Są dwie możliwości. Albo wszystko, co wiemy na temat wilkołaków i wampirów to nie mające wiele wspólnego z prawdą mity i legendy, albo też Rosja jest na tyle specyficznym krajem, że egzystujące tam gatunki nocnych drapieżców są zupełnie odmienne od tych z reszty świata. No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że rosyjski wilkołak cały czas pozostaje w wilkołaczej postaci, nie wracając za dnia do ludzkiej? Albo to, że tamtejsze wampiry pozostają słabe jak szczenięta przez większość miesiąca, nabierając nadludzkich sił jedynie w czasie pełni księżyca? Te rewelacje na temat nieludzkiej menażerii są tylko jednymi z wielu, które ujawnia Oleg Diwow w Nocnym obserwatorze.
Pierwsze dwie części książki są względem siebie dosyć autonomiczne, zaś zawiązane w nich wątki łączą się ze sobą w części trzeciej, która nadała tytuł całości. Pierwsza odsłona historii („Schwytać zwierza”) opowiada o wakacyjnym wyjeździe moskiewskiego dziennikarza Łuzgina do zagubionej w lasach wioski Zaszyszewie, w której się urodził. Bohater chce tu odpocząć i zapolować na kaczki. Jednak grasujący w okolicy tajemniczy „zwierz” zmusza go zmiany planów. Łuzgin przyłącza się do mieszkańców wioski, którzy postanowili urządzić łowy na szkodnika. Operacja tego pospolitego skutkuje ujęciem „zwierza”, ten zaś okazuje się nietypowym wilkołakiem, który wcześniej był nastolatkiem imieniem Wowka. Druga część książki („Dzień wampira”) opisuje skomplikowane stosunki, jakie się wytworzyły pomiędzy ludźmi a różnymi rodzajami wampirów w pewnym prowincjonalnym mieście (notabene tutaj Łuzgin spędził dzieciństwo). Mamy więc wampiry, którym zależy na utrzymaniu równowagi pomiędzy obydwoma gatunkami, a także krwiopijców
„inicjujących” kolejne ofiary, jak również całą gromadę tych ostatnich. Do tej grupy należy malarz Misza i jego żona, nie radzący sobie ze swoim nowym stanem. Są wreszcie przedstawiciele służb zwalczających wampiry, stosujący metody – delikatnie mówiąc – niezbyt humanitarne. W części trzeciej porządek we wspomnianym miasteczku stara się zaprowadzić Łuzgin wespół z niejakim Dolinskim – drapieżcą, który przezwyciężył swoją wampirzą naturę.
Diwow ma szeroki zakres pisarskich możliwości. W mrocznej dystopii „Wybrakówka” dał się poznać jako błyskotliwy komentator rzeczywistych zagrożeń. W „Najlepszej załodze Słonecznego” umieścił na statku kosmicznym ludzi pełnych wad i słabości, obnażając absurdy tradycyjnej fantastyki kosmicznej. Polscy czytelnicy poznali też jego mikropowieści: „Koty Pawłowa” (eksperymenty genetyczne), „Dynks Billy’ego” („ekologiczny” kontakt z Obcym) i „Zdrajca” (urban fantasy). Nocny obserwator to mieszanka horroru z kryminałem, w której nowa, specyficzna charakterystyka potworów, które kiedyś były ludźmi, ma wyrwać percepcję odbiorcy z czytelniczej rutyny, odświeżyć stare schematy, dotrzeć do przytępionej wrażliwości. Choć mamy do czynienia z sensacyjną, „męską” prozą – często brutalną, pisaną dosadnym językiem – to w tle wciąż pojawiają problemy, dotykające trudnych relacji międzyludzkich. I właśnie do ich analizy służą pisarzowi poszczególne – ludzkie i nieludzkie – postacie. Wowka nosi w sobie traumatyczne przeżycia z
dzieciństwa, Łuzgin i Misza mają kłopoty małżeńskie, eksterminatorzy wampirów zatracają swoje człowieczeństwo, stając się niewiele lepsi od tych, na których polują. Podobnie dzieje się z mieszkańcami Zaszyszewia – dla nich schwytany wilkołak to wygodny kozioł ofiarny, na którym odgrywają swoje lęki i frustracje. Diwow raz po raz stawia pytanie: „Co budzi w człowieku potwora?” I posługując się instrumentarium literatury popularnej, stara się znaleźć na nie zadowalającą odpowiedź.