Trwa ładowanie...
recenzja
20-12-2010 11:34

Twist „na styk”

Twist „na styk”Źródło: Inne
d211ntq
d211ntq

Po słabiutkich, by nie powiedzieć żenujących * Przydrożnych krzyżach* i co najwyżej poprawnych * Porzuconych ofiarach, po kolejną powieść Deavera sięgałam z poważnymi obawami. Choć nie było tak źle, to nie było też zachwycająco. *Jednak po raz kolejny potwierdziła się prawidłowość: pisząc o Rhymie i Sachs Deaver bawi się najlepiej, co dodatnio wpływa na jakość powieści o sparaliżowanym kryminalistyku i byłej modelce.

Mocnym punktem Pod napięciemjest koncepcja narzędzia zbrodni. Szczęśliwie autor porzucił, skrajnie już wyeksploatowany po * Rozbitym oknie* i * Przydrożnych krzyżach, Internet. Zamiast tego skupił się na gniazdku, które między innymi podpięcie do sieci umożliwia. *Najnowszy sprawca wojuje elektrycznością i posiada o niej ogromną wiedzę, z której robi imponująco przerażający użytek. Na co dzień lekceważona i uważana za coś oczywistego, elektryczność w odpowiednio wprawnych rękach może stać się niezawodnym i trudnym do unieszkodliwienia narzędziem masowej eksterminacji ludności. Co więcej, w najnowszej intrydze Deavera ofiary zabijają się wręcz same, nieświadomie zamykając zaprojektowane przez sprawcę obwody. To podnosi, nomen omen, napięcie, bo zabójcza może okazać się choćby klamka.

Mimo takiego fabularnego „samograja” pierwsza połowa powieści (po tradycyjnym, efektownym otwarciu) jest, mówiąc delikatnie, mało dynamiczna i chwilami przez tekst, tradycyjnie naładowany pojęciowymi wykładami, trzeba po prostu brnąć. Trochę jakby autor za wszelką cenę (w tym cenę zniechęcenia i znużenia czytelnika) nabijał sobie zamówioną przez wydawcę objętość. Obok dość znaczącej wady w postaci słabego tempa pierwszej połowy, Pod napięciemposiada również istotne zalety. Po raz pierwszy od czasu * Pustego krzesłaautor poświęca sporo uwagi ograniczeniom i zagrożeniom dla rezultatów pracy śledczej, jakie pociąga za sobą stan neurologiczny Lincolna Rhyme’a. W kilku ostatnich powieściach powstało bowiem wrażenie, że, choć praktycznie niemal całkowicie sparaliżowany i zależny od otoczenia, dzięki posiadanym udogodnieniom technicznym funkcjonuje on i pracuje właściwie „normalnie”. *Co więcej,
zaczął stopniowo odzyskiwać dawno utracone funkcje motoryczne, choć tylko w bardzo niewielkim stopniu.
Tym razem Deaver jakby się otrząsnął, znowu kładzie akcent na fakt, że życie genialnego kryminalistyka praktycznie permanentnie wisi na włosku, a wraz z nim bezpieczeństwo podległych mu ludzi pracujących w terenie. I dobrze, przydaje to powieści wiarygodności, a, co nie bez znaczenia, jest też dodatkowym faktorem budującym napięcie.

Ostatnią znaczącą zaletą jest powrót do wątku Zegarmistrza, jedynego, jak dotąd, przestępcy, który zdołał wystrychnąć na dudka niestrudzenie pracujący na najwyższych obrotach umysł Rhyme’a. Pościg za nim rozwija się równolegle do wątku głównego. Swoje pięć minut dostaje także postać Rona Pulaskiego, wiecznego „nowego”, wspólnego ucznia Rhyme’a i Sachs. Ron stawia pierwsze w pełni samodzielne kroki na miejscach zdarzeń i zaczyna borykać się z ciężarem odpowiedzialności za swoje działania.

d211ntq

Mimo wszystko irytujący staje się ograny, stały już od dłuższego czasu, schemat prowadzenia fabuły, który Deaver eksploatuje wręcz bezwstydnie, już nawet się z tym nie kryjąc. Ciągle te same zwody, coraz łatwiejsze do rozszyfrowania, stale identyczne sztuczki narracyjne, a wszystko koronuje końcowym twistem, który, przeważnie wyjęty z kapelusza, jeśli już porównywać do wisienki, to wyłącznie mocno pomarszczonej. Tym razem twist nie jest tak przeszarżowany, jak choćby w * Przydrożnych krzyżach, można go nawet, mimo pewnego „naciągnięcia”, uznać za akceptowalny. W porównaniu z autentycznie zaskakującymi zakończeniami * Tańczącego trumniarza, * Maga* czy * Kamiennej małpy, finał *Pod napięciem wypada blado i sztucznie, wygląda na ewidentnie ustawiony. Kiedyś Deaver wiedział, że sztuka prowadzenia kryminalnej intrygi polega przede wszystkim na starannym ukryciu „sznurków”. Teraz już ich nie chowa, a wręcz się z nimi obnosi. Marnuje w ten sposób sporą część potencjału oryginalnego, intrygującego pomysłu. Siedem lat temu wycisnąłby z niego dużo więcej, teraz idzie na łatwiznę. Na razie jeszcze pamięta, jak złapać tempo i pozyskać zainteresowanie czytelnika w drugiej połowie powieści. Ale na jak długo wiernym fanom starczy samozaparcia, by brnąć przez pierwszą połowę?

d211ntq
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d211ntq