Trwa ładowanie...

Uparte serce Haliny Poświatowskiej. Rozmowa z Kaliną Błażejowską

Jaka naprawdę była Poświatowska? Kim byli najważniejsi mężczyźni jej życia? Jak radziła sobie z adoratorami? O czym pisała w swoich listach? Jak reagowała na uwagi o swej niezwykłej urodzie, która niejednokrotnie przyćmiewała jej talent? W jaki sposób powstała legenda poetki? Czy, gdyby nie umarła tak młodo, w dalszym ciągu czytalibyśmy jej wiersze? Czy jej odważne w tamtych latach erotyki bronią się również dzisiaj? Na te i na wiele innych pytań odpowiada w obszernej rozmowie tylko dla WP.PL Kalina Błażejowska, autorka „Upartego serca", najnowszej biografii Haliny Poświatowskiej. 

Uparte serce Haliny Poświatowskiej. Rozmowa z Kaliną BłażejowskąŹródło: "__wlasne
deimji4
deimji4
Halina Poświatowska, jedna z najbardziej utalentowanych i uwielbianych polskich poetek, zmarła w wieku zaledwie 32 lat. Żyła krótko, ale niezwykle intensywnie – pisała dziesiątki wierszy i listów, nie mogła się opędzić od adoratorów, miała wielu przyjaciół, przez jakiś czas żyła i studiowała w Stanach Zjednoczonych. Wyszła za mąż jako 19-latka, wdową została niespełna dwa lata później – jej mąż również chorował na serce. Samą Poświatowską uratowała operacja w USA. Nie na długo, niestety.
Jaka naprawdę była Poświatowska? Kim byli najważniejsi mężczyźni jej życia? Jak radziła sobie z adoratorami? O czym pisała w swoich listach? Jak reagowała na uwagi o swej niezwykłej urodzie, która niejednokrotnie przyćmiewała jej talent? W jaki sposób powstała legenda poetki? Czy, gdyby nie umarła tak młodo, w dalszym ciągu czytalibyśmy jej wiersze? Czy jej odważne w tamtych latach erotyki bronią się również dzisiaj? Na te i na wiele innych pytań odpowiada w obszernej rozmowie tylko dla WP.PL Kalina Błażejowska, autorka „Upartego serca” (Wyd. Znak), najnowszej biografii Haliny Poświatowskiej.
*

Grzegorz Wysocki (WP.PL): Dlaczego w 2014 roku czytelnicy mieliby się jeszcze interesować Haliną Poświatowską i sięgać po Twoją biografię jej poświęconą?

Kalina Błażejowska*:*Poświatowska wciąż ma spory fandom. Gdy przygotowywałam się do pisania, sprawdzałam co jest o niej w internecie. Okazało się, że mnóstwo: całe portale, jej listy przepisane przez fanów. Wciąż powstają nowe prace licencjackie i magisterskie na jej temat, sama zresztą jedną napisałam, z filmoznawstwa. Hasztag „Poświatowska” na Twitterze funkcjonuje całkiem nieźle.

deimji4

Jej poezja dalej jest czytana, świadczą o tym wznowienia i tłumaczenia, również na tak egzotyczne języki jak perski. A jednak w podręcznikach jej nie ma, a w każdym razie nie we wszystkich. Powiedzieć, że Poświatowska znajduje się na marginesie historii literatury, to przesada; ale umieszczono ją gdzieś w szufladce „poezja kobieca”. A skoro „kobieca” to emocjonalna, sentymentalna, może nawet histeryczna. Czyli nieważna. Twórczość Poświatowskiej jest dużo bardziej obecna w obiegu czytelniczym niz krytycznoliterackim.

Trochę chyba jest tak również z twoją książką, prawda? Napisałaś ją nie dla krytyków czy historyków literatury, nie dla kręgów akademickich i jurorów nagród, tylko dla czytelników. Powiedziałbym wręcz, że napisałaś biograficzne czytadło.

