Thomas Brezina jest mistrzem. Mistrzem w eksploatowaniu starych pomysłów. Jak na jakiś wpadnie, to nie popuści, aż nie wydusi z niego wszystkiego co tylko się da. Pisze zatem schematyczne książki, jedną za drugą, z zapałem i swoistym zadowoleniem. Zbudowane według konkretnego wzorca. Raz mniej, raz bardziej zabawne, po pewnym czasie po prostu nużące. Ileż można w kółko pisać o tym samym?! Na pewno - jak sami widzimy - po raz szósty, siódmy...
Ten tomik, podobnie jak i poprzedni, nie wyróżnia się w ramach całego cyklu niczym niezwykłym. Schemat został wypróbowany, sprawdzony w ogniu walki czyli czytania. Począwszy od ostrzeżenia względem dziewczyn sięgających po tę książkę, przez ilustrowane streszczenie fabuły i przedstawienie bohaterów, po samą historię i zakończenie, które ma dopowiedzieć niedopowiedziane. Nużące jest uporczywe powtarzanie pewnych rzeczy. Nużące są wciąż te same sposoby docierania do czytelnika. Dziewczyny opisywane są tu jako przysłowiowe flądry: głupiutkie, nierozgarnięte i skoncentrowane na czubku własnego nosa. Chłopcy (do których skierowana jest książka) są inni: dzielni, pomysłowi, dowcipni, bystrzy. Dorośli są co najmniej dziwni, ale w sumie też mało rozgarnięci i domyślni. Świat Hot Dogów to taka rzeczywistość uproszczona do maksimum. Chwilowo może i śmieszna, ale na dłuższą metę zwyczajnie męcząca, jak powtarzany po raz setny ten sam średniej jakości dowcip.
W różnych częściach cyklu jakość humoru oscyluje między zabawną świeżością, a niebezpiecznym balansowaniem na granicy dobrego smaku. Tym razem jest i tak, i tak: momentami śmiesznie, momentami niestrawnie (np. rysunek i mądrości uśmiechniętego Dżian-Donga wygłaszane z poziomu deski sedesowej). Książka jako lektura dla dorosłych jest raczej mało atrakcyjna, przynajmniej dla tych, którzy czytają więcej niż kilka powieści rocznie. Postacie są płaskie, przerysowane i niezbyt intrygujące, po jednym tomie znamy je na wylot i niczym specjalnym nas nie zaskoczą. Zaskakiwać mają dziwaczni kosmici z którymi zmagają się chłopcy, ale i im przychodzi to z coraz większą trudnością. Tematem tej historyjki są obcy-nieobcy wykorzystujący w niecnych zamiarach pewną książkę z dowcipami. Pomysł może i nie najgorszy, ale nie w pełni wykorzystany. Powieść ożywia trochę złośliwa, zbzikowana i absurdalna Eleonora, ciocia Konrada, swoista staruszka-terrorystka. Jedna ciekawa jaskółka pełnej wiosny jednak nie czyni. Mówiąc
prawdę, w tym tomie mamy do czynienia z pewną modyfikacją schematu opowieści o Hot-Dogach, niestety niezbyt w sumie znaczącą dla odbioru całości. To historia dla najbardziej wytrwałych wielbicieli twórczości pisarza, dla tych, którzy się takim kartkom nie kłaniają. Niezbyt śmieszna, mało pouczająca, za to skutecznie pochłaniająca czas.