Tytuł Słodko-gorzka ojczyzna sugeruje, że autorka będzie próbowała stworzyć wyważony obraz Turcji wprawdzie jeszcze dosyć zacofanej i trudnej dla swoich mieszkańców, ale przecież też pełnej wartości, od których nie sposób się odciąć. Wartości, które zrównoważą problemy. Tych ostatnich jest dużo, tworzą one rysy na wizerunku Turcji, a to odsuwa w czasie przystąpienie tego kraju do Unii Europejskiej. Byłoby dobrze, gdyby ten wizerunek dałoby się jakoś podrasować.
Wbrew pozorom nie taki jest jednak cel Necli Kelek, niemieckiej socjolożki i publicystki pochodzącej z Turcji, przybyłej do Niemiec w wieku dziesięciu lat. Kilka lat temu jej książka Panna młoda z eksportu, o dziewczętach sprowadzanych z Turcji na żony dla imigrantów mieszkających w Niemczech, wywołała debatę na temat miejsca tureckiej mniejszości w niemieckim społeczeństwie i jej nieudanej asymilacji. Jeśli nawet jeden z niemieckich redaktorów zarzucił Kelek sianie paniki w stosunku do islamu, to nie można oczekiwać, że potraktuje ona swój rodzinny kraj z taryfą ulgową. Jednocześnie trudno jest zarzucić jej wrogość wobec islamu czy Turcji, skoro ona sama stąd pochodzi i wyznaje tę wiarę. Necla Kelek znajduje się na znakomitej pozycji, z której może ostro krytykować nie narażając się na ataki obrońców poprawności politycznej – a przynajmniej wytrącając im z rąk łatwe oskarżenia. Trudno sobie wyobrazić dwa bardziej skrajne światy: Niemcy, wręcz maniakalnie strzegący demokracji, równych praw dla
mężczyzn i kobiet, a także dla ludzi różnego pochodzenia i kultur, oraz Turcja i jej imigranci – zamknięte społeczeństwa, odgrodzone od wielości kulturowej, uznające swój światopogląd za jedynie słuszny, spychające kobiety do domów. Necla Kelek stoi na granicy obu tych światów.
Choć w żadnym miejscu nie jest to napisane wprost, Słodko-gorzka ojczyzna jest pamfletem przeciw upiększonemu obrazowi Turcji nowoczesnej, cywilizowanej, stojącej w jednym rzędzie z krajami Unii Europejskiej, do których – zdaniem współtworzącego ten obraz premiera Erdogana – już dawno powinna należeć. Kelek niweczy te karkołomne wysiłki, twierdząc, że Turcja nijak nie pasuje i jeszcze długo nie będzie pasowała do Europy.Przede wszystkim przez swój stosunek do kobiet i przez naczelną rolę religii w państwie. Ta nowoczesna Turcja, w którą zwolennicy przyjęcia jej do Unii chcieliby wierzyć, to tylko skrawek Stambułu i Ankary. A i tutaj nowoczesność zanika, zmiany wprowadzone przez Atatürka cofają się pod wpływem kontrrewolucji mającej za cel islamizację kraju. Jeszcze dwadzieścia-trzydzieści lat temu na ulicach miast pełno było kobiet. Teraz, jeśli w ogóle są poza domem, to zakryte obowiązkową chustą i długim płaszczem. To, co kiedyś kojarzyło się z „zacofaną Anatolią” (stanowiącą zresztą większość
kraju), pogardzaną przez ojców Republiki, teraz ogarnia resztę kraju: dewocja, zniewolenie kobiet, niechęć do demokratyzacji. Banalną oznaką tego procesu jest fakt, że nawet w Stambule prawie niemożliwe jest kupno alkoholu. Diyanet – Urząd do Spraw Religii, wspierany przez premiera, druga po armii najbogatsza turecka instytucja publiczna – ściśle kontroluje Turków w kraju i zagranicą, pilnując, by ci ostatni się nie asymilowali i starając się wywierać wpływ na niemiecką politykę wewnętrzną.
Kelek pozbawia cukru słodkości, które mogłyby przemawiać na korzyść Turcji i którymi posługują się także obrońcy „inności kulturowej”. Te „słodkości” to między innymi tradycja i rodzina. Niektórzy chcieliby widzieć w tureckiej rodzinie wzór, wysoką wartość relacji międzyludzkich, ostoję, ciepło domowego ogniska. Kelek jest brutalna: ta rodzina to nie żadne ciepełko, tylko solidarna społeczność przymusu. Jednostka jest w niej spętana więzami, wmawia się jej, że rodzina to wszystko, co się ma i czym się jest, ale jednocześnie ta rodzinność nie polega na wsparciu i opiece, a na kontroli, czy ktoś z członków rodziny nie plami słabo zdefiniowanego honoru danego klanu. Oczywiście ta kontrola dotyczy przede wszystkim kobiet. W jednym z rozdziałów Kelek opisuje swoją wyprawę na daleką turecką wieś, by odnaleźć dziewczynę, która przyjechała tu z Niemiec w odwiedziny i została zmuszona do pozostania w Turcji. Tego typu historie są powszechne. Prawa kobiet niemal nie istnieją – to między innymi dlatego zwyczaje tu
panujące przekraczają ramy cywilizowanego społeczeństwa. Zaś tradycja turecka to tradycja, w której brak miejsca na działanie wybiegające w przyszłość, brak miejsca na pracę i szacunek do niej, brak inwestycji, myślenia innowacyjnego (zastąpionego przez kopiowanie, czego wyrazem są tureckie podróbki) czy krytycznego („starsi” mają rację i władzę). Społeczeństwo tureckie trwa w miejscu, mężczyźni wylegują się, podczas gdy w domach kobiety wykonują całą pracę. Brakuje tu nie tylko planowania przyszłości, ale i refleksji o przeszłości, na przykład zmierzenia się z winą rzezi na Ormianach czy odmową wpuszczenia na terytorium kraju statku z żydowskimi uciekinierami podczas drugiej wojny światowej. To, czego dokonali i cały czas dokonują Niemcy, mierząc się z nazistowską przeszłością, co jest też podstawą budowania demokratycznego społeczeństwa – tego w Turcji nie ma. W dodatku zachowanie Turcji podczas drugiej wojny światowej, nieopowiadanie się za żadną z walczących stron, dopóki szala zwycięstwa nie przeważyła
się zdecydowanie na stronę aliantów, świadczy o tym, że polityka tego kraju jest jak chorągiewka na wietrze, pozbawiona trwałego kręgosłupa; czy taki kraj może być silnym elementem Unii Europejskiej?
Momentami wydaje się, że Necla Kelek chciałaby wierzyć w Turcję.Rozmarza się słysząc turecką muzykę, kosztując tureckich specjałów. Ale koniec końców jej krytyczny umysł musi dostrzec, że muzyka i jedzenie to jedne z niewielu „słodkości” jej rodzinnego kraju, niezdolne do tego, żeby przysłonić jego liczne wady.
Pozostaje jeszcze jedno pytanie, które zadawałam sobie chwilami podczas lektury Słodko-gorzkiej ojczyzny: o obiektywizm autorki. Nakreślony przez nią obraz Turcji sprawia wrażenie wiarygodnego, ale momentami aż dziwi, z jaką zaciekłością Kelek tępi zwyczaje i kulturę tego kraju. Co ją do tego motywuje? Czy ta krytyka nie jest przerysowana?Nie zadaję tych pytań po to, by podważyć wersję autorki, ale chętnie skonfrontowałabym ją z innymi wypowiedziami na temat Turcji.