Trochę śmieszne jest to przeciwstawienie, którego sama zresztą przed chwilą użyłam: krytycy kontra czytelnicy. Ale bywa prawdziwe. Na pewno wielu krytyków chciałoby znaleźć w mojej książce analizy twórczości Poświatowskiej, nowe odczytania, próbę redefinicji. I na pewno wielu tak zwanych czytelników niezawodowych takie fragmenty by zanudziły.

Literaturoznawczą biografię Poświatowskiej napisała profesor Grażyna Borkowska. Nie śmiałabym z nią w tej kwestii konkurować. Jestem dziennikarką, nie literaturoznawczynią, i raczej reporterką niż krytyczką. Lepiej znam się na literaturze faktu niż poezji, analizę poezji zostawiam innym. Cytuję wiersze bez komentarza, tylko jako uzupełnienie czy ilustrację wątków z życia.

(img|491188|center)

deimji4

To wyraźnie widać w książce. Tak naprawdę nie mamy tutaj do czynienia z – jak to się z reguły podkreśla – „życiem i twórczością” danego autora, ale tylko z życiem. Twórczość jest tutaj na dalszym planie, mimo że książka jest poświęcona pisarce. Dlaczego nie zajmujesz się np. w książce prawie w ogóle recepcją jej twórczości, sporem o wartość tej poezji?

Dlatego, że takiego sporu wtedy w ogóle nie było! W książce zajmuję się okresem od jej pierwszego wspomnienia do jej śmierci. Cała reszta jest poza narracją. Jedyny cytat spoza lat 1935-1967 pojawia się w epilogu: to list matki, pisany w rok po śmierci córki. Za życia Poświatowskiej jej tomiki ukazywały się w bardzo małych nakładach, szczególnie jak na PRL-owskie standardy. Recenzenci też się na nie nie rzucali. Starałam się wybrać i zacytować takie recenzje, które byłyby najciekawsze dla czytelnika, albo te, o których wiedziałam, ze poruszyły samą Poświatowską. Ale tak naprawdę przejmowała się tylko recenzjami z debiutu. Później miała do tego dystans.

I była wobec siebie bardzo krytyczna, często dużo bardziej niż krytycy.

Używając tej wdzięcznej kalki: była swoim najsurowszym krytykiem. Potrafiła poprawiać wiersze w nieskończoność. Składała tomik do wydawnictwa, po czym wyciągała go, robiła jeszcze jedną korektę, odnosiła, znowu zabierała… Zdarzało jej się mówić o swojej twórczości dość pogardliwie, że to „wierszyki”, że „nieporadne”, że „do dupy”, że jeśli chodzi o talent, to „na ogół wszyscy uważają, że najładniejsze mam usta, a dopiero potem nogi”. Oczywiście było w tym trochę pozy, zawsze w takich stwierdzeniach jest poza.

Ale wracając jeszcze do wątku przewagi „życia” nad „twórczością” - jeśli ktoś twierdzi, że „wpisałam się w trend” literackich w formie biografii, to muszę powiedzieć, ze nie zrobiłam tego świadomie. Pracę zaczynałam cztery lata temu, kiedy jeszcze ten trend nie był wyraźny. Po prostu lubię taki sposób pisania. Zawsze biografie artystów interesowały mnie bardziej niż ich twórczość. Co jest pewnie wyznaniem mało rozsądnym.

deimji4

(img|491189|center)

Wspomniałaś o tym, że książka rozpoczyna się od pierwszego wspomnienia Poświatowskiej, a kończy w momencie jej śmierci. W klasycznych biografiach mamy z reguły jeszcze – najczęściej najnudniejszy w całej książce - rozdział o rodzicach, o tym, jak się poznali; często biografowie sięgają jeszcze dalej w przeszłość, wyciągają przodków, dziadków, pradziadków itd. Nie piszesz także o pogrzebie Poświatowskiej, o jej „życiu pośmiertnym”, późniejszej sławie, legendzie itd. Pominęłaś przodków czy to, co działo się po śmierci twojej bohaterki, z premedytacją?

