„Innym” jest zawsze trudno. Swoją odmiennością niebezpiecznie się wyróżniają, powodując reakcje, które nie mają niczego wspólnego z racjonalnością. Inność razi, boli, jest powodem zazdrości i zawiści jednocześnie. Bo inny może znaczyć lepszy. A jeśli mowa o albinosie? Jeśli „innym” jest chłopiec o niemal białej skórze, wychowujący się w Etiopii? Choćby nie wiem jak bardzo się starał – nigdy mu się nie uda tak zasłonić, tak ukryć przed wzrokiem wścibskich, aby nie odpowiadać na pytania, dlaczego jest biały jak mleko. Nie ma także argumentów na potwierdzenie, że nie jest zarem, który zbliża się do ludzi, aby rzucać na nich urok. Gdy jest się małym chłopcem jak Mammo, ośmioletnim i wychowywanym przez wuja, wówczas szuka się własnej tożsamości. Gdy ma się białą skórę, a koledzy są ciemni, pojawiają się pytania, dlaczego tak jest, co owa odmienność oznacza. Wówczas pomaga nawet warstwa kurzu na skórze, ponieważ pozwala się upodobnić do innych. „Urodziłem się biały, tak jak niektórzy się rodzą zdeformowani, a
inni z jednym dodatkowym palcem, co w sumie też jest kalectwem.”
Historia Mammo to połowa lat 30. i 40., które przypadają na dzieciństwo chłopca. To czas, gdy chłopiec poszukuje własnej tożsamości, gdy próbuje rozwiązać tajemnicę, dlaczego jest biały, dlaczego wuj twierdzi, że jest w jakiś sposób spokrewniony z mityczną królową Saby oraz władcą Etiopii Hajle Syllasje. To krótki rys II wojny i echa walk, toczonych przez armie włoską i etiopską. Po długiej wędrówce Mammo osiada na dłużej w stolicy państwa - Adis Abebie. Żyje wśród wojennej zawieruchy, znajduje jakichś przyjaciół, przez jakiś czas uczęszcza nawet do szkoły, gdzie uczy się rachunków (czytać już potrafi). Jak przystało na wrażliwe dziecko - opiekuje się dziwną kobietą, którą nazywa Tam. Wszyscy uważają Tam za wariatkę, on jeden uważa, że kobieta ukrywa jakąś tajemnicę, dlatego ją przyzwyczaja do siebie. Każde z nich nie pasuje do otaczającej rzeczywistości etiopskiego miasta, tworzą zatem dosyć dziwny duet.
Mammo to metaforyczna opowieść o tym, że nie zawsze da się przystosować do otoczenia, ale można liczyć na jego akceptację. Czasami „inność” stanowi przepustkę do realizacji zamierzeń, z którymi człowiek żyje. Może dzięki temu, że w latach 30. był dosyć ograniczony dostęp do mediów i można było liczyć tylko na gazety, Mammo miał szansę przeżyć. Współcześnie mógłby skończyć jako główny składnik czarodziejskich mikstur na przyciągnięcie „dobrej sławy” (całkiem niedawno pojawiły się artykuły o tym, co współcześnie dzieje się z albinosami w niektórych regionach Afryki). Dlatego ta opowieść, mimo swojego dosyć pozytywnego kontekstu, jest jednak gorzka. Samemu autorowi należy się podziw, bo zadebiutował książką o chłopcu znacznie różniącym się od innych, który swoim życiem dokumentuje przełom lat 30. i początek 40. Całość jest napisana z perspektywy małego chłopca, co dla dorosłego mężczyzny jest niełatwym zadaniem. Czasem nawet niepozorne pragnienia mogą się ziścić. Czy zatem warto mieć marzenia? Czy warto być
innym i tę inność pielęgnować? A może jednak należy przystosowywać się za wszelką cenę do otaczającej nas rzeczywistości?