Tusk przychodzi do Kaczyńskiego. Scena przejdzie do historii polskiego teatru
Tusk śpiewa "Barkę" umierającemu Kaczyńskiemu. Podły anty-PiS-owski kabaret? Nie, znakomity spektakl pokazujący, jak zacząć zasypywać przepaść między polskimi plemionami.
Co trzeźwiejsi i uczciwsi komentatorzy i komentatorki polskiego życia społecznego powoli zaczynają mówić o tym, że trzeba zatrzymać karuzelę plemiennej nienawiści i zacząć ze sobą rozmawiać. Ale nie dość, że to się nie dzieje, na dodatek wciąż podbijane jest napięcie.
Jeden z pierwszych sensownych głosów na temat zakopywania przepaści między polskimi plemionami właśnie wyszedł z teatru. A dokładniej - z Teatru Zagłębia, gdzie reżyser Jędrzej Piaskowski i dramaturg Hubert Sulima przygotowali spektakl "Persona. Ciało Bożeny", pierwsze przedstawienie analizujące powyborczą Polskę. Analizujące na dodatek trafnie i bardzo dotkliwie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Karol Strasburger o zmianach w TVP. Czy boi się o swoją pozycję?
Rola życia
Jest w tym spektaklu kilka tematów i poziomów. To np. bardzo zabawne autotematyczne wiwisekcje środowiskowych teatralnych afer, w sekwencjach o niedokończonym spektaklu Krystiana Lupy - bryluje w nich mistrzowsko stylizująca się na gwiazdę z innej epoki Ryszarda Bielicka-Celińska. Jest też stały wątek w sosnowieckim teatrze: odniesienia do lokalnych dylematów tożsamościowych Zagłębia, wciąż funkcjonującego w cieniu Śląska.
Ale najważniejszy jest wątek tytułowej Bożeny - zwykłej kobiety, o której "wielcy artyści ze stolicy" chcą zrobić spektakl. Szybko okazuje się, że Bożena nijak nie chce się dać zaszufladkować w prostych stereotypach. Szybko okazuje się być postacią na tyle silną, żeby samodzielnie nadać sobie podmiotowość i w zasadzie przejąć ten spektakl. Ogromna w tym zasługa Mirosławy Żak - to jej rola życia (nie pierwsza zresztą w dorobku tej aktorki), za sprawą której co i rusz doprowadza publiczność do łez: raz ze śmiechu, a zaraz potem ze wzruszenia.
Worek, pałka, uwolnienie emocji
Bożena jest postacią, z której polska kultura i popkultura lubi się śmiać: jest sprzątaczką bez wykształcenia i ogłady, ubiera się niemodnie i nie wie, co jest na fali, głosuje na PiS, a na dodatek nie za bardzo rozumie, czemu nie powinna się do tego przyznawać. "Lubię swoją przeciętność" - mówi nawet w pewnym momencie.
Wypisz wymaluj ucieleśnienie wszystkich wyśmiewanych stereotypów: "chytra baba z Radomia" (w tym przypadku akurat z Sosnowca), biorąca 500+ i wydająca na wódkę, słuchająca Stachursky’ego, której brakuje już tylko kilka lat, żeby zostać moherowym beretem.
Ale Piaskowski z Sulimą robią coś mocno zaskakującego i nijak nie pasującego do stereotypu działania wyższościowych artystów ze stolicy: biorą ją w obronę, patrzą na nią z czułością i empatią, oddają jej głos. Co więcej: zdają się właśnie ją pytać, jak żyć. A ona daje wspaniałe odpowiedzi: jak we wspaniałej scenie rozmowy z córką, którą porywająco zagrała Natalia Bielecka. Bożena przechodzi od całkowitego niezrozumienia jej wyborów i postaw, do pełnego empatii i miłości otwarcia się na jej propozycje i pomysły. Jak w scenie pojednania się po latach z bratem - w tej roli zabawny, ale jednocześnie mocno poruszający Tomasz Kocuj - który musiał ukrywać swój homoseksualizm i uciekać do Niemiec. I nawet w scenie, kiedy wyciąga na środek sceny worek pełen szmat i zaczyna… okładać go ze wszystkich sił gumową pałką.
- To dobre na uwolnienie emocji - wyjaśnia. - Potem można spokojnie rozmawiać z ludźmi.
Tusk śpiewa Kaczyńskiemu
Ale jest w tym spektaklu jeszcze jedna scena, w której Bożena daje lekcję, jak żyć i "co z tą Polską". Scena, która z miejsca przejdzie do historii polskiego teatru i powinni ją zobaczyć wszyscy, którzy mają wpływ na to, jak dziś działa i wygląda Polska.
