Cisza przerywana szumem wiatru miotającego czubkami smukłych sosen. Deszcz uderzający miarowo o ściany czumu. Na zewnątrz zimno, choć to letnia sierpniowa noc. Za to w środku radośnie płonie ogień, ogrzewając rodzinę Eweków i olbrzymiego psa, Sułtana. Ewekowie to lud zamieszkujący surowe obszary syberyjskiej tajgi. Drapieżne ręce cywilizacji wyrwały tubylców z ich naturalnego środowiska, zamieniając syberyjskie wigwamy zwane czumami w niechlujne wiejskie obejścia, a stada udomowionych reniferów zastępując litrami wódki.
Andrzej Dybczak, polski etnolog, zafascynowany ginącą rdzenną ludnością Kraju Krasnojarskiego, postanowił jakiś czas spędzić asymilując się z jedną z nielicznych rodzin, która wierna tradycji przodków, wciąż mieszka w głuchym sercu tajgi. Dybczak jest narratorem dobrze wychowanym. Z miejsca oddaje głos swoim towarzyszom, kompletnie porzucając opis własnych emocji. Pełen szacunku wobec tradycji, ani razu nie skrytykuje nieraz silnie osadzonych w przeszłości zachowań Eweków. Jedyne na co sobie pozwala, to iście schultzowska oniryczna wędrówka w krainę snów wypełnionych osobistymi wspomnieniami, w które wplatają się realne postaci napotkanych tubylców.
Reporter-obserwator dostosowuje się do surowych warunków, zaskarbiając sobie tym samym przyjaźń ewekijskiej rodziny. Tworzy ją małżeństwo – Tatiana i Dmitrij – oraz ich dwaj synowie, Kola i Maksim. Ten ostatni jeszcze się uczy, a lato spędza z rodzicami. Jego starszy brat, genialny szachista, mieszka w pobliskiej wsi, gdzie uczy w-fu. Co jakiś czas spływa rzeką, by pozwolić rodzicom zakosztować zabawy i beztroski. Dybczak wiernie oddaje życie zarówno w czumie, jak i w postradzieckiej wsi. Opisuje więc każdą domową czynność Tatiany – jej skupienie przy szyciu, radość ze wspólnego picia herbaty. Przysłuchuje się rozmowom o kosmosie, złych duchach i dawnych czasach. Niespieszna akcja wiernie towarzyszy leniwej codzienności. Powtarzalne czynności i pełna symbioza z naturą współgrają z konstrukcją reportażu. Bierzemy głęboki wdech i momentalnie bogate opisy przyrody rozściełają przed nami pełną paletę zapachów, dźwięków i kolorów. Dybczak to czarodziej reportażu, który przenosi nas w magiczne miejsca, jakich
dotąd nie widzieliśmy. Pewnie większość z nas nigdy nie dotrze do ewekijskiej ziemi, ale dzięki młodemu etnologowi wielu zakocha się w harmonii rządzącej tym surowym i jednocześnie pociągającym miejscem.
Dybczak równie dużo uwagi poświęca mieszkańcom wsi. Wioska jawi się naszym Ewekom jako ziemia obiecana. Przede wszystkim z racji nieograniczonego dostępu do alkoholu i papierosów. Gdy Tatiana i Dmitrij raz wypiją, nie trzeźwieją do samego powrotu. Tym, którzy pozostali we wsi, życie się raczej nie udało. Cywilizacja zabrała Ewekom to co dla nich najcenniejsze – renifery i spokój. Dybczak nie pomija żadnych szczegółów- ani złotych zębów w pogardliwym uśmiechu naczelnika wioski, ani historii o spalonych braciach obłąkanego Mistrza.
Kontynuację Gugary możemy prześledzić w filmie Dybczaka z 2008 roku, zatytułowanym zresztą tak samo jak książka. Nagrodzony licznymi wyróżnieniami, polskimi i międzynarodowymi, świetnie oddaje obraz niszczycielskiego marszu cywilizacji. Bo nikt nas lepiej nie przekona o wartości tradycji, niż odkrywający ją etnolog.