Święty Augustyn napisał kiedyś „Czymże więc jest czas? Jeżeli nikt mnie o to nie pyta, wiem. Jeżeli chcę to wytłumaczyć komuś, kto o to pyta, już nie wiem”. Od tego czasu minęło już ponad 1500 lat, podczas których najtęższe umysły głowiły się nad istotą czasu, wciąż jednak jest ona trudna do ogarnięcia. Wszelkie rozważania przypominają trochę słynną dyskusję niewidomych o wyglądzie słonia, w dodatku percepcja pojęcia czasu determinowana jest przez naleciałości kulturowe. Znakomicie oddał to Ryszard Kapuściński w Hebanie opisując kierowcę autobusu do Kumasi, który na pytanie „Kiedy odjedzie autobus?” odpowiada zdumiony „Jak to kiedy? Kiedy zbierze się tyle ludzi, aby cały zapełnili”. Mistrz reportażu konstatuje, że Europejczyk czuje się sługą, poddanym czasu, jest odeń zależny i żeby funkcjonować, musi przestrzegać jego żelaznych, nienaruszalnych praw, zasad i reguł. Tymczasem dla Afrykańczyka czas to kategoria elastyczna, czysto subiektywna i to człowiek ma nań przemożny wpływ, może go tworzyć,
kształtować – jest bierną materią, w pełni od nas zależną.
Nie wiem, czy Stefan Klein czytał Kapuścińskiego, ale ów fragment o tym świecie, w którym nie ma rozkładów jazdy, idealnie nadawałby się jako wstęp do jego najnowszej książki, zatytułowanej Czas. Przewodnik użytkownika. Autor, pochodzący z Monachium, nie dość, że nie ograniczał się do poznawania arkanów jednej dziedziny wiedzy, to zupełnie nie przeszkadzał mu podział na nauki ścisłe i humanistyczne – studiował zarówno fizykę, jak i filozofię. We Freibergu obronił doktorat z biofizyki, po czym współpracował z większością istotnych niemieckich czasopism, będąc redaktorem naukowym „Der Spiegel” oraz znajdując zatrudnienie w magazynie GEO. Dziennikarska praca została zwieńczona prestiżową nagrodą imienia Georga von Holtzbrincka, zaś Czas. Podręcznik użytkownika jest jego czwartą książką. Jej tytuł nie nastrajał mnie zbyt optymistycznie, obawiałem się bowiem kolejnego przewodnika w stylu „jak rozplanować swój czas, by być piękną, młodą, bogatą i osiągnąć szczęście w łóżku (kolejność dowolna)”. Już po
pierwszych rozdziałach przekonałem się, że nie było się czego bać, bowiem Czas. Przewodnik użytkownika jest książką popularnonaukową, bardzo odległą od łamów lśniących periodyków dla nowoczesnych pań.
Praca ta podzielona jest na trzy części, „Doświadczanie czasu”, „Wykorzystanie czasu” oraz „Czym jest czas”? Składają się one z rozdziałów, w których podtytułach widnieją kolejne, ważkie pytania będące przedmiotem rozważań autora. W pierwszej części, Klein zastanawia się, jak wiele zależy od nas samych, jeśli chodzi o odczuwanie czasu i przytaczając liczne wyniki eksperymentów dowodzi, że czas organizmu sterujący naszym istnieniem nie jest tożsamy z tym, który odczuwamy. Świadomość wytwarza bowiem swój własny, wewnętrzny czas, podług którego mierzymy wszystko to, co postrzegamy. Zależy on od tego, czym akurat zajmuje się świadomość , to on właśnie nami steruje, czy tego chcemy, czy nie, a mikroskopijne chronometry ukryte są w każdej naszej komórce. Klein bardzo sugestywnie przekonuje czytelnika, że nie warto utożsamiać czasu z tym, co widać na tarczy zegara, bowiem godzina często nie jest li tylko sumą jej minut, zaś doba nie składa się po prostu z 24 godzin.* Nad wyraz sprawnie meandrując pomiędzy
psychologią a neurobiologią, autor stara się udzielić odpowiedzi m.in. na pytania: jakie jest pochodzenie czasu wewnętrznego?* Jak powstaje w nas poczucie przemijania sekund? Czym jest „teraz” i co się nań składa? Ile czasu trwa „chwila”? Na jakiej zasadzie działa pamięć? Czytając o rozlicznych badaniach poznamy cały zestaw kuglarskich sztuczek z czasem, jakie jest w stanie wykonać nasz mózg. W pewnym momencie Klein wchodzi również na pole psychiatrii, i, jak się okazuje, tutaj również czuje się jak ryba w wodzie. Przeczytamy niesamowitą wprost historię – opisaną w „Neurocase”, więc raczej prawdziwą – o człowieku, dla którego czas zaczął nagle pędzić do przodu, wydawało mu się, że otoczenie porusza się w zastraszającym tempie, jakby ktoś niespodzianie nacisnął klawisz szybkiego przewijania. Snując opowieść o rzeczy z pozoru błahej - poszukiwaniu najkrótszej chwili, autor przeszedł do tematu wprost fundamentalnego, jakim jest kwestia swobody w podejmowaniu decyzji, wolnej woli. Omawiając kolejne etapy
dojrzewania, Klein udziela odpowiedzi, dlaczego życie mija coraz szybciej, w miarę, jak przybywa nam lat. Czas pomiędzy kolejnymi urodzinami niebezpiecznie się wówczas kurczy i wydaje się, że coraz częściej musimy kupować nowe kalendarze. Przytacza tu słowa psychologa, Williama Jamesa, który napisał, że w młodości każda godzina życia przynosi nam nowe doświadczenia, zaś kiedy mijają lata, doświadczenia te zlewają się rutynę, której prawie już nie dostrzegamy. Smutna to konstatacja, ale – przynajmniej według autora – nic nie stoi na przeszkodzie, by ów fakt zmienić, czemu poświęcona jest druga część książki.