To scena, która jej się wyśniła. Jarosław Kaczyński - znów Kocuj, tym razem stonowany, niemal dystyngowany - jest na łożu śmierci. Choć woła Julię (Przyłębską) i Beatę (Szydło), odwiedza go ktoś inny - gość co najmniej zaskakujący: Donald Tusk. Gra go wystudiowany i poważny do - niemal surrealistycznego - końca Paweł Charyton.
Między zaciekłymi wrogami dochodzi do absolutnie zaskakującego i spektakularnego pojednania. Padają między nimi tak znaczące słowa jak: "jesteś największym politykiem w tym kraju", "tak naprawdę to ja cię bardzo lubiłem". Na koniec Tusk śpiewa Kaczyńskiemu "Barkę".
I choć to wszystko brzmi jak bardzo zły kabaret, ani na moment nie idzie w tę stronę. Owszem, jest trochę śmiesznie, ale znacznie więcej jest w tej scenie empatii i swoistej czułości. To nie klisze zwaśnionych polityków, to zwykli żywi ludzie, którzy w kluczowym momencie potrafią porozmawiać ze sobą z szacunkiem i zrozumieniem. Marzenie o pojednaniu w tej scenie realizuje się w pełni.
Wiemy, że się z nas śmiejecie
A skoro w tym spektaklu góra schodzi się z górą, okazuje się, że bez problemu może się zejść człowiek z człowiekiem.
Piaskowski z Sulimą doprowadzają w swoim przedstawieniu do kilku takich spotkań, zdając się przy tym mocno bić w piersi za winy swojego środowiska.
Robi się więc niezwykle przejmująco, kiedy Bożena, rozmawiając z bratem, mówi o swoim smutnym życiu, ale i o życiu wielu osób takich jak ona: "gdyby cały ten mój ból zamienić w energię, można by oświetlić całe miasto".
Ciarki chodzą po plecach, kiedy zubożały, upokorzony przez los, małomiasteczkowy aktor - zagrany z ogromnym poświęceniem i autentyzmem przez Aleksandra Blitka - w przypływie bezsilności i szczerości pyta gwiazdy z Warszawy: "Czemu wy się z nas śmiejecie? Przecież my o tym wiemy, widzimy te wasze memy o tym, że wszystko, co najbrzydsze, jest z Sosnowca".
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Jesteśmy tacy sami
Wreszcie dochodzi w tym spektaklu do momentu oczyszczenia, do symbolicznego gestu, znaczącego aktu: Bożena mówi całą prawdę o sobie wielkiej aktorce ze stolicy, która ciągle nic z tego nie rozumie - w tej roli znakomicie udająca pretensjonalność Agnieszka Bałaga-Okońska. Na koniec przebiera ją za siebie, pokazuje jej, jak udawać swoje gesty. Obie kobiety siadają koło siebie i nagle stają się takie same. Tak samo wyglądają, tak samo patrzą w dal, tak samo palą papierosa. Obie stają się Bożeną, bo przecież obie od początku nią były: zwykłą kobietą, zwykłą Polką, tylko w jednym przypadku ubraną w jeden, a drugim - w inny stereotyp. Na potwierdzenie tego symbolicznego przeistoczenia gwiazda przyznaje się w sekrecie, że w ogóle nie jest z Warszawy, ale z małej miejscowości nieopodal Sosnowca.
Wszyscy jesteśmy tacy sami - zdają się mówić swoim spektaklem Piaskowski i Sulima. Niezależnie od tego, czy zachwycamy się twórczością Krystiana Lupy czy Stachursky’ego. Niezależnie czy jesteśmy z Sosnowca, czy… z Sosnowca, ale udajemy, że z Warszawy. Czy nosimy modne ciuchy, czy fartuch sprzątaczki.
Musimy sobie po prostu nawzajem wybaczyć to całe zło, które sobie robiliśmy przez ostatnich osiem lat, a pewnie i dłużej.
To spektakl, który daje możliwość takiego pojednania, pokazuje, jak go dokonać. Otwiera zupełnie nowa przestrzeń do rozmowy, której do tej pory w Polsce nie było.
Warto na niego pójść, a jeszcze bardziej warto zabrać na niego tego wujka z memów, który głosuje na PiS. Jedna strona nauczy się, że tacy ludzie też są godni szacunku i rozmowy, druga - że teatr to wcale nie miejsce, w którym elity się z niej wyśmiewają. Już samo to będzie ogromnym sukcesem, czymś, czego w Polsce nie było od lat, a Polska bardzo tego potrzebuje.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o serialach, które "ubito" zdecydowanie za wcześnie oraz wymieniamy te, które powinny pożegnać się z widzami już kilka sezonów temu. Możecie nas słuchać na Spotify, Apple Podcasts, YouTube oraz w Audiotece i Open FM.