Chciałam zacząć od momentu poznania się jej rodziców, to miał być taki prolog. Przepisywałam ten fragment w nieskończoność. Kiedy kończyłam książkę i już zdążyłam o tych pierwszych stronach zapomnieć, znalazłam folder pt. „Początki”. Tam było ze 20 plików: „Początek wersja I”, „Początek nowy”, „Początek wersja ostateczna”, „Początek wersja naprawdę ostateczna”, „Początek ost. ost.” itd. Przypomniała mi się scena z „Lśnienia” – ta, w której żona zagląda w maszynopis i odkrywa, że jej mąż zwariował. W końcu się tego prologu całkiem pozbyłam.

Napisałam też fragment o tym, co dzieje się po śmierci Poświatowskiej: jak siostra porządkuje jej mieszkanie i układa tomik z pozostawionych wierszy. Ale to też zdecydowałam się wyciąć.

deimji4

Chciałam, żeby wrażenie było mocniejsze, chciałam mieć mocne wejście w tę historię i mocne zakończenie. Ale przede wszystkim chodziło mi o to, żeby pokazać życie Haliny z jej perspektywy – to znaczy od momentu, w którym zyskała samoświadomość, do momentu, w którym ją utraciła.

Zgadzam się, że ten pierwszy rozdział o przodkach z reguły jest najnudniejszy. Ciekawy może być dla samego biografa, pomaga mu w interpretacji życiorysu, ale nawet dla postaci przodkowie często nie byli ważni. Nie słyszałam, żeby Halina szczególnie interesowała się swoją rodzinną historią.

Biografowie często rozpisują się we wstępach na temat swojej fascynacji autorem. Dokładnie wracają do momentu, w którym „wszystko się zaczęło”. U ciebie w książce nic takiego nie ma. Prawie w ogóle nie ma cię w tej książce, schowałaś się za Poświatowską, więc może spróbuję wyciągnąć z ciebie wyznanie w stylu „Wielbiłam Poświatowską od czasów licealnych”, przynajmniej na potrzeby tego wywiadu?

Dobrze, opowiem teraz wzruszającą historię o tym, jak fascynowałam się Poświatowską w liceum. Gorzej, w gimnazjum. Czytałam ją, przeżywałam i płakałam. Potem na lata zostawiłam. Kiedy zaczęłam pisać do „Tygodnika Powszechnego”, przypadała akurat 75. rocznica jej urodzin. Uznałam to za pretekst do portretu. Wróciłam więc do tematu i okazało się, że czytana po latach Poświatowska dalej mnie interesuje.

deimji4

I wzrusza?

I wzrusza. Wcześniej czytałam tylko jej wiersze i „Opowieść dla przyjaciela”, nagle zorientowałam się, że jest jeszcze mnóstwo wątków, których nie zauważałam czy nie rozumiałam. Nagle, zwłaszcza z listów, wyłoniła mi się inna twarz Poświatowskiej.

Więc ukazał się duży artykuł w „Tygodniku Powszechnym” i dwa miesiące później Znak zaproponował mi napisanie biografii, niekoniecznie Poświatowskiej. Zaczęłam się zastanawiać, miałam różne typy, jednak życie Poświatowskiej wydawało mi się najciekawsze. Krótkie, ale intensywne, bez pustych przebiegów w rodzaju: „pisarz spędził 10 lat w małym miasteczku, oddając się twórczości”.

Nie wiem czy i jakie miało to dla ciebie znaczenie, ale warto też dodać, że życie Poświatowskiej nie trwało zbyt długo, nie zostawiła po sobie ogromnego dorobku, więc jak na debiutancką biografię, jest to życiorys, przynajmniej na pierwszy rzut oka, który da się ogarnąć, prawda?

(śmiech) Nie rachowałam w ten sposób. No, może trochę.

deimji4

Zapoznałam się ze wszystkimi książkami biograficznymi o Poświatowskiej i stwierdziłam, że – jak na tak fantastyczny temat – nie powstała jeszcze taka, która spełniłaby moje oczekiwania. To znaczy: zarówno ciekawa narracyjnie, jak i świetnie udokumentowana. Moim poprzedniczkom oczywiście dużo zawdzięczam. Małgorzata Szułczyńska przetarła szlak, Mariola Pryzwan dodała nowe wątki, bardzo mi też pomogła, udostępniając listę kontaktów i odpowiadając na pytania. Grażyna Borkowska z kolei przywróciła Poświatowską historii literatury.

