Wyobraźcie sobie, że jesteście uczniami typowego amerykańskiego liceum, powiedzmy, że podobnego do tego z High School Musical. Co widzicie? Imprezy, rozgrywki koszykówki, walkę o najlepsze stoliki podczas lunchu? Nastolatki plotkujące o randkach i zakupach? A teraz rozejrzyjcie się nieco uważniej. Poznajcie Cleo. Jest najpopularniejszą dziewczyną w szkole, nosi ubrania od najlepszych projektantów i zapierającą dech w piersiach biżuterię, odziedziczoną po przodkach – wielkich faraonach. Sekret wspaniałej urody Cleo tkwi zapewne w tym, że została profesjonalnie zakonserwowana. Dziewczyna jest bowiem… mumią. Tę tajemnicę znają nieliczni. Między innymi chłopak Cleo, Deuce. Przystojniak, noszący najmodniejsze w sezonie okulary przeciwsłoneczne. Tylko czemu nie zdejmuje ich nawet podczas lekcji? Bo… wszystko na co spojrzy, zamienia się w kamień! Przyjaciółki Cleo skrywają równie mroczne sekrety. Lala stara się nie uśmiechać, by przypadkiem nie ukazać ludziom swoich wampirzych kłów. Clawdeen regularnie odwiedza
kosmetyczkę, która usuwa jej wilkołaczą sierść. I dziwi jedynie, czemu dotąd żaden z uczniów nie zaczął się zastanawiać nad imieniem i nazwiskiem pewnej nieśmiałej dziewczyny, tworzącymi razem niepokojącą zbitkę słowną: Frankie Stein.
Saga Monster High opisuje typowe nastoletnie życie nietypowych nastolatek. Teoretycznie potworów, ale w gruncie rzeczy bardziej ludzkich od niejednego człowieka. Marzących o akceptacji ze strony „normalsów”. Jednak wymarzona walka o tolerancję w Upiorze z sąsiedztwa, drugim tomie cyklu przybierze niebezpieczną formę. Autorka poprzez swoich bohaterów zadaje pytanie: czemu wciąż nie potrafimy akceptować innych takimi jakimi są? Lisi Harrison mogłaby skupić się na powszednich problemach „odmieńców”: otyłych, nieatrakcyjnych, niepełnosprawnych, a może po prostu uboższych niż reszta rówieśników. Wydaje się jednak, że nie bez powodu wybrała na głównych bohaterów zombie, wampiry i wilkołaki. We współczesnej literaturze, nie tylko młodzieżowej, wprost roi się od różnej maści potworów. W zwyczajnych ludziach wzbudzają podziw i fascynację, niektórzy próbują z nimi walczyć, jednak zazwyczaj kończy się na namiętnych romansach. Tymczasem Lisi Harrison próbuje dociec, jak w rzeczywistości wyglądałby świat, w
którym tuż obok nas żyłyby odmienne stworzenia. Wnioski płynące z jej przypuszczeń nie są zbyt różowe. Jak na razie, w dwóch tomach Monster High biedne potwory zetknęły się przede wszystkim ze strachem przed innością, agresją i nietolerancją.
Powieść sama w sobie powiela schemat książek dla nastolatek. Sporo miejsca poświęca randkom, wizytom u kosmetyczki i problemom młodzieży. Czyni nawet ukłon w stronę technologii, która opanowała życie prywatne każdego młodego człowieka podążającego z duchem czasu, a więc posiadającego najnowszy model telefonu komórkowego, zrywającego z dziewczyną/chłopakiem przez telefon, i przez tenże telefon zwierzającego się z największych swoich sekretów. Część stron książki to po prostu teksty sms, w dodatku otoczone przez ramkę w kształcie iphone’a. Zabieg sprytny – młodym ludziom coraz mniej chce się czytać, więc gdy wreszcie przekroczą próg księgarni, być może zachęci ich powieść, w której poza zwyczajną czcionką jest miejsce i na takie cudo. Ot, efekt dzisiejszej kultury obrazkowej. Krótkie zdania, nie zagłębianie się w szczegóły dopełniają konwencji obranej przez Harrison. Powyższe zabiegi sprawiają, że Upiór z sąsiedztwa to powieść na jeden, góra dwa wieczory. Ale to raczej pozytyw. Bo książka, choć
zdecydowanie nie jest nudna, mogłaby po pewnym czasie po prostu zacząć męczyć swoją formą i jednotorowością. Tymczasem, po zakończeniu pierwszego tomu czekamy na kolejny, a potem znowu na następny, przy okazji kompletujemy lalki Monster High i śledzimy losy upiornych dziewczyn w krótkich animowanych filmikach na Youtube. A (potworna) machina się kręci.