"W mroku podziemi" i "Nibylandia: Tu żyją potwory!" - recenzja gier książkowych wyd. Muduko
Wyobraź sobie, że czytasz książkę przygodową i w pewnym momencie to od ciebie zależy, czy główny bohater skręci w ciemny korytarz, czy zapuka do złowieszczych bram. Na tym w dużej mierze opierają się gry książkowe, które coraz częściej pojawiają się na polskim rynku.
Gra książkowe/paragrafowe mają długą historię - również w Polsce. Pierwsze "paragrafówki" ukazywały się już w latach 80. i choć ten rodzaj "interaktywnej literatury" pozostał do dziś niszową rozrywką, to polscy wydawcy nie zapominają o miłośnikach gatunku. Ostatnio ofertę gier książkowych poszerzyło wydawnictwo Muduko, wprowadzając na rynek dwa tytuły: "W mroku podziemi" Hariego Connera i "Nibylandia" Jonathana Greena.
"W mroku podziemi" to niepozorna książeczka (112 stron w miękkiej oprawie), która kryje w sobie masę przygód i świetnej rozrywki zarówno dla weteranów "paragrafówek" jak i kogoś, kto nigdy wcześniej nie miał styczności z grami książkowymi. Ten tytuł poleciłbym zwłaszcza tym drugim jako idealne wprowadzenie, gdyż po krótkim wstępie można od razu rzucić się w wir przygody.
Opowieść jest utrzymana w klimacie klasycznej baśni. Na wstępie wybieramy postać z kilku dostępnych, które różnią się przede wszystkimi atrybutami typu zręczność, siła, inteligencja. Można też stworzyć własną, losując wartość wybranych statystyk. Następnie wkraczamy do tytułowych podziemi, gdzie czają się niebezpieczne, podstępne stwory, zagadki, skarby i liczne pułapki. Cel gry jest prosty: zdobyć jak najwięcej złota i innych cennych przedmiotów, a następnie wydostać się na powierzchnię. Najlepiej w jednym kawałku.
"W mroku podziemi" jest nieskomplikowaną grą książkową, w której po przeczytaniu opisu i podjęciu decyzji, przechodzimy do wskazanego paragrafu. Lub sprawdzamy dostępne warianty w oparciu o nasze atrybuty. Dzięki tej prostocie "W mroku podziemi" jest świetne dla nowicjuszy i wszystkich tych, którzy chcą przeżyć ciekawe przygody bez długiego wprowadzenia i uczenia się złożonych zasad walki itp. Sama opowieść zawiera wiele ciekawych pomysłów i momentami jest dosyć mroczna/makabryczna. Na plus zaliczam listę osiągnięć do zdobycia, liczne ilustracje autorstwa Connera i konieczność przechodzenia gry różnymi postaciami, bo tylko w ten sposób można dotrzeć do niektórych paragrafów.
"Nibylandia: Tu żyją potwory!" Jonathana Greena z ilustracjami Keva Crossleya stoi o półkę wyżej od "W mroku podziemi". Nie tyle jakościowo, co pod względem rozmachu i złożoności. Mamy tu bowiem aż 528 stron i szereg dodatkowych zasad, które poznajemy na około 30 (!) pierwszych stronach. Przygotowanie do rozpoczęcia przygody jest czasochłonne i angażujące, na szczęście zasady są całkiem klarowne i nie trzeba ich wkuwać na pamięć - zawsze można cofnąć się do początku i doczytać, co trzeba.
Formalnie "Nibylandia. Tu żyją potwory!" jest inspirowane klasyką literatury dziecięcej, czyli "Piotrusiem Panem" J.M. Barriego. Nie jest to jednak oczywista adaptacja, a coś na wzór alternatywnej rzeczywistości. Dość powiedzieć, że Wendy przed dotarciem na wyspę Piotrusia była z rodziną na pokładzie Titanica, wspomniany bohater jest mechanicznym mścicielem w steampunkowym stylu, Tygrysia Lilia to nieustraszona łowczyni itd.
W grze kierujemy jedną z pięciu takich znanych (choć w zupełnie innym wydaniu) postaci - także samym Kapitanem Hakiem! Dzięki takiemu podejściu "Nibylandia. Tu żyją potwory!" to gra na bardzo długie godziny, gdyż każdy przeżywa inne przygody i nie sposób odłożyć książki po poznaniu historii tylko jednej postaci. Poszczególni bohaterowie mają swoje ścieżki, mocne i słabe strony, które determinują sposób rozwiązywania problemów. Są walki, eksploracja, nieoczekiwane spotkania i wiele więcej. Muduko opisuje historię "Nibylandii" jako połączenie "Piotrusia Pana" z "Zaginionym światem" Arthura Conan Doyle’a, "Titaniciem", serią "Tomb Raider" i "Parkiem Jurajskim". Brzmi ciekawie? Z pewnością i co najważniejsze - nie jest to tani chwyt reklamowy.
Jak wspomniałem wcześniej, "Nibylandia. Tu żyją potwory!" to gra raczej dla doświadczonych/świadomych odbiorców, którym niestraszne poznawanie bardziej złożonych zasad przed przystąpieniem do właściwej rozgrywki/lektury. Co prawda część z nich można całkowicie pominąć (np. te związane z walką), co znacząco przyspiesza i upraszcza zabawę. Grunt, że można dostosować zabawę do własnych potrzeb i preferencji.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o horrorach, które bawią, strasząc, wspominamy ekranizacje lektur, które chcielibyśmy zapomnieć, a także spoglądamy na Netfliksowego "Beckhama", bo jak tu na niego nie patrzeć? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.