A więc miałam ułatwione zadanie, bo wiele źródeł było już ujawnionych. Ale postanowiłam zrobić, co mogę, żeby wypełnić luki. Luki, czyli takie wątki, jak związek z Lubomirem Zającem, próba samobójcza, proces o kradzież, związek z Janem Adamskim, rozmowy z SB. Poświatowska-złodziejka? Poświatowska-kandydatka na TW? To są nieznane szerzej rzeczy.

Postanowiłam też pojechać do Stanów, żeby pogrzebać w archiwach i porozmawiać z tymi, którzy Poświatowską pamiętają. Bardzo pomogła mi strona White Pages, amerykańska książka telefoniczna, w której podane są i adresy, i krewni, i wiek danych osób. Dzwoniłam więc nocami do Ameryki z karty Telegrosik i słyszałam: „Pisze pani biografię Poświatowskiej? To bardzo ciekawe, ona jest taka znana?”. Zrobiłam sobie miesięczną wycieczkę między Toronto, Bostonem, Nowym Jorkiem, Waszyngtonem i Filadelfią. I jeszcze zahaczyłam o Smith College w Northampton.

Pamiętali Poświatowską czy nie bardzo mogli sobie przypomnieć, o kogo chodzi?

Pamiętali. Bardzo dobrze. Chociaż oczywiście z lukami czy błędami chronologii – to są ludzie po 80-tce, najstarszy mój rozmówca miał setkę. Widziałam, że Halina była dla nich naprawdę ważna, i przez to, że mieli o niej tak dobre wspomnienia, chcieli się o mnie zatroszczyć. Odbierali mnie z dworca albo na dworzec odwozili, zabierali na lunche, kolacje, do kina, oferowali noclegi. Dostawałam nawet prezenty.

Najbliższą osobą dla Poświatowskiej była w Stanach chyba Caroline?

Caroline Karpinski. Cały czas mam z nią kontakt. Wysłałam jej książkę.

Ale raczej nie będzie mogła jej przeczytać.

Przeczytała, podobało jej się. Caroline jest Polką urodzoną w Stanach, rozmawiamy po angielsku, ale polski tez rozumie. Przysłała mi właśnie kopię zdjęcia, jakie zrobiły sobie z Haliną na schodach Metropolitan Museum – znalazła je przy porządkowaniu papierów. Jest historyczką sztuki, pracowała w Met w dziale starodruków i rycin. Poznały się z Haliną w 1959 roku: wujkowie Poświatowskiej przyjaźnili się z rodzicami Karpinski. Halina spędzała u Caroline święta i wakacje; jadły razem lunch w Met, wieczorami chodziły po Greenwich Village. Kiedy zdecydowała się wrócić do Polski, Caroline przyjeżdżała do niej latem w odwiedziny; były razem na Mazurach, w Bieszczadach, nad morzem i w Jugosławii – zrobiły sobie rejs po Adriatyku. Chciały też pojechać do Bułgarii – Poświatowska miała nawet bilety i dewizy, ale musiała tamto lato spędzić w szpitalu. Ostatnie lato jej życia.

Dotarłaś również do Margaret Pacsu, Amerykanki węgierskiego pochodzenia, która studiowała z Haliną w Smith.

Margaret chciała być piosenkarką, została dziennikarką, prowadziła w kanadyjskim radiu program z Glennem Gouldem. Inna koleżanka Haliny ze Smith, z którą też mam miły kontakt, to Pamela Pomerance, Amerykanka żydowskiego pochodzenia, psychoterapeutka i mediatorka. Margaret i Pamela także odwiedzały Halinę w Polsce. Dostałam od nich świetne, wcześniej niepublikowane zdjęcia. Nie wszystkie mogłam wykorzystać – musiałabym wydać album fotograficzny.

