Trwa ładowanie...
recenzja
15-07-2010 15:44

Umierający Europejczycy - ciąg dalszy

Umierający Europejczycy - ciąg dalszyŹródło: Inne
dkzb851
dkzb851

W latach 2002-2006 Karl-Markus Gauß podróżował po Europie, aby odwiedzać Asyryjczyków, Cymbrów i Karaimów w miejscach, w których do dzisiaj żyją.

W Szwecji odnajduje Asyryjczyków, którzy swoją historyczną tożsamość wywodzą z jednej strony od przedchrześcijańskich ludów mezopotamskich, z drugiej – od najwcześniejszych chrześcijańskich Kościołów Wschodu: „Nad tym pierwszym Europejczyk może z niedowierzaniem kręcić głową, bo przecież Francuzi chyba tylko w żartach mienią się spadkobiercami Gallów, a Niemcy wolą jednak nie czuć się Wandalami ani Gotami. To drugie pozwoliło Asyryjczykom tak długo przetrwać: aż do XX wieku byli przede wszystkim chrześcijaninami Wschodu, a ich język zapewne przypominał ten, którym Jezus rozmawiał ze swoimi uczniami". W Turcji mieszka ich dzisiaj około dwóch, trzech tysięcy („sto razy więcej padło ofiarą akcji Seyfo, ludobójstwa, jakiego dopuścili się na nich w 1915 roku tureccy nacjonaliści, czym nie ma ochoty zaprzątać sobie głowy świat"), w Iraku pali się im kościoły oraz morduje ich polityków i kapłanów, więc stąd uciekają (wcześniej żyło ich tutaj około miliona), a trzy miliony Asyryjczyków żyją w Kanadzie, USA,
Szwajcarii, Holandii i Francji. Dlaczego więc Gauß odwiedza Asyryjczyków akurat w Szwecji, skoro rozproszeni są oni dzisiaj po wszystkich kontynentach? To właśnie ze Szwecji wywodzi się ruch zjednoczeniowy tego „nowoczesnego narodu żyjącego w diasporze", to tutaj znajdują się asyryjskie stowarzyszenia kulturalne, stacje telewizyjne i radiowe oraz kluby piłkarskie.

Gauß odwiedza także północne Włochy, gdzie spotyka ostatnich Cymbrów, których dzisiaj żyje na świecie dużo mniej niż cymbrologów badających ich język, historię i obyczaje.O tych drugich autor pisze z ironią, ale nie bez sympatii: „W stowarzyszeniach powiązanych ze sobą siecią najnowszych technologii komunikacyjnych sympatyczni dziwacy, fanatyczni gorliwcy, pedantyczni szaradziści dyskutują o takich problemach, jak to, czy miarodajnym językiem wysokocymbryjskim mówiono właściwie w Siedmiu, czy w Trzynastu Gminach i czy język Luserny trzeba w ogóle traktować poważnie jako dekadencką formę schyłkowej klasycznej mowy Cymbrów". Sami Cymbrowie okazują się – niezależnie od ich wieku – ludźmi spokojnymi, niezwykle życzliwymi i pogodzonymi z życiem: „kochają swój mały świat, nie żywiąc wobec tego wielkiego żadnych drobnomieszczańskich ani reakcyjnych resentymentów, z czym człowiek spotyka się u tylu heroldów regionalizmu bądź mitomanów zapatrzonych w lokalne osobliwości i tradycje".

Trzecia, ostatnia część książki poświęcona jest Karaimom, których autor próbował zrozumieć dzięki wytężonym dwuletnim studiom, lekturom starych ksiąg i nowych opracowań czy korespondencji z „pobożnymi uczonymi, romantycznymi nacjonalistami i sceptycznymi historykami". W końcu Gauß poddaje się i przyznaje do porażki: „wszystko wydało mi się tak zagmatwane, że postanowiłem pojechać na Liwę i samemu poszukać Karaimów". Na miejscu okazuje się, że spora część reprezentantów tej najmniejszej narodowości litewskiej odżegnuje się od jakichkolwiek związków z judaizmem (niektórzy nawet powołują się na podróże badawcze i wyniki prowadzonych za czasów Mussoliniego badań rasowych!). Inni twierdzą, że Karaimi (nazywani też Karaitami, Karerami, Karaylar) są rodzajem judaistycznej sekty, odłamem ananitów. Gauß przeprowadza na Litwie coś w rodzaju reporterskiego śledztwa, dzięki któremu próbuje zrozumieć, dlaczego Karaimi, choć nie mówią już po karaimsku i w dużej części deklarują się jako niewierzący, w dalszym ciągu
powołują się na „przodków, od których kultury, języka i religii się odwrócili".

dkzb851

Karl-Markus Gauß kontynuuje swój fascynujący projekt literackich podróży i Mieszkańcy Roany odchodzą pogodnie to właściwie trzy kolejne rozdziały tego wielkiego, świetnie napisanego dzieła. W latach wcześniejszych autor opublikował m.in. * Umierających Europejczyków* (opowiadał tutaj m.in. o Aromunach, Arboreszach w Kalabrii czy sefardyjskich Żydach w Sarajewie), * Psożerców ze Svini* (o słowackich Romach) i * Niemców na peryferiach Europy* (o zapomnianych niemieckich mniejszościach żyjących na Litwie, Słowacji czy w Polsce). Gauß wędruje po Europie doskonale przygotowany, już po lekturze dziesiątek książek, studiów i artykułów poświęconym mniejszościom, do których się wybiera, ale nie
oznacza to, że jego relacje z podróży są hermetycznymi rozprawami akademickimi z elementami reportażu.
Nic z tych rzeczy.

Gauß nie kryje się w cieniu opowiadanej historii, nie obawia się autobiograficznych dygresji, a nawet wspomnień z dzieciństwa (lekcja geografii w drugiej klasie gimnazjum i próba odnalezienia Asyryjczyków na mapie), ale nie one i nie przeczytane wcześniej książki są tutaj najważniejsze, lecz ludzie, których spotyka. To od nich stara się dowiedzieć „wszystkiego", konfrontuje wcześniejsze lektury z ich frapującymi opowieściami i nie kryje swojej sympatii i wdzięczności do tych „żywych podręczników". Gauß odwiedza muzea, cmentarze, stadiony, kościoły, wędruje ulicami miast i miasteczek, a wszystko po to, by znaleźć kolejnych rozmówców, kolejnych świadków. Jest erudytą, reporterem i empatycznym, choć umiejętnie posługującym się ironią i wyczulonym na wszelkie fałsze, wędrowcem w jednym. Jak trafnie zauważył Andreas Wirthensohn, „nikt nie potrafi opisywać ich [małych narodów i grup narodowościowych w Europie] dokładniej, czulej i z większym literackim zacięciem niż Karl-Markus Gauß, ten natchniony etnograf
naszego kontynentu".

dkzb851
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dkzb851