Czytając Minaret Leili Abouleli zastanawiałam się, co tak naprawdę wiem o islamie? Dlaczego patrzę na tę drugą pod względem liczby wyznawców religię tylko przez pryzmat islamskich fundamentalistów, dżihadu i umniejszonej roli kobiety. Oczywiście ten negatywny stereotyp islamu podsycają media, publicyści i sami muzułmańscy pisarze, którzy sięgając do kultury zachodu dyskredytują tradycję, z której się wywodzą. Na tym tle książka Abouleli bardzo się wyróżnia. Powieść sudańskiej pisarki, która wiele lat spędziła w Aberdeen, pokazuje problem odwrotny. Najwa, bohaterka Minaretu, z Chartumu przeprowadza się do Londynu. Niekontrolowana przez rodzinę pozornie ma zupełną swobodę w kreowaniu swojego życia i zachowania. Mimo to w realiach „multikulti” nie potrafi się odnaleźć i… wraca do źródeł. Odnajduje w sobie ogromną potrzebę religijności, która przejawia się nie tylko w modlitwie, ale również w przestrzeganiu rytuałów, wszelkich zasad dotyczących stroju czy dopuszczalnego jedzenia. Religia to dla niej sposób
na odnalezienie swojej tożsamości rozmytej przez zachodni liberalizm. Pisząc Minaret Aboulela odwróciła sytuację. Pokazała, że islam może być punktem dojścia i świadomym wyborem w wielokulturowej Europie.
Historia Najwy, głównej bohaterki Minaretu, zaczyna się w 1984 roku w Chartumie. Dziewczyna jest wyzwoloną dziewiętnastolatką, studentką i córką rządowego dygnitarza. Bogata, rozpieszczona i żyjąca dniem dzisiejszym, każde wakacje spędza w Londynie, bawiąc się i robiąc zakupy. Jest muzułmanką, ale wychowując się w tolerancyjnej rodzinie, nie musi nosić hidżabu i restrykcyjnie przestrzegać zasad religii. Najwa zakochuje się w Anwarze, koledze ze studiów. Chłopak jest radykalnym socjalistą, nie wierzy w moc religii i w swoich wypowiedziach bardzo ostro atakuje rząd. Miedzy innymi tacy ludzie jak Anwar doprowadzają do zamachu stanu i wydają wyrok śmierci na ojca Najwy. W ciągu jednej nocy świat dziewczyny przewraca się do góry nogami. Ona, brat i matka muszą uciekać do Londynu, a tam rodzina na zawsze traci wszystko, nawet wspomnienia o dawnej świetności. Omar wplątuje się w handel narkotykami i idzie do więzienia, matka umiera. Ponowne spotkanie z Anwarem sprawia, że Najwa skłania się w stronę religii i w
islamie chce znaleźć ukojenie.
Historie jakie znamy z mediów, opowieści o muzułmankach, które zachłysnęły się zachodnim stylem życia Aboulela odwraca o 180 stopni. Pokazuje, że młoda dziewczyna może z własnej woli nałożyć hidżab, pościć w czasie ramadanu i modlić się w meczecie. Że właśnie te rytuały mogą stać się jej punktem odniesienia w rzeczywistości, która pozwala na wszystko. Kiedy Najwa pierwszy raz w życiu zasłania sobie twarz i w hidżabie wychodzi na ulicę, jej świat zaczyna wyglądać zupełnie inaczej. Najwa wygląda zupełnie inaczej – nie tylko ze względu na strój, ale przede wszystkim dlatego, że dzięki niemu wyraźnie manifestuje swoją tożsamość i przynależność. Zmiana, która w niej zachodzi, nie jest prostym zwrotem w stronę tradycji. Jest to bardzo trudne zwycięstwo, rodzaj powrotu do pierwotnego stanu życia. Dla nas Europejczyków sytuacja, w której człowiek dobrowolnie rezygnuje ze swojej wolności może być niezrozumiała. Ale z drugiej strony stan, gdy wolność staje się pustką i za wszelką cenę szukamy w rzeczywistości punktów
zaczepienia jest dość symptomatyczny dla zachodniej kultury. Punktem zwrotnym może być więc pójście w stronę religii, tradycji, wartości, w których wyrośliśmy. Aboulela w bardzo piękny i liryczny sposób prowadzi nas przez taki właśnie proces dojrzewania, który u głównej bohaterki został dodatkowo udramatyzowany sytuacją rodzinną i osobistą. W efekcie powstała znakomita powieść, która uświadamia nam, że rzeczywistość multikulturowości nie musi nas odłączać od naszej tożsamości. Wręcz przeciwnie – może pokazać jej sens i piękno. Może uświadomić, pragnienie życia nie w cieniu minaretu, ale w jego sercu.