I jeszcze jedna przyjaciółka ze Smith, Yasuko Nogami, dzisiaj nauczycielka angielskiego w Tokio. Do Japonii nie pojechałam – szkoda, może powinnam? – ale zrobiłam z nią wywiad mejlowy. Napisała mi ostatnio, że wciąż Halinę kocha i że cieszy się, że może mieć moją książkę na półce. Wszystkie te cztery dziewczyny – dziewczyny, nie staruszki – są otwarte, mądre, spełnione, aktywne. Zastanawiam się czasem, czy Halina też by taka była, gdyby została w Stanach, gdyby miała lepszą opiekę medyczną, gdyby udało jej się przeżyć?

(img|491191|center)

We wstępie piszesz, że próbowałaś podejść do Poświatowskiej z innej strony. Czy udało ci się pokazać „inną Poświatowską”? Czy odkryłaś jakieś jej nowe twarze, maski, cechy charakteru? Czy raczej efektem twojego biograficznego śledztwa jest potwierdzenie znanego nam już obrazu?

Przede wszystkim Poświatowska miała wiele twarzy, sama je kreowała. Np. w zupełnie, ale to zupełnie inny sposób pisała listy do swoich mężczyzn, do przyjaciółek, do mamy czy do ludzi, którzy jej pomagali. Przybierała różne pozy: infantylne, matczyne, kumpelskie, liryczne. Miałam szczęście czytać również listy niepublikowane, które cytuję w książce. Im więcej tych listów czytałam, tym bardziej ją lubiłam. Była świetną dziewczyną z fantastycznym poczuciem humoru, z bardzo dużym dystansem do siebie… Ale tez złośliwą, często egoistyczną, rozrzutną. Świadomą swoich seksualnych potrzeb.**I świadomą swego uroku. Było w niej również coś bardzo współczesnego. W tym spojrzeniu spod lekko zmarszczonych brwi: tak pozuje Cara Delavigne. Zresztą ciuchy i fryzury, które nosiła Poświatowska, dzisiaj znowu są modne.

Pytam o to, czy udało ci się pokazać inną twarz Poświatowskiej, gdyż po lekturze twojej książki nie bardzo umiem ustalić, jaka ona naprawdę była. Gdyby mnie o to ktoś teraz zapytał, to nie wiem, czy umiałbym odpowiedzieć. A ty jako autorka książki – umiałabyś?

Ja tym bardziej nie potrafię. Tak dużo się o niej dowiedziałam, że żaden przymiotnik mi nie wystarczy. Najbliższa mi jest ta Poświatowska złośliwa, nawet cyniczna, z dużą samoświadomością, krytyczna w stosunku do siebie i do innych.

Mówiliśmy o tym trochę na początku naszej rozmowy, ale może spróbuję jeszcze podrążyć ten wątek. Na czym według ciebie tak naprawdę polega fenomen popularności Poświatowskiej? Czy – mówiąc brutalnie – nie wydaje ci się, że mamy do czynienia z połączeniem „młoda, piękna kobieta plus choroba i śmierć w młodym wieku”? Czy myślisz, że gdyby nie jej śmierć w wieku 32 lat, rozmawialibyśmy dzisiaj na jej temat? Inaczej mówiąc, czy twórczość Poświatowskiej obroniłaby się sama, bez całej biograficznej legendy?

W moim odczuciu jest to bardzo nierówna twórczość. Nawet w obrębie poszczególnych tomików znajdziemy wiersze słabe i wiersze wybitne. W większości są zrośnięte z jej życiorysem. I dlatego niektóre można dokładnie umiejscowić w czasie (mimo że bardzo rzadko je datowała).

Na pewno ważna była odwaga, z jaką Poświatowska mówiła o erotyce. O jej debiucie Grochowiak pisał zachwycony, że to „fenomen autentycznego erotyzmu”. Chociaż kiedy dzisiaj czyta się wiersz o dziewannie albo o splecionych świerku i wiśni, to można się uśmiechnąć z politowaniem nad tym kamuflażem. Ale są u Poświatowskiej również wiersze mówiące bez zbędnego kamuflażu o takich aspektach erotyki, jak seks oralny. Nie bała się takich wierszy pisać i publikować, chociaż zdawała sobie sprawę, że będzie postrzegana przez ich pryzmat. Była np. taka bardzo nieprzyjemna recenzja Anatola Sterna, który pisał, że dzięki tym wierszom poznał szczegóły budowy anatomicznej autorki.

