Świat nie istnieje. A właściwie – nie istnieje w takim kształcie, w jakim go postrzegamy. To my sami, w procesie postrzegania, temu nieokreślonemu światu nadajemy formę, budując ją z elementów, które znajdują się w naszym umyśle. W rzeczywistości więc sami tworzymy sobie jakiś świat, niekoniecznie mający wiele wspólnego z tym, który funkcjonuje poza nami. Tak przynajmniej twierdził Immanuel Kant. A współczesna psychologia i fizyka kwantowa w jakimś stopniu mu przyklaskują. Ale jeśli nawet nie przyjmiemy tak radykalnego ujęcia całego zagadnienia, to musimy przyznać, że świat postrzegamy zawsze przez pryzmat samych siebie. Nasz ogląd w większym czy mniejszym stopniu naznaczony jest osobistymi wspomnieniami, przekonaniami, emocjami, pragnieniami i obawami. Dochodzi do tego jeszcze kontekst kulturowy i społeczny, wyznawana wiara czy ideologia. Każdy z tych czynników zniekształca nam prawdziwy obraz rzeczywistości. Założenie, że „w człowieku mieszka jego świat”, jest fundamentalne dla twórczości Michała
Cetnarowskiego, której reprezentatywną próbę otrzymujemy w debiutanckim zbiorze Labirynty. Prezentowane tutaj utwory mają pewną cechę wspólną: akcja nie jest zazwyczaj w nich elementem pierwszoplanowym. Najczęściej zastępują ją rozbudowane opisy świata widzianego oczami bohatera, zaś miejsce dialogów między postaciami zajmuje dialog wewnętrzny bohatera, niekiedy bardzo osobisty. W dialogu owym krótkie błyski myśli współgrają z bogactwem odczuć i emocji. I to te ostatnie często przejmują kontrolę nad motywacją bohatera, to przez ich pryzmat tenże odbiera otaczającą go (mieszkającą w nim?) rzeczywistość.
Z wymienionych powodów główna siła utworów Cetnarowskiego to budowanie niezwykłego nastroju. Narzędziem, którego autor używa do tego celu, jest niezwykła kwiecistość języka. Wielokrotnie złożone zdania pełne są metafor, dygresji, odniesień i różnorodnej symboliki. W zależności od czytelniczych gustów, dla jednych ta poetyckość będzie dokuczliwą manierą, dla innych zaś – główną wartością prozy Cetnarowskiego. Jaki nastrój tworzą obficie spływające z jego pióra słowa? Niemal bez wyjątku jest on mroczny, smutny, melancholijny. Co więcej, powoływani do życia wolą autora bohaterowie napiętnowani są cierpieniem, a ich światy – naznaczone brakiem nadziei.
Czas i miejsce akcji opowiadań w większości przypadków pozostają niedookreślone. To zapewne wyraz dążenia do nadania im znamion uniwersalności, pokazanie, że są to historie, które mogą się zdarzyć zawsze i wszędzie („Biel, tylko biel”, „Ogień na ziemi”, „Idąc w cieniu wieży”, „Labirynty”). Są od tej reguły nieliczne wyjątki. Historia alternatywna „Droga na zachód” ukazuje rajd zagonów pancernych na ziemie niemieckie podczas trzeciej wojny światowej. A zabarwieni ludową metafizyką „Leśni chłopcy” przenoszą nas na Lubelszczyznę czasów końca drugiej wojny światowej. Najbardziej poruszającym ze wszystkich utworów jest rozgrywająca się współcześnie kameralna „Pieśń z doliny”. Tutaj przyjęty przez autora styl narracji sprawdza się najlepiej, zyskując największą siłę oddziaływania. Odczucia i refleksje ojca chorej dziewczynki, jego wściekłość i ból, wreszcie głębia zrozumienia, które staje się jego udziałem, są niezwykle wiarygodne, wydają się niemal dokumentalnym zapisem przeżyć prawdziwego człowieka. Jednego z
nas. Świat, w którym żyjemy, nie dość, że pozorny, pełen jest iluzji i złudzeń, które mają nas oszukać, uwieść, namówić do czegoś. Uleganie im staje się ślepą uliczką ludzkiej egzystencji. Zagłębienie się w labirynty własnych myśli i emocji może nas przed tym w pewnym stopniu uchronić. Ale musimy wykazać się wielką czujnością – ostrzega w swoich tekstach Cetnarowski – żeby i tam się nie zgubić.