Czasy studenckie to dla wielu ludzi najszczęśliwszy okres życia – wprawdzie czasem trzeba się było pouczyć, ale jednak przede wszystkim korzystało się z życia. Ciągłe balangi, dłuższe lub krótsze romanse, romantyczne wyprawy w nieznane – to wszystko zazwyczaj mija, kiedy trzeba się ustatkować, iść do pracy i utrzymać rodzinę. Jednak przyjaźnie i małżeństwa zawiązane podczas studiów trwają często przez całe życie. Z kolei codzienność emerytów kojarzy się zazwyczaj z różnymi dolegliwościami zdrowotnymi i wysiadywaniem na ławce przed domem. Ale tak jest w Polsce, a w innych krajach może sytuacja wyglądać zupełnie inaczej...
Bohaterowie Starych diabłów wprawdzie w większości przekroczyli już sześćdziesiątkę, jednak ich czas upływa głównie na przesiadywaniu ze znajomymi w pubach czy spotkaniach na domowych degustacjach wina. Ich życie może i nie obfituje w ekscytujące wydarzenia, toczy się swoimi wytartymi koleinami, ale polscy emeryci mogą jedynie o takim pomarzyć. Dodatkowe ożywienie w rutynę grupy przyjaciół wprowadza powrót w rodzinne strony Aluna Weavera, będącego w angielskiej telewizji „uosobieniem walijskości”, zaś dla nich będącego znajomym z czasów studenckich, który zrobił karierę. Zresztą i w tym przypadku sprawdza się powiedzenie, że trudno być prorokiem we własnym kraju – dla znajomych z czasów studenckich Alun nigdy chyba nie ma szansy stać się „najwybitniejszym poetą walijskim od czasów Brydana”, co najwyżej uznają go za „pierwszorzędnego Walijczyka na pokaz, dla telewizji, dla prasy, dla radia”, gdyż przecież oni go znają jako człowieka z krwi i kości - i co tu dużo mówić - z ludzkimi przywarami i
słabościami.
Powrót Aluna odświeża wspomnienia i urazy, które jego dawni znajomi często noszą od ponad trzydziestu lat. W dodatku jest on kobieciarzem, niezbyt nawet zważającym na zachowywanie pozorów, toteż spotkania z dawnymi przyjaciółmi, a szczególnie „przyjaciółkami” prowadzą nieuchronnie do powstawania napięć towarzyskich. Dodatkowo zaś wszystko komplikuje fakt, że również obecną żonę Aluna łączyły kiedyś bliskie stosunki z niektórymi jego znajomymi... Okazuje się, że choć młodzieńcze lata dawno pozostały za bohaterami książki, to czasem nawet po kilkudziesięciu latach trzeba wypić piwo, którego się nawarzyło...
W sumie w Starych diabłach nie tylko małżeństwo Weaverów, lecz niemal każda z postaci została przedstawiona w taki sposób, że budzi zaciekawienie – a to doprawdy sztuka, gdyż przecież pozornie życie sześćdziesięciolatków nie powinno zbytnio zainteresować osoby o trzydzieści lat młodszej. Jednak w powieści Amisa nie ma się wrażenia, że czyta się o staruszkach, lecz po prostu o ludziach, którymi targają takie same uczucia, emocje czy lęki, jakie towarzyszą osobom w bardzo różnym wieku. I właśnie świetnie scharakteryzowane postaci i ich lekko ironiczne przedstawienie powodują, że Stare diabły czyta się z prawdziwą przyjemnością. Uważam, że to jedna z ciekawszych współczesnych powieści obyczajowych i chyba najlepsza z książek Kingsleya Amisa, dlatego gorąco zachęcam do lektury.