Przygotowując się do wywiadu, rozmawiałem z kilkoma osobami na temat Poświatowskiej. Zacytuję ci jedną z krytyczek młodego pokolenia.

(śmiech) Anonimowa krytyczka?

Tak. Anonimowa krytyczka powiedziała mi mniej więcej coś takiego: „Poświatowskiej nie znoszę jako pisząca kobieta. Ona zrobiła szkodę młodym kobietom swoją egzaltacją i rozdygotaniem. Wypełniła zapotrzebowanie i oczekiwanie środowiska literackiego na uduchowioną, eteryczną, ledwo żywą kobietką, która – m.in. z racji swojej choroby – trzymała się odpowiednio z boku tego środowiska. Trzeba kobiety ostrzegać przed pisaniem takim, jak Poświatowskiej”.

To ciekawe (śmiech). Ciekawe, bo np. Grażyna Borkowska w swojej książce interpretuje twórczość Poświatowskiej w kluczu feministycznym. Nie wiem, czy „trzeba kobiety ostrzegać”. Jeśli coś trzeba, to pamiętać o czasach, w jakich te wiersze powstawały i o romantykach, na których Poświatowska się wychowała. A zresztą, jak mówiłam, w tej poezji są nie tylko młodopolskie kawałki. Na przykład wiersz, który zaczyna się od: „codziennie sekuję moje ciało”: „doskonale apolityczna / aspołeczna / siedzę w kucki nad stosem mięsa / segreguję jak rzeźnik w jatce / pragnienie / tęsknotę / ból”.

Skoro już o ciele mowa – spróbujmy może uporządkować wiedzę na temat choroby Poświatowskiej. Większość osób wie ogólnie, że „chorowała na serce”, że spędziła życie w szpitalach i sanatoriach, że umarła po operacji.

Rozmawiałam z profesorem Aleksandrem Skotnickim, który Poświatowską pamiętał jako pacjentkę kliniki na Kopernika. Ale najbardziej pomógł mi prof. Antoni Dziatkowiak, który – na podstawie informacji, jakie miałam z autobiografii i listów – ustalił rozpoznanie i dokładnie wytłumaczył, co i jak. Mówiąc w skrócie: jako 9-latka Halina zachorowała na anginę, która przerodziła się w gorączkę reumatyczną. Dalej było zapalenie wsierdzia i stąd wada serca: niedomykalność zastawki mitralnej i stenoza mitralna, z przewagą niedomykalności. Wtedy w Polsce nie robiono na to operacji, stąd konieczność wyjazdu do Stanów, gdzie takie zabiegi z powodzeniem – z użyciem hipotermii i sztucznego płucoserca – przeprowadzano. Nie wiedziano jednak jeszcze, że po takiej operacji wada może się odnowić. I to miało miejsce u Poświatowskiej. Kolejna operacja, już w Polsce, przeprowadzona przez doktora Sitkowskiego w szpitalu na Płockiej w Warszawie, polegała na wstawieniu sztucznej zastawki. Duże ryzyko – raz, że to był jeden z pierwszych
tego typu zabiegów, dwa, że każde ponowne otworzenie klatki piersiowej jest niebezpieczne. Poświatowska przeżyła, wydawało się, że przeszła okres krytyczny, była przytomna. Ale ósmego dnia po operacji zmarła. Zapewne w wyniku zakrzepu albo zatoru.

O zdrowie Haliny dbał profesor Julian Aleksandrowicz, którego również nie możemy tutaj pominąć.

Tak, wspaniały lekarz i człowiek. Polecam przy okazji jego wspomnienia z krakowskiego getta, w którym był dyrektorem szpitala. Wstrząsająca relacja. Dla Poświatowskiej robił wszystko, co mógł. To on wysłał ją na operację do Stanów i na operację do Warszawy (na wyraźne żądanie Haliny, bo sam wystraszył się ryzyka). Traktował ją jak córkę. Zabierał na wycieczki, dawał jej prezenty, zlecał tłumaczenia, żeby mogła sobie dorobić.

(img|491192|center)

Jednym z najważniejszych wątków twojej książki są oczywiście mężczyźni w życiu Haliny Poświatowskiej.

