Trwa ładowanie...
recenzja
09-05-2014 23:32

Twiggy protest

Twiggy protestŹródło: Inne
dyh8vur
dyh8vur

Pierwszą supermodelką na świecie była Twiggy Lawson. Gdy w latach sześćdziesiątych przechadzała się po wybiegach całego świata miała 1,65 metra wzrostu i ważyła 40,5 kg. Sama siebie, z perspektywy czasu, określiła wieszakiem na ubrania, mając na myśli raczej specyfikę swojego zawodu, niż wygląd, ale można te słowa z powodzeniem odnieść do wystających kości miednicy, chudych ramion, zapałkowatych nóg i niemal płaskich piersi. Takie kobiety zaczęły być „modne” i takich kobiet zaczęli pożądać mężczyźni. A co jeśli w miejsce 40 kilogramów jest 60? Albo co gorsza 80? Jeśli piersi są bujne, biodra rozłożyste, a nogi jak dwie lub trzy te twiggowate? Co jeśli kobiecie bliżej do ideału, jaki kiedyś, dawno temu miękkimi pociągnięciami pędzla sławił Rubens, niż do tego z okładek kolorowych pism?

Jest jedno rozwiązanie – można wybrać się na wczasy odchudzające.

Na takich wczasach, w jednym pokoju spotykają się Jasia i Basia. Baśka to porzucona przez męża trzydziestoparolatka. Do tej pory w ryzach trzymała swoje ciało – jeśli chciało się rozleźć, rozprzestrzenić, miała na nie sposoby – bicze wodne, siłownia, żele pod prysznic z drobinkami prawdziwego złota, a nade wszystko dieta. Dieta katorżnicza, dieta głodowa, pół pomidorka z sałatki i ani grama smażonego tłuszczu. Nocami marzyła o schabowym w panierce. We dnie schabowe w panierce omijała. Szczupła, wyprostowana, piękna. Za jej kołyszącymi się jak u modelki biodrami, oglądali się robotnicy na ulicy, uczniowie szkół średnich i wszyscy panowie z towarzystwa jej męża. Pochlebiały jej podsłuchane w kuluarach rozmowy – „aleś dopadł niezłą sztukę” i pogardliwe spojrzenia w stronę własnych żon. Jedynym marzeniem i aspiracją Baśki było piękno, ale nie to prawdziwe, a to okładkowo-magazynowe, telewizyjno-gwiazdorskie, modelkowo-wybiegowe. Piękno zrobione, a nie stworzone. I to, że ma męża – nie było chyba nawet tak do
końca ważne, czy go kocha. Ważne, że on ją zauważył! A teraz po prostu odwrócił się na pięcie i opuścił lokal. Zostawiając taki ładny sprzęt – swoją żonę… I Baśka zaczęła jeść, pożerać, pochłaniać, pęcznieć i powiększać się. I nagle do głowy jej przyszło, że on już nigdy nie wróci, jeśli będzie nosić 42 zamiast 36. Dlatego posłuchała rady mamy, spakowała walizkę i nad morzem, w obskurnym pensjonacie, zajęła łóżko obok sapiącego wieloryba, w rozmiarze chyba 142.

A ten sapiący wieloryb okazał się Jasią, panią z telewizji, która prowadzi program kulinarny. Ale bez telewizyjnej tapety i kolorowych bluzek, w ulubionym, zmechaconym i rozciągniętym dresie, który pokazywał jak na dłoni wszelkie fałdki i wałeczki, wydawało się to niemożliwe.

dyh8vur

Jasia zjawiła się na wczasach odchudzających z zupełnie innych powodów – bardzo lubiła jeść i w gotowaniu odnajdowała siebie. Suche, niskokaloryczne sałatki na tym „obozie przetrwania” wcale ją nie interesowały. Z lubością podjadała nocami sezamki, krusząc do łóżka i budząc Baśkę z płytkiego snu pełnego koszmarów. Ale Jasia lubiła też ludzi i to dla ludzi przyjechała nad morze. I z jeszcze jednego powodu, skrywanego pod otłuszczoną piersią, w samym sercu…

Pozornie Basia i Jasia to dwie strony jednej monety, które nigdy nie powinny się spotkać. Tusza zaakceptowana, ale wnętrze nie do końca i pozornie poukładana głowa na wyimaginowanej grubasce. W niczym się nie zgadzały – bo jedna lubiła polskie seriale, a druga nimi gardziła, jedna chwaliła delikatny smak prawdziwych schabowych, druga twierdziła, że zatykają żyły, jedna z reżimem i samokatowaniem zjadała liść sałaty, druga pochłaniała dwie porcje.

I tylko jedno ich łączyło – tęsknota za mężczyzną, choć już pobudki tej tęsknoty były zgoła inne.

Te kobiety spotkały się nie bez przyczyny – a tym powodem jest to, że autorka chciała wygłosić protest przeciwko wciskaniu kobiet w ramki, szczególnie w takie, które są dla nich za wąskie. To nie tylko protest przeciw rozmiarowi 36, który nie pasuje na każdą kobietę, choć wedle standardów i kanonów piękna, wyznaczanych aktualnie przez tabloidy i fashion TV, powinna na każdej leżeć jak ulał. A jeśli nie leży, to coś leży – wina! W kobiecie! I to ona powinna sprawić, żeby 36 było w jej rozmiarze. A może nawet za duże. Pracą, powołaniem i aspiracją kobiety jest być piękną! Może nie wprost i nie ostentacyjnie, ale wpiera się to dziewczynkom od lat najmłodszych (konkursy piękności dla czterolatek!). To książka protest przeciw zmianie kobiet, czynieniu ich materiałem plastycznym, które można dowolnie kształtować. To książka o tym, że jeśli ktoś nie chce chodzić na wysokich obcasach, to nie musi. Że jeśli lubisz sezamki – częstuj się proszę! Że prawdziwy kucharz nie może być chudy, bo to znaczy, że nie próbuje
własnych dań. Że najważniejsze to być sobą. Banalne, ale takie jest przesłanie.

dyh8vur

I jeszcze raz banalnie – że piękno tkwi w środku! I nikt nie ma prawa poprzez ciało uplastyczniać nam duszy. A który mężczyzna tego nie widzi, nie powinien siebie nazywać mężczyzną!

Fryczkowska wygłasza ten protest czasem nieporadnie, czasem w zbyt okrągłych zdaniach, czasem zbyt dosadnie, a czasem z przesadną dekoracyjnością. To jest czasem książka na miarę tego taniego pensjonatu nad morzem – oczywista, ale i tak każdy ją odwiedza, bo nie ma innej opcji. Nie mniej jednak historia toczy się sprawnie, momentami zaskakuje, czasem wciąga. No i sedno – banalne, ale ważne.

Podoba mi się w tej książce zakończenie – nie telewizyjne i nie lukrowane – zwykłe, życiowe, którego pozornie happy endem nie można nazwać. Jednak trzeba pamiętać, że dla jednego happy będzie liść sałaty, a dla drugiego wielki na cały talerz schabowy z grubaśną warstwą tłustej panierki.

dyh8vur
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dyh8vur