Wywiad-rzeka, który socjolog Adam Ostolski przeprowadził z Krzysztofem Wodiczką, od paru dziesięcioleci realizującym działania artystyczne w przestrzeniach miejskich całego świata, zbiega się w czasie z wydarzeniem mającym miejsce w Warszawie. Do 27 listopada (2016) w Zachęcie można zobaczyć projekt Wodiczki, przygotowany wspólnie z architektem Jarosławem Kozakiewiczem, zatytułowany „Rozbrojenie kultury”.
Praca ta wpisuje w przestrzeń znaczeń placu Piłsudskiego w Warszawie nowy budynek: Instytut Rozbrojenia Kultury i Zniesienia Wojen imienia Józefa Rotblata (pochodzącego z Warszawy wybitnego fizyka, laureata Pokojowej Nagrody Nobla, który w 1944 roku, w USA, dobrowolnie wyłączył się z prac nad bombą atomową, a następnie założył instytut propagujący stosowanie odkryć naukowych w celach pokojowych). Projekt Wodiczki i Kozakiewicza nie narusza samej przestrzeni fizycznej: instytut miałby zostać zlokalizowany w całości pod ziemią, pod fundamentami Grobu Nieznanego Żołnierza. To tylko idea, nikt nie planuje zrealizowania takiej inwestycji – kontrapunktu dla grobu poległego nieznanego lwowskiego Orlęcia, lat, jak określili biegli – czternaście. Tak, czternaście.
„Walka o pokój” to jakaś sprzeczność sama w sobie, zakłamana propaganda z czasów soc, prawda? Wiemy to odruchowo, automatycznie. Odrzucamy bez refleksji. Świat przecież nie może istnieć bez wojen. Okresy pokoju to „okresy międzywojenne”. Zawsze jest „po wojnie” albo „przed wojną”. Do wojny wychowują nas podręczniki i pomniki. Nikt nie jest za młody. Ani czternastoletni Nieznany Żołnierz, ani dziesięcioletni chyba Mały Powstaniec z pomnika. Można już dostać śpioszki moro? Jeszcze nie?
Krzysztof Wodiczko jest osobistym wrogiem wojny, której toksyczne ślady od lat tropi po całym świecie. Traumy dziedziczone przez pokolenia, wymuszone migracje, zgoda na przemoc uliczną i domową, polowania na Innego. Całe społeczności tkwiące w klinczu, cierpiące na zbiorowy syndrom stresu pourazowego, choć otwartego konfliktu zbrojnego nie było tam od dawna.
Krzysztof Wodiczko, absolwent wydziału wzornictwa na warszawskiej ASP, od blisko 40 lat wykłada w Kanadzie i USA, a swoje projekty realizuje w całym świecie. Futurystyczny mobil, przedstawiony na okładce, to „pojazd bezdomnych” – kapsuła do spania, szafa, warsztat pracy, cały poręczny mikroświat. Kolejne realizacje Wodiczki były już tego pojazdu całkowitym przeciwieństwem – nie „wykadrowywały” użytkownika z przestrzeni społecznej, ale przeciwnie: służyły nawiązywaniu kontaktów: „laski tułacza” przemawiały kształtem i nagranym głosem, „rozbroja” dla nieśmiałych pozwalała patrzeć w oczy rozmówcy odwróconemu plecami… W następnych latach autor ingerował w przestrzeń, także, a może przede wszystkim, społeczną, wyświetlając na budynkach slajdy, czasem legalnie, czasem po partyzancku (jak wtedy, gdy kondotiera na dziedzińcu warszawskiej ASP przebrał światłem za zomowca). Obecnie te działania wyewoluowały w potężne przedsięwzięcia, przygotowywane przez nawet rok przez dwie setki ludzi: ogromna bryła wybranego
budynku, ożywiona, czy nawet uczłowieczona rzutowanymi na nią obrazami zaczyna przemawiać nagranymi głosami straumatyzowanych, skrzywdzonych, poniżonych pośrednich ofiar wojen i agresywnie rozwiązywanych konfliktów: rodzin ofiar Hiroszimy, Izraelczyków i Palestyńczyków z dwóch stron muru, protestantów i katolików z podzielonego niewidocznym murem Derry – Londonderry, nocnych bywalców zakazanych zaułków Krakowa, bezdomnych, żony żołnierzy dotkniętych stresem pola walki, Meksykanki z Tijuany, starych Żydów z Rosji, na których w Izraelu nikt nie czeka.
Krzysztof Wodiczko jest ciekawym, odważnym, pełnym pasji rozmówcą. Nad wieloma poruszanymi w tej książce kwestiami warto zatrzymać się i zastanowić. Jednego, czego żałuję, to tego, że jego interlokutor, choć świetnie do rozmowy przygotowany, jest najwyraźniej, osobą bardzo serio. Kontrowersyjne tematy – czemu nie. Ale kiedy Profesor, odznaczający się nie byle jakim poczuciem humoru, mówi coś zabawnego – narracja zaraz skręca w bok, a humor jest dyskretnie upychany pod dywan. Jest więc ciekawie, mądrze i poważnie. Warto.