej dokonano egzekucji nazywanej "krwawym orłem". Polegała ona na rozcięciu klatki piersiowej, odrąbaniu żeber i wyciągnięciu płuc na zewnątrz, po czym takim ich przyszpileniu, by wyglądały jak rozłożone skrzydła.