Gatunek ludzki co jakiś czas ulega złudzeniu, że piękno jest ważniejsze niż dobro. Stawia je więc na piedestale, buduje mu ołtarze, ku jego chwale obmyśla rytuały, oddaje mu niemal boską cześć. To wszystko dotyczy nie tylko cieszących nasze oczy wytworów ludzkiego geniuszu w postaci dzieł sztuki, ale również pięknych ludzi płci obojga. Ci zaś, jeśli tylko uwierzą w swoją wyjątkowość spowodowaną wyłącznie zewnętrznym wyglądem, wynoszą się ponad swoich bliźnich i mają się omalże za półbogów. Dzieje się tak tym bardziej, jeśli dzięki swej aparycji zdobyli pieniądze, sławę i wpływy.Wtedy tym, czy być dobrymi, już nie muszą się przejmować, a traktowanie innych ludzi jak zabawki uchodzi im na sucho.
Do takiego etapu w życiu doszedł już Kyle Kingsbury, choć skończył raptem szesnaście lat. Udało mu się to osiągnąć w tak młodym wieku dlatego, że jego ojciec podarował mu nie tylko geny, które uczyniły z niego zabójczo przystojny obiekt powszechnego pożądania, ale zapewnił mu również bardziej niż przyzwoite zaplecze finansowe i przekazał swoją filozofię życiową. Ta ostatnia została zaś ukształtowana przez pracę w charakterze prezentera telewizyjnego, będącą katalizatorem skrajnego egoizmu i zapatrzenia w siebie. Zajęty swoją karierą i swoją osobą ojciec nie dał natomiast Kyle’owi tego, co niezbędne do pełnego rozwoju człowieka: uwagi, zrozumienia i miłości. W życiu chłopaka zabrakło także matki.
Trudno więc się dziwić, że zaniedbany przez rodzinę młodzieniec kompensuje sobie owe braki jak potrafi. A czyni to przez wykorzystywaniem swoich atutów – wyglądu, przebojowości i... pozycji społecznej ojca – do gnębienia i poniżania tych, którym los tego rodzaju walorów poskąpił. Któregoś dnia zostaje jednak ukarany za swoją arogancję i okrucieństwo, ponieważ dziewczyna, z której postanowił zadrwić okazuje się... wiedźmą. I jak to wiedźmy mają w zwyczaju, postanawia dać bohaterowi nauczkę i rzuca na niego czar, zamieniając go w tytułową bestię: włochatego stwora z kłami i pazurami. Wewnętrznie Kyle nadal pozostaje sobą, zmienia się „tylko” jego powierzchowność. Ale jako że do tej pory z tą ostatnią tak bardzo się utożsamiał, przemiana staje się dla niego straszliwą tragedią.
Na końcu mrocznego tunelu, w którym bohater się znalazł, błyska jednak malutkie światełko. Otóż czar zostanie z chłopaka zdjęty, jeżeli w ciągu dwóch lat jakaś dziewczyna pokocha go i obdarzy pocałunkiem. Kyle dwoi się więc i troi, aby intrygą i podstępem skłonić przedstawicielki płci przeciwnej do rozmowy, bliższego poznania, zamieszkania z nim pod jednym dachem. Z czasem jednak zabiegi te tracą rys oszustwa, a w ukrytym pod futrem Kyle’u zaczyna zachodzić przemiana. Można powiedzieć, że w skórze bestii rodzi się człowiek – niegdyś piękny wyłącznie zewnętrznie, teraz zyskuje piękno wewnętrzne. Jest to możliwe dzięki własnym przeżyciom i przemyśleniom bohatera, ale w jeszcze większym stopniu – dzięki życzliwości opiekujących się nim gosposi i nauczyciela, a w szczególności – dzięki kontaktom z wybranką jego serca.
Alex Flinn zaadaptowała kanoniczną opowieść o pięknej i bestii do warunków współczesnego Nowego Jorku i środowiska dorastających nastolatków.Nieco inaczej poprowadziła jej akcję, w innych miejscach rozłożyła akcenty, pozostawiła jednak w niej to, co najważniejsze, czyli uniwersalne przekonanie o wyższości dobra nad pięknem. Napiętnowała upowszechniane przez media wzorce wyglądu i osobowości, stereotypy zmuszające miliony ludzi do pogoni za niedościgłymi ideałami ze szklanego ekranu. Zestawiła powierzchowne, złudne piękno, blichtr, fałszywą pozłotę z wewnętrznymi walorami ducha, takimi jak dobroć, szlachetność, bezinteresowność, które składają się na urodę ludzkiego wnętrza.
Korzystając z formuły paranormal romance, autorka stworzyła moralitet o wymowie daleko wykraczającej poza przyjęte w tej odmianie fantastyki standardy. Nadała mu formę atrakcyjną dla dzisiejszej młodzieży (vide przemieńcy spotykający się na czacie), używając zrozumiałego dla odbiorców języka. Miejmy nadzieję, że sugestywność zaprezentowanej historii nie zaowocuje czytelniczą krucjatą przeciwko pięknu i utożsamieniem go ze złem. Bo byłoby to równie absurdalne, jak zastąpienie przez nie dobra.