Dwadzieścia kilka lat temu wydawać się mogło, że nierzeczywistość, przenikanie snu i jawy, przynależą do jakiegoś egzotycznego, południowoamerykańskiego Macondo, a co do naszych ulic, możemy być całkiem spokojni. Mogą się tu pojawić co najwyżej duchy ze swojskich, chrześcijańskich zaświatów albo kosmici z solidnego, mającego swoją wagę latającego spodka. Jonathan Carroll był wówczas jednym z tych, którzy dość spektakularnie wytrącili nas z błogostanu obcowania z porządnie poklasyfikowaną gatunkowo fikcją.
Przez kilka lat od wydania * Krainy Chichów* Jonathan Carroll był w Polsce pisarzem, na którego kolejne książki wierni fani czekali z niecierpliwością. Opublikowano w tym czasie chyba wszystko, co kryło się w przepaścistych szufladach autora – kilka naprawdę dobrych powieści, kilka średnich i trzy tomy opowiadań, które, jak dla mnie, były tym najsłabszym ogniwem. Moim zdaniem, Jonathan Carroll lepiej odnajdywał się w powieściach, w których oniryczny świat pełen psów, wiecznych piór, śmierci i miłości okazywał się światem o precyzyjnej strukturze wewnętrznej, w której nawet najbardziej fantastyczne zdarzenia okazywały się być zakotwiczone w biografiach bohaterów, którzy z elementów osobistej rzeczywistości budowali swoje zaświaty (i przedświaty), nieba bez Boga i piekła z aniołami. A opowiadania wydawały się formą zalążkową, pomysłami, które mogłyby stać się elementami większych całości.
Nie wiem, czy przez te lata zmienił się Jonathan Carroll, czy ja zaczęłam bardziej doceniać małe formy, ale przynajmniej kilka opowiadań z tego tomu zapadło mi głęboko w pamięć. Podobnie, jak Stephen King w * Po zachodzie słońca* przywołał nasze najbardziej osobiste, intymne lęki, Carroll w Kobiecie, która wyszła za chmurę przywołał tęsknoty, marzenia i sny naszych czasów. Kiedy powróci dawna miłość, wszystko zmieni się w złoto. Kochanka idealnego nie pytajmy o przeszłość. Dlaczego adwokat w średnim wieku nie mógłby zamieszkać nad miastem, pod gwiazdami? Odwiedzajmy rodziców, kiedy przyjdzie nam na to ochota, i cóż z tego, ze umarli? Jedni z nas ścigają marzenie o idealnej miłości, inni o wolności, jeszcze inni pragną piękniejszej wersji własnego ja, zemsty, podziwu, inni szukają ukojenia i pociechy, bo wciąż nie mogą pogodzić się ze stratą.
Opowiadania Carrolla, których bohaterowie – wybrańcy nie ulegają prawu powszechnego ciążenia ku prozie życia, zapraszają czytelnika, uwięzionego w powszedniej jawie, do wyśnienia trzynastego snu. Ale nie obiecują szczęśliwego przebudzenia.