Klein zastanawia się w niej, jak najefektywniej wykorzystać czas i jak rodzi się przytłaczające poczucie jego braku, z pozoru irracjonalne, wszak w porównaniu z naszymi antenatami, dzięki rozwojowi techniki czasu mamy znacznie więcej. Podejmuje rozważania nad tym, jak postępujemy z czasem, którego jest za mało i zadaje pytanie, czy to właśnie jego brak stanowi przyczynę poczucia permanentnego wyścigu, wiecznej gonitwy. Uchylając rąbka tajemnicy nadmienię, że, jak się okazuje, prawdziwi chronozłodzieje kryją się zupełnie gdzie indziej. Autor omawia genezę i przejawy przyspieszenia, któremu stale podlegamy konstatując, że kwestią otwartą pozostaje, czy lepszy jest nieustanny pośpiech, czy narastające uczucie pustki, gdy nagle okazuje się, że tego upragnionego czasu mamy aż nadto. W kolejnych rozdziałach snuje rozważania, dlaczego tak trudno skupić się na jednej sprawie i jak się tego nauczyć, dlaczego ilość wolnego czasu jest wprost proporcjonalna do natężenia stresu mimo, że wmawia się nam, iż „pośpiech =
stres”? I wreszcie, jak ów stres działa? W trzeciej części następuje odejście od biologii i neuropsychologii, przenosimy się bowiem do fascynującego świata naukowców usiłujących określić fizyczną naturę czasu. Klein przedstawia tu kolejne teorie, od Newtona i Leibniza, aż po samego Einsteina oraz bardzo przystępnie charakteryzuje główne postulaty tego ostatniego.
W Czasie. Podręczniku użytkownika znajdziemy jeszcze epilog, który moim zdaniem trochę nie pasuje do całości, mającej do tej pory popularnonaukową wymowę. Autor, stając na ideologicznej barykadzie wysuwa postulat, że potrzebujemy nowego ładu, którego sztandarowym hasłem byłaby rezygnacja z wtłaczania ludzi w ciasny gorset abstrakcyjnej koncepcji czasu. Wymienia kolejne kroki, które powinniśmy poczynić, krocząc ku ostatecznemu celowi. Należy zatem panować nad własnym czasem, żyć w zgodnie z wewnętrznym zegarem, umiejętnie zwalniać tempo, żyć chwilą, nauczyć się koncentracji i folgować upodobaniom. Cóż, łatwo powiedzieć – na razie nie planuję zostać kierowcą autobusu do Kumasi, więc i te sześć kroków na drodze do szczęścia musi jeszcze trochę poczekać. Faktem jest, że żyjemy w kulturze od najmłodszych lat bombardującej nas przekonaniem, iż dobry czas to czas wypełniony, zaś za najważniejszy wynalazek nowoczesnej epoki przemysłowej niektórzy uznają nie maszynę parową, a zegar. Jest on fetyszem, bożyszczem,
władcą tworzącym surowe prawa, do których bezwzględnie musimy się dostosować, by sprostać narzuconemu tempu. Z książki Czas. Podręcznik użytkownika możemy dowiedzieć się bardzo wiele nie tylko o działaniu naszego mózgu, ale i o kondycji zabieganego społeczeństwa, w którym pozostawanie w stałej dyspozycyjności odbywa się kosztem kontroli nad własnym czasem, a w efekcie – kosztem samostanowienia. Dziś symbolem statusu społecznego staje się wręcz brak czasu, wszak człowiekowi sukcesu nie wypada mieć chwili wytchnienia.
Jak wspomniałem, Stefan Klein równie dobrze czuje się na polu neurobiologii, psychologii, psychiatrii, historii, socjologii, antropologii kultury czy fizyki kwantowej. Wiele miejsca poświęca również Czarodziejskiej górze Manna i W poszukiwaniu straconego czasu Prousta, wszak wzmianek o tych dziełach zabraknąć w solidnej pracy traktującej o czasie. Bywa, że taka interdyscyplinarność może drażnić faktem, że autor skupia się na wszystkim, czyli na niczym, poruszane tematy traktując pobieżnie, „po łebkach”. Z pracą Kleina jest jednak inaczej, jest to dzieło bardzo przemyślane, spójne i fragmenty dotyczące nauk ścisłych doskonale uzupełniają się z aspektami czysto humanistycznymi. Są na tyle komplementarne, że książkę tę czyta się znakomicie, zaś autor wybornie znalazł ów balans pomiędzy składowymi przymiotnika „popularnonaukowy”, co, jak się niejednokrotnie okazało, wcale nie jest takie proste. Zbierając materiały do swojego dzieła, Klein dokonał niebagatelnego wysiłku bibliograficznego, w wykazie źródeł
jest bowiem ponad 250 pozycji literaturowych, autor zawarł również blisko 200 przypisów na końcu książki oraz przypisy pod tekstem. Nie znajdziemy tu idealnej recepty, jak żyć zgodnie ze swym czasem wewnętrznym, próżno również szukać rozwiązań, co zrobić, by doba miała 25 godzin i pozostawało jeszcze trochę czasu na wypoczynek. Myślę jednak, że po lekturze tego „przewodnika użytkownika” trochę inaczej spojrzymy na tego, jak to mawiał Berlioz, wielkiego nauczyciela, który zabija swoich uczniów. I jeśli nawet nie będziemy w stanie dostosować planu dnia do rzeczonego czasu wewnętrznego, to chociaż zaczniemy do dostrzegać, respektować i poznamy prawidła nim rządzące.