Długo przyszło wyjątkowo licznym fanom, dzięki głosom których Renegat otrzymał prestiżowe wyróżnienie w postaci nominacji do Nagrody imienia Janusza Zajdla, czekać na finałową odsłonę cyklu o wampirze Vesperze. Choć osadzony w fachowo oddanych realiach pracy jednostek specjalnych i fantastycznym sztafażu, fabularnie pozostawał jednak ów cykl prostą, znaną z wielokrotnych wcześniejszych realizacji, ale wciąż zadziwiająco nośną literacko historią pionka, który, znalazłszy się w wyniku zbiegu różnorodnych okoliczności najpierw po jednej, potem po drugiej stronie ideologicznego konfliktu, a następnie napiętnowany jako zdrajca przez obie strony, z bólem dostrzega wspomnianego konfliktu bezsens. Renegat pozwalał wierzyć, że z najtrudniejszą, ostatnią częścią tej klasycznej historii, autorka doskonale sobie poradzi. Że Nikt, jaki by nie był, nijaki na pewno nie będzie.
W końcu wiem, jaki jest. A jest trudny do jednoznacznego opisania. Można nawet powiedzieć, choć to pewnie tylko moje indywidualne czytelnicze odczucie, że powieść zaraziła się od bohatera rozdarciem wewnętrznym. Nie można było przejść do porządku dziennego nad rozterkami Vespera, który ponownie trafił do bazy nocarzy, ale już jako generał renegatów. W efekcie w pierwszej części powieści, w której to Vesper, skatowany ultrafioletem i głodem prawdziwej krwi, jest dodatkowo dręczony przez sumienie i nie umie zdecydować, czy chce być nocarzem, czy renegatem, dostajemy to, co wielu uczniów skutecznie zniechęca do literatury romantycznej, a co można by nazwać „syndromem rozdartej sosny”. Efektem chaosu w duszy bohatera jest też chaos w powieści, a zarazem zastój w akcji. Właściwie nie powinnam narzekać, bo dostałam to, o co się poprzednio dopominałam, czyli opis wpływu głodu prawdziwej krwi na psychikę wampira. Wahadłowe zmiany nastroju, zmagania ze splotami zdradzieckiego węża. Bardzo wiