Upadły amant. Igo Sym zapisał się w pamięci jako zdrajca i kolaborant
To stało się prawdopodobnie pod osłoną nocy jeszcze w 1941 r. Zaufany kamieniarz skuł z nagrobka na warszawskich Powązkach wszystkie litery naprowadzające na trop, że tu spoczywa Karol Antoni Juliusz Sym, powszechnie znany pod imieniem Igo, który przeżywszy lat 45, zamordowany został 7 marca 1941. Decyzję o usunięciu nazwiska znienawidzonego aktora prawdopodobnie podjął jego brat Ernest, który miał wszelkie podstawy, by obawiać się, że rodzinny grobowiec padnie ofiarą profanacji.
Jakakolwiek wzmianka o Igo Symie przez lata w wielu budziła wstręt. Do dziś mało kto myśli o nim jako o aktorze, za to zapisał się w zbiorowej pamięci jako kolaborant, zdrajca, konfident. Po wojnie z odrazą pisano o nim jako o niemieckim albo austriackim aktorze, który został do Warszawy przysłany przez okupacyjne władze, by prowadzić teatr na usługach hitlerowskiej propagandy, pomagać w kręceniu polakożerczych, jak wtedy pisano, filmów i szantażować polskich aktorów.
Prawda jest jednak dużo bardziej złożona.
Mówiono, że ma szansę na karierę w Hollywood. Zgubiła go zła dykcja
Igo Sym przyszedł na świat w lipcu 1896 r. w Innsbrucku w polsko-austriackiej rodzinie. Czasem pisano o nim jako o Austriaku, ale czuł się Polakiem i większość życia spędził w Polsce. Zanim dał się poznać publiczności jako amant filmowy, służył w wojsku austriackim, a po 1918 r. polskim.
Po ukończeniu szkoły aktorstwa filmowego zadebiutował w "Wampirach z Warszawy", polskim kryminale, który premierę miał w 1925 r. Taśma z filmem nie zachowała się do dzisiejszych czasów. Rok później wyjechał do Austrii, a następnie do Niemiec. Przez kilka lat nie schodził z planu filmowego, a recenzenci nie mogli się nachwalić jego talentu. Zagrał z Marleną Dietrich, jedną z największych gwiazd przedwojennego kina. Prawdopodobnie połączył ich również romans. Pojawiały się plotki o propozycjach z Hollywood, gdzie triumfy w kinie niemym odnosiła już inna artystka polskiego pochodzenia Pola Negri.
Przebywając w Wiedniu i Berlinie Sym interesował się tym, co dzieje się w światowej kinematografii. Duże nadzieje wiązał z rosnącą popularnością filmów dźwiękowych. "Dziwię się bardzo, że Chaplin wystąpił przeciwko 'mówiącemu filmowi'. Ja w tym filmie widzę ogromny krok naprzód" – mówił pod koniec lat 20. w rozmowie z dziennikarzem.
Film dźwiękowy, którego tak był ciekaw, przyniósł kres jego karierze w niemieckich filmach. Sym nie miał prawidłowej wymowy ("potykał się" na głosce "r"), a reżyserzy niewiele mieli ofert dla aktora z wadliwą dykcją. Posucha skłoniła go do podjęcia decyzji o zakończeniu tego okresu w życiu. W 1931 r. ogłosił, że robi sobie przerwę od produkcji niemieckich i przeniósł się do Warszawy, gdzie szybko zawojował sceny teatralne, przede wszystkim rewiowy teatr Morskie Oko.
Niewielka liczba propozycji była tylko jednym z powodów decyzji o wyjeździe. Drugim były zmiany polityczne w Austrii i Niemczech, które były następstwem dojścia do władzy Adolfa Hitlera. Sym nie krył się z niechęcią do nowego kanclerza.
Tajne spotkanie amanta z Abwehrą
Przez osiem kolejnych lat kalendarz Syma był wypełniony występami w różnych miastach, wrócił też do grania w filmach. Fanki łaknęły jakichkolwiek informacji o jego życiu prywatnym, ale on był bardzo skryty. Łączono go z aktorkami Hanką Ordonówną i Iną Benitą. Choć kochała go warszawska publiczność i nie narzekał na finanse, tęsknił za filmem. Pod koniec lat 30. udało mu się wrócić na duży ekran. Zagrał w kilku polskich i niemieckich filmach. Premierę dwóch z nich uniemożliwił wybuch wojny.
