Zginął człowiek, społeczeństwo nie zauważyło
"Dar z życia. Samospalenie mające wzmocnić społeczną wolność... Tak nie stało się tym razem. Zginął człowiek, społeczeństwo go nie dostrzegło, nie zrozumiało jego racji. Latem 1968 obywatele Peerelu zdawali się już całkiem dostosowani do zaprowadzonego systemu, gotowi uznawać jego realia z pogodną rezygnacją. Nie ponieśli skierowanego do nich przesłania, bo w ogóle nie pojęli, że ktoś może odwołać się do nich jako ludzi myślących samodzielnie" - pisze we wstępie książki Zbigniew Gluza, prezes Fundacji Ośrodka Karta oraz redaktor naczelny "Karty". I dalej:
"Ryszard Siwiec popsuł trochę Centralne Dożynki tamtego lata. Na Stadionie Dziesięciolecia zaprotestował - płonąc. Ci, którzy go widzieli, już z pewnym trudem wracali do nucenia lub pląsania; nawet im raczej nie zapadł w pamięć. Na swoją ofiarę całopalną wybrał najgorszy moment - rok 1968 w Polsce to apogeum powojennego komunizmu, czas całkowitego ubezwłasnowolnienia społeczeństwa".
Gluza określa Ryszarda Siwca jako człowieka wyrastającego ponad bierne, bezwolne otoczenie i twierdzi, że swym protestem za bardzo wyprzedził swój czas: "Dopiero po latach zaczęto występować o wspólną wolność, kwestionować obezwładniający system. [...] 45 lat po proteście Siwca i 24 lata po ziszczeniu się jego ówczesnego apelu o społeczne opamiętanie, skierowane do Polaków Przesłanie, które nagrał tuż przed Dożynkami, może zabrzmieć publicznie".