Swego czasu na Festiwalu Fantastyki w Nidzicy gościła rosyjska pisarka i redaktorka Maria Galina. Podczas dyskusji na wiecznie aktualny temat „fantastyki kobiecej” obrazowo opisała ona różnice pomiędzy prozą pisaną przez panie a tą tworzoną przez mężczyzn. Posłużyła się przy tym przykładami zaczerpniętymi ze swojej praktyki w wydawnictwie. Otóż zdecydowana większość „męskich” książek zaczynała się od tego, że bohater budził się na straszliwym kacu i próbował sobie przypomnieć, gdzie jest, co tu właściwie robi, a w skrajnych przypadkach: kim w ogóle jest. Jeśli autorowi nie zbywało na fantazji, to reszta książki była kontynuacją poszukiwania odpowiedzi na te ważkie pytania. Wygląda na to, że Ksenia Basztowa znała te reguły, rządzące młodą rosyjską prozą fantastyczną, i postanowiła napisać „męską” książkę. Jej bohater, student imieniem Andriej, budzi się więc pewnego ranka, dotkliwie odczuwając skutki wcześniejszej libacji. Podczas zabiegów, które mają owe skutki złagodzić, chłopak stopniowo przypomina sobie,
jak doprowadził się do tego pożałowania godnego stanu. Jakież jest jego zdziwienie, kiedy podczas oględzin swojej zmarnowanej fizjonomii odkrywa, że... wyrosły mu wampirze kły. Dogłębne badanie jamy ustnej, już na trzeźwo, potwierdzają tę pierwszą diagnozę dotyczącą zadziwiającej metamorfozy części jego osobistego uzębienia. Tylko Andriejowi coś się nie zgadza. Przecież jest już dzień, a promienie słońca wcale chłopaka nie parzą. Co więcej, widok krwi cały czas nieodmiennie napawa go wstrętem. A takie rzeczy, jak głosi ludowa mądrość, porządnemu wampirowi nie powinny się przytrafiać.
Z głębin pamięci wydobywa Andriej wczorajszą scenę, w której wraz ze swoim przyjacielem Wowką (z którym raczył się wcześniej licznymi trunkami) spotykają tajemniczego osobnika w czarnym płaszczu. I dają się mu namówić na skosztowanie oferowanego przez niego napoju. W toku dalszych dociekań Andriej odkrywa, że Wowce także wyrosły wampirze zęby. A potem jest już coraz bardziej niesamowicie. Obaj studenci dostają się w wir wydarzeń, których osią są trudne sprawy rodzinne niejakiego Włada Palownika, średniowiecznego hospodara wołoskiego, znanego szerzej pod przydomkiem Drakula. I oto okazuje się, że dobrze znane chłopakom miasto staje się areną zmagań pomiędzy różnymi frakcjami wampirów i wilkołaków, trup ściele się gęsto, mnożą się zasadzki, pościgi, porwania i przypadki uwięzienia. A do tego wszystkiego zarówno Andriej, jak i Wowka mają... własne problemy rodzinne.
Autorka bawi się różnymi konwencjami literackimi, co i rusz puszczając oko do czytelników. Tworzy pełen humoru koktajl, w którym miesza się niesamowitość i groteska, horror i komedia, młodzieńczy romans i scenki obyczajowe z życia rosyjskiej młodzieży. Basztowa lawiruje pomiędzy poszczególnymi elementami fabularnej układanki, starając się je do siebie nawzajem dopasować. Efektem jej starań jest opowieść, którą czyta się szybko, choć nie zawsze z maksymalnym zaangażowaniem emocjonalnym. Bohaterowie dopiero wkraczają w dorosłość, więc o pozwolenie wyjścia z domu – w celu ni mniej, ni więcej, tylko ratowania świata – muszą jeszcze pytać się mamy. Nie są więc herosami o nadludzkich możliwościach, oderwanymi od rodziny i społeczeństwa, a raczej kumplami z osiedla, którym przydarzyły się niezwykłe przygody. I na miarę swoich ograniczonych sił starają się w zaistniałej sytuacji jakoś sobie radzić. Takie przedstawienie bohaterów pozwala śledzącym ich losy rówieśnikom łatwo dzielić z nimi pokoleniowe dole i
niedole. Na koniec pozostaje tylko rada dla czytelników: po lekturze książki koniecznie dokładnie obejrzyjcie swoje szczęki. A nuż cały ten wampiryzm jest zaraźliwy także drogą czytelniczą.