Powrót na niemieckie plany filmowe miał swoją cenę. Druga połowa lat 30. to był czas, gdy nic w sztuce i kulturze III Rzeszy nie działo się bez wiedzy i aprobaty ministra propagandy Josepha Goebbelsa. Sym poszedł więc na współpracę z Abwehrą, niemieckim wywiadem i kontrwywiadem. Do spotkania z urzędnikami doszło w 1937 r. w niemieckim wtedy jeszcze Szczecinie. Co wtedy obiecał? Do czego się zobowiązał?
- Nie mamy wielu informacji na ten temat. Wiadomo, że po projekcji filmu "Serenada" i zorganizowanym z tej okazji bankiecie wyszedł z kina bocznym wyjściem i udał się do siedziby Abwehry. Został jednak przyuważony przez polskich tajnych wywiadowców, którzy sporządzili notatkę o tym, że Sym wziął udział w takim spotkaniu, ale ta notatka trafiła gdzieś do teczki i nikt nie potraktował jej poważnie. Jak gdyby nikt nie wierzył, że tak wielki aktor może prowadzić tajne negocjacje z nazistami - opowiada Marek Teler, autor biograficznej książki "Upadły amant, Historia Igo Syma", która ukazała się nakładem wydawnictwa Skarpa Warszawska. - Ta notatka została przeanalizowana kilka lat później, gdy stało się już jasne, że Sym poszedł na współpracę z okupantem.
Amant kopał rowy, a kilka tygodni później układał się z Niemcami
We wrześniu 1939 r. Igo Sym zgłosił się do Straży Obywatelskiej i razem z innymi warszawiakami kopał rowy przeciwlotnicze. Gdy wydobywał rannych spod gruzów zburzonej kamienicy, ranił go niemiecki odłamek.
Poświęcenie warszawiaków nie mogło odwrócić losów wojny. 5 października Adolf Hitler przyjmował w Alejach Ujazdowskich defiladę wojsk niemieckich, a trzy tygodnie później proklamowano powstanie Generalnego Gubernatorstwa. Sym postanowił wykorzystać swoją świetną znajomość niemieckiego i nawiązał kontakt z niemieckimi urzędnikami.
- Myślę, że kopał te rowy, bo gdyby Polakom udało się odeprzeć atak, to chciał mieć dowód, że zawsze wspierał swój naród. Kiedy jednak Niemcy zajęli Warszawę, zrozumiał, że jego miejsce jest po stronie zwycięzców. Wiedział, że Niemcy mogą mu zapewnić powrót na szczyt - mówi Teler. - Moim zdaniem to była decyzja koniunkturalna. Igo Sym nigdy nie dawał jasno do zrozumienia, że jest zwolennikiem Hitlera, po prostu chciał grać. Przez osiem lat nie miał na koncie żadnych głównych ról i bardzo mu to doskwierało. Wielu aktorów w czasie wojny pracowało w kawiarniach czy podejmowało się innych prac, ale wątpię, by Igo Sym to rozważał. Interesowały go wyłącznie główne role.
To był początek drogi od ukochanego aktora do tytułowego "upadłego amanta".
Poprowadził teatr, którym brzydziła się większość aktorów
Sym postanowił wykorzystać perfekcyjną znajomość niemieckiego i zatrudnił się w nazistowskiej administracji. Podpisał też volkslistę. Niemcy mieli jednak wobec niego znacznie poważniejsze plany. Najpierw zaproponowali mu zarządzanie kinem "Helgoland", do którego wstęp mieli tylko Niemcy, a następnie objęcie stanowiska dyrektora Teatru Miasta Warszawy (Theater der Stadt Warschau), czyli działającej pod niemiecką kontrolą sceny, która wystawiała proste w odbiorze i raczej mało ambitne sztuki w języku polskim.
Bo choć Niemcy chcieli na dobre zniszczyć polską kulturę, to jednak potrzebowali – dla celów propagandowych – polskich teatrów, które miałyby zaświadczyć o dobrych intencjach okupanta.
W Warszawie działały dwa jawne teatry (Teatr Miasta Warszawy i Teatr Komedia, do tego 14 teatrzyków rewiowych), ale obok nich działała cała sieć "teatrów podziemnych", których artyści i widownia ryzykowali, że w razie dekonspiracji zostaną uwięzieni lub wywiezieni do obozów koncentracyjnych.