Poświatowska w swoim podejściu do mężczyzn trochę przypominała mi Zofię Nałkowską, która w dziennikach odnotowywała każdy męski komplement. Zwłaszcza na starość, jakby chciała się utwierdzić w przekonaniu, że mimo wieku może być atrakcyjna. Dla Poświatowskiej zainteresowanie mężczyzn było dowodem, że może się podobać, że choroba jej nie skreśliła, że nie jest kaleką. Bardzo tego potrzebowała.

Inna sprawa, że ona naprawdę była atrakcyjna i ciągle ktoś ją próbował poderwać. Jak kierowca, który się jej oświadczył w taksówce: matka wyciągała ją z auta siłą, żeby już przestała z nim flirtować. Caroline wspominała, jak były razem w Sopocie: zostawiła Halinę samą dosłownie na pięć minut, a kiedy wróciła, już było obok niej trzech facetów. Poświatowska sama z tego żartowała: w Stanach pisała do matki: „ilu ja ich sobie nazgarniałam!”. I prosiła matkę, żeby w jej zastępstwie odpisywała na listy od chłopaków, bo samej jej się już nie chce. A poza tym znaczki drogie.

Wspomnijmy jeszcze o scenie z portu, gdy Poświatowska odpływa z Polski do Stanów.

Żegnający ją adoratorzy pobili się w porcie; matka doniosła jej o tym w liście. Halina odpisała: „niech się biją, niech się kochają, mnie jest wszystko jedno, mnie zależy tylko na Tobie”. I to jest znaczące – że związek z matką był dla niej dużo ważniejszy od jakiegokolwiek związku z mężczyzną.

A Adolf, jej pierwsza wielka miłość?

Wyszła za niego przed dziewiętnastymi urodzinami. Adolf, student Filmówki, miał analogiczną wadę serca – w dzieciństwie również przeszedł gorączkę reumatyczną i prawdopodobnie cierpiał na stenozę aortalną. Zmarł niecałe dwa lata po ślubie, w marcu 1956 roku. Poświatowska została dwudziestoletnią wdową. Jej stan bardzo się wtedy pogorszył, trafiła do szpitala, nie tylko z dolegliwościami fizycznymi, ale też z depresją.

Kolejnym ważnym mężczyzną w życiu Poświatowskiej był Ireneusz. Była to miłość platoniczna – on ją kochał, ona go uważała raczej za swojego przyjaciela, prawda?

Tak. Ireneusz był niewidomy, stracił wzrok we wczesnym dzieciństwie. Poświatowska poznała więc kogoś równie, albo nawet ciężej, dotkniętego przez los. Była zachwycona jego listami i opowiadaniami. Pod ich wpływem sama zapragnęła pisać tak, jakby nie widziała: próbowała unikać metafor wzrokowych.

Ireneusz miał jednak inne niż ona podejście do twórczości. Szybko zniknął z literackiego obiegu, publikował jedynie – i to krótko – w prasie literackiej. Kiedy w 1966 r. Poświatowska chciała wydać jego listy, nie zgodził się.

Zmarł dosłownie kilka dni przed tym, jak udało mi się zdobyć do niego kontakt. Nie byłam zresztą pewna, czy w ogóle by chciał ze mną rozmawiać. I przyznam się, że trochę zwlekałam. Wiedziałam, że Halina to dla niego zamknięty temat. Że nie chce już o tym mówić, nie chce tego analizować, nie chce swojej relacji z Haliną „sprzedawać”.

Musimy chyba też przynajmniej wspomnieć o Jerzym Kosińskim, który może nie był najważniejszym, ale na pewno najbardziej znanym mężczyzną w biografii Poświatowskiej.

W zasadzie niewiele na temat tej relacji wiadomo. Pisząc o Kosińskim i Poświatowskiej, opierałam się na „Niebieskim ptaku”, autobiograficznym opowiadaniu, które napisała w odwecie za „Malowanego ptaka”. Powieści zresztą jeszcze wtedy nie znała, znała tylko recenzje i opinie, ale to wystarczyło jej, by się oburzyć i w ten sposób odpowiedzieć. Wyciągnęłam z tego opowiadania tylko te rzeczy, które wydają się najbardziej prawdopodobne: w samym opowiadaniu obraz Kosińskiego jest bardziej negatywny.

