Alkaloidbył dla mnie intrygującą zagadką. Nie raz i nie dwa zastanawiałam się bowiem, co by było, gdyby w Stanisławie Wokulskim pozytywista przeważył nad romantykiem. Przedsięwzięcie polegające na próbie udzielenia odpowiedzi na to pytanie, choć nie ląduje automatycznie w tej samej „szufladce”, co * Przedwiośnie żywych trupów, * Duma i uprzedzenie i zombieczy inny Faraon wampirów, obarczone jest jednak sporym ryzykiem niepowodzenia. Wszak w samej idei dopisywania „dalszego ciągu” czy „alternatywnej wersji” do jednej z najlepszych polskich powieści (skrzywdzonej umieszczeniem w kanonie lektur szkolnych) jest coś obrazoburczego, ponadto autor w sposób nieunikniony naraża się na - potencjalnie dla siebie niekorzystne, mówiąc najłagodniej - porównania z oryginałem. Skoro już się odważył, to niech lepiej ma coś ciekawego do zaoferowania,
bo oczekiwania mam spore - taka myśl towarzyszyła mi przy otwieraniu pięknie wydanej powieści, której autor ukrył się za pseudonimem, stanowiącym prawdziwe personalia twórcy * Lalki*.
Rezultat tego eksperymentu, szczerze mówiąc, przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Alkaloidwciągnął mnie wręcz niesamowicie, zarówno rozmachem wizji świata, zmienionego nieodwracalnie (ale czy na pewno?) przez przypadkowy eksperyment znudzonego oczekiwaniem warszawskiego kupca, jak i dynamiczną fabułą, osadzoną w zmieniających się sceneriach: od Hong Kongu, przez rewolucyjną Rosję, Interzonę Polska, do Skandynawii. Tej niezwykłej podróży przez czasy i miejsca, z bohaterami o znanych nazwiskach, ale odmienionych przez wszechmocny alkaloid historiach, pełnej intrygujących koncepcyjnie wynalazków, niemal nie sposób przerwać przed dotarciem do ostatniej kartki.
Być może nie jest to powieść dla osób, które lubią rozumieć wszystko, ale skoro nawet Einstein przyznaje się do niepojmowania niektórych przedstawionych teorii, o Wokulskim już nie wspominając, ja podchodziłam do przerastających mnie elementów naukowej podbudowy opowiadanej historii bez większych kompleksów. Zresztą, największe tego typu zgrzyty miały miejsce dopiero w ostatniej części, przy rozważaniu mechanizmu podróży w przeszłość. Wcześniej z radością obserwowałam autorskie zabawy z historią, zarówno poszczególnych postaci, jak i całego świata. Zachwyciła mnie szczególnie alternatywna wersja rosyjskiej rewolucji. Stopniowo też odkrywałam sekrety Alki i zamierzenia jej twórcy, nie raz i nie dwa przeżywając autentyczne zaskoczenie kierunkiem rozwoju intrygi.
Alkaloid jest bowiem powieścią głęboko przemyślaną: przemiana, jakiej świat doświadcza na wszystkich poziomach pod wpływem odkrycia Wokulskiego, będzie nie do docenienia dla kogoś, kto nie jest choćby pobieżnie zaznajomiony z klasyczną wersją rozwoju wypadków. Jeśli już miałabym wskazać jakąś istotną wadę całości, to byłby nią brak pogłębienia charakterów postaci. Jednak wynika on z koncepcji, na której oparto powieść: najważniejsze jest przedstawienie roli, jaką odegrała Alka i natury samej substancji, by zrozumiała stała się motywacja, towarzysząca Wokulskiemu przez cały tekst. Drugą dominantą jest akcja, intryga. Na pogłębienie postaci czy stylistyczne wyrafinowanie zwyczajnie nie ma już miejsca.
Nie zubaża to jednak całości w znaczący sposób, pozostaje ona bowiem spójna. Koncepcyjnie kojarzy mi się z * Prestiżem* Priesta , który należy do nielicznych pozycji ocenionych przeze mnie maksymalnie. Nie jestem w stanie zaręczyć, że to powieść dla każdego. Zdaje się, że jest wręcz odwrotnie - zdecydowanie nie każdy odbiorca ją doceni, czy to z braku bazy w tej czy innej dziedzinie, czy z powodu takich, a nie innych priorytetów autora. Niemniej zachęcam do spróbowania się z tym utworem - lektura była dla mnie dosyć niezwykłym doświadczeniem, być może zbliżonym do alkaloidowego Surżu. Szczerze wątpię, czy inne wydawnictwo niż Powergraph zdecydowałoby się na wydanie powieści tak nietypowej i marketingowo niepewnej. Dlatego cieszę się, że istnieje seria Science fiction z plusem. Alkaloid, mimo pewnych zastrzeżeń, zasługuje na wyróżnienie i dostrzeżenie, i nie
trafił do niej przypadkowo.