Sym przyjął propozycję firmowania okupacyjnej "polityki kulturalnej" i nie przeszkadzało mu, że dawni koledzy ze sceny stracili do niego szacunek, a w Warszawie powtarzane było hasło, że "tylko świnie siedzą w kinie, a co bogatsze to w teatrze". W jego teatrze.
Awans na dyrektora teatru był oczywistym dowodem na współpracę z okupantem. Władysław Bartoszewski powiedział 20 lat po wojnie, że słyszał doniesienia, że Sym paraduje po Warszawie w nazistowskim uniformie. Nie ma pewności, czy rzeczywiście tak było, ale Sym na pewno żył na bardzo dobrym poziomie i obce mu były bolączki dnia codziennego, z którymi mierzyli się inni warszawiacy.
Heimkehr. Nazistowska propaganda najgorszego typu
Po wojnie wielu artystów zeznało, że Sym przymuszał ich do grania w swoim teatrze szantażem wywiezienia do obozu koncentracyjnego. W ten sam sposób werbował aktorów do nazistowskiego filmu propagandowego "Heimkehr", czyli "Powrót do ojczyzny". Jednemu z najwybitniejszych aktorów dwudziestolecia międzywojennego Bogusławowi Samborskiemu wprost powiedział, że jeśli odmówi udziału w tym paszkwilu, doniesie niemieckim urzędnikom, że żona Samborskiego jest Żydówką.
Film, który wszedł na ekrany niemieckich kin w 1941 r., pokazywał, jak Polacy przed 1939 r. znęcali się nad niemiecką mniejszością we wsi na Wołyniu. Z ekranu widzowie mieli się dowiedzieć, że Niemcy byli bici przez polskich sąsiadów, można ich było też bezkarnie zabić i zagrabić ich majątek, a to wszystko przy milczącym przyzwoleniu polskiej policji. Niemcy cierpieli w milczeniu, aż w osobie Adolfa Hitlera przyszedł ich wyzwoliciel.
Film był nierzetelny i opierał się na kłamliwych tezach, ale miał jasny cel: pokazać Niemcom, że atak na Polskę był konieczny, by oswobodzić ludność niemiecką, która mieszkała w granicach II RP. Miał też stanowić uzasadnienie dla niemieckiej agresji i rozgrzeszać okrucieństwo hitlerowców wobec ludności cywilnej. Historycy są zdania, że to jeden z najbardziej ohydnych filmów propagandowych III Rzeszy. Obecnie wyświetlanie go w Niemczech jest zabronione, gdyż stanowi naruszenie zakazu propagowania ideologii faszystowskiej.
Sym był aktywnie zaangażowany w produkcję. 19 lutego 1943 r. polskie władze podziemne wydały obwieszczenie, w których za "czynny udział w nagrywaniu filmu niemieckiego Heimkehr o treści propagandy antypolskiej" na karę infamii skazani zostali aktorzy: Bogusław Samborski, Józef Kondrat (stryj aktora Marka Kondrata), Michał Pluciński i kilku innych. Już po wojnie, w 1948 r., rozpoczął się ich proces.
Oskarżeni dostali wysokie wyroki: Wanda Szczepańska została skazana na 12 lat więzienia, Michał Pluciński na 5 lat, a przebywający w Austrii i osądzony zaocznie Bogusław Samborski dostał wyrok dożywocia. Większość z nich została uwolniona przed odbyciem całej kary, a niektórzy nawet powrócili do zawodu.
Wśród skazanych na infamię nie było Syma, gdyż nie żył od prawie dwóch lat. Prawdopodobnie włączając się w produkcję "Heimkehr" podpisał na siebie wyrok śmierci.
Niech śmierć kolaboranta będzie "silnym wstrząsem dla społeczeństwa"
Marek Teler uważa, że w pewnym momencie Sym zaczął się domyślać, że znalazł się na liście osób do wyeliminowania. W lipcu 1940 r. w hotelu Bristol w tajemniczych okolicznościach zmarł Erich Claudius, z którym Sym współpracował w Teatrze Miasta Warszawy. On również szantażował polskich artystów do udziału w propagandowych przedstawieniach. Jak pisze Marek Teler, polskie podziemie rozważało wyeliminowanie Syma w taki sposób, jak zrobiono to w przypadku Claudiusa, a więc poprzez podanie trucizny i upozorowanie ataku serca.