Innymi wiarygodnymi źródłami na temat Kosińskiego i Poświatowskiej nie dysponujemy?

Są dwa zdjęcia, są listy Haliny, ale nie z tego okresu, późniejsze. Jest opowiadanie samego Kosińskiego – rozdział z książki „Pustelnik z 69. ulicy”. Ale tego nie mogłam traktować jako źródła, nie zgadza się nawet chronologia. Są też plotki, np. relacja pewnego nieżyjącego już jazzmana. I pamięć znajomych, którzy mówią, że Kosiński nie traktował Poświatowskiej poważnie. Zapytany o nią po latach miał odpowiedzieć: „Poświatowska? Ktoś mi powiedział, że to ładna dziewczyna, więc wziąłem aparat, zabrałem ją na spacer, zrobiłem jej parę zdjęć. Nic ważnego”. Ale jednak poświęcił jej to opowiadanie, i to po wielu latach. Ma dość liryczny wydźwięk i słodko-gorzkie zakończenie: Kosky chce do Powskiej zadzwonić, ale okazuje się, że ona już nie żyje.

Przegrzebałam archiwum Kosińskiego w Yale, pudła negatywów i listów. Nic tam nie znalazłam. Żadnych zdjęć, żadnych wzmianek. Było za to zdjęcie ze wspomnianą Pamelą, na plaży. Kiedy z nią rozmawiałam, nie mogła sobie przypomnieć, żeby Halina w ogóle wspominała o znajomości z Kosińskim. Ale w listach są ślady, że o tym rozmawiały.

Z twojej książki wynika, że Halina mocno przeżyła rozstanie z Kosińskim.

Nawiązywała do tego w listach. Pisała, że bardzo się zirytowała, kiedy dostała wycinek z prasy o tym, że Kosiński się ożenił z bogatą wdową po potentacie stalowym.

Gdy wspominałem znajomym o tym wątku z Kosińskim i mówiłem coś, że się poznali, że jakieś fotografie jej robił, jakieś spacery mieli, to reakcja zawsze była taka sama: „Tak, z Kosińskim na pewno TYLKO spacerowała!”. Ale nie wiemy czy doszło między nimi do czegoś więcej?

Nie wiemy. W wersji Poświatowskiej nie doszło. W wersji Kosińskiego owszem.

I jeszcze jeden interesujący mężczyzna w życiu poetki – Lubomir Zając.

Satelita Piwnicy pod Baranami i Klubu pod Jaszczurami, brany nawet za brata Wiesława Dymnego. Halina pojechała z nim na wakacje w Bieszczady, tam ukradli ikonę z cerkwi, natychmiast zostali złapani. Halina wzięła winę na siebie, dostała wyrok więzienia w zawieszeniu i grzywnę. To z powodu Lubomira zażyła ogromną ilość tabletek nasercowych, omal się nie zabijając… Ale nie będę tu zdradzać wszystkich szczegółów.

(img|491194|center)

I na koniec obowiązkowe pytanie – kto i dlaczego przede wszystkim powinien sięgnąć po biografię Haliny Poświatowskiej twojego autorstwa?

Absolutnie wszyscy. Powinna to być lektura obowiązkowa na wszystkich poziomach edukacji. (śmiech) Przypuszczam, że ta książka zainteresuje głównie kobiety, ale byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby zainteresowała też mężczyzn. Ci faceci, którzy czytali, mówią mi zresztą, że wcale nie jest „dziewczyńska”.

To po prostu bardzo ciekawy życiorys, mnóstwo wątków, nie tylko miłosnych. Dla fanów Poświatowskiej – lektura uzupełniająca. Dobrze by było, gdyby po książkę sięgnęła również wspomniana przez Ciebie anonimowa krytyczka. I wszyscy, którzy mają w głowie przekłamany, mdły obraz tej poetki.

*Rozmawiał: Grzegorz Wysocki, WP.PL. *

deimji4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
deimji4