Była to dyskretna metoda, która pozwoliłaby uniknąć surowych represji ze strony niemieckich władz. "Jednakże ponowny rozkaz opiewał, że w tym wypadku właśnie chodzi o silny wstrząs dla społeczeństwa i danie dowodu, że polskie władze podziemne działają" - wspominał na łamach "Tygodnika Powszechnego" w 1946 r. reżyser Roman Niewiarowicz, który rozpracowywał Syma.
Na początku 1941 r. dla polskiego podziemia stało się jasne, że współpracujący z Niemcami aktor musi zginąć. Dwie pierwsze próby zlikwidowania kolaboranta zakończyły się niepowodzeniem i należało się śpieszyć, bo już 8 marca 1941 r. Sym planował wyjazd na dłużej do Wiednia.
7 marca tamtego roku do drzwi aktora przy ulicy Mazowieckiej zapukali egzekutorzy z oddziału "ZOM" (Zakład Oczyszczania Miasta). Nie podejrzewający niczego Sym otworzył drzwi. Nie znał ludzi stojących w progu, ale przytaknął, gdy zapytali, czy nazywa się Igo Sym. Chwilę później osunął się martwy na posadzkę.
21 Polaków rozstrzelanych w ramach represji
Likwidacja Igo Syma rozwścieczyła Niemców. Już kilka godzin po zabójstwie ukazało się rozporządzenie gubernatora Ludwiga Fischera, który odwołując się do odpowiedzialności zbiorowej, wprowadził nowe kary dla mieszkańców Warszawy. Poza tym, że zakazał wystawiania polskich przedstawień w teatrach koncesjonowanych i ustalił początek godziny policyjnej na 20, zarządził aresztowanie większej liczby zakładników. "Jeżeli w przeciągu dwóch dni nazwisko zbrodniarza nie będzie ujawnione władzom niemieckim, zakładnicy będą rozstrzelani" - napisał.
Atak na Syma potępił też Joseph Goebbels, który na konferencji prasowej powiedział, że "pewien polski aktor, który współdziałał przy realizacji niemieckiego filmu 'Heimkehr', został z zemsty zastrzelony przez Polaków". Marek Teler zauważył, że znamienne jest użycie przez ministra propagandy określenia "polski aktor" w stosunku do zadeklarowanego folksdojcza.
"Podwójna polsko-austriacka, a więc polsko-niemiecka, tożsamość aktora była propagandzie bardzo na rękę. W oczach niemieckich władz Polacy zabili bowiem Niemca, ale jednocześnie 'polskiego aktora' - dokonali bratobójczego przelewu krwi" – pisze.
Sprawcy zamachu nie ujawnili się, więc 11 marca 1941 r. Niemcy rozstrzelali w Palmirach 21 zakładników.
ZOBACZ TEŻ: Zobacz: "Na całe życie" w wykonaniu Igo Syma
Trudne rozliczenia w rodzinie Symów
Choć Igo Sym był bardzo zdolnym aktorem, dziś mało kto kojarzy jakiekolwiek jego role filmowe. Nie patronuje ulicom, a choć talentem i urodą nie ustępował Aleksandrowi Żabczyńskiemu i Eugeniuszowi Bodo, to oni są symbolami kina międzywojennego. Proces wymazywania Syma z historii zaczął się zaraz po wojnie.
- Starano się wmówić ludziom, że Igo Sym to Austriak, który w Warszawie pojawił się w przededniu wojny, a przecież był wielką gwiazdą naszego kina międzywojennego i zawsze podkreślał swoją polskość - mówi Marek Teler. - Napisałem biografię Syma nie po to, by go zrehabilitować. Chciałem po prostu zrozumieć, co sprawiło, że patriota stał się kolaborantem.
Nie tylko historycy zaczęli milczeć o artystycznych osiągnięciach Syma. Także rodzina bardzo się od niego dystansowała, czego dowodem jest to, że nawet po wojnie nie umieścili jego nazwiska na rodzinnym grobowcu.
- Bratanek aktora, profesor Antoni Sym, który zmarł w 2021 r., przez lata nie umiał się pogodzić z tym, że choć jego ojciec Ernest był zasłużonym działaczem ZWZ-AK (pseudonim konspiracyjny: "prof. Tulski"), wszyscy kojarzą przede wszystkim jego wujka, zdrajcę. Przez całe życie wypierał się związków z dyrektorem warszawskiego teatru - dodaje Teler. Dopiero pod koniec życia zaczął się godzić z trudną historią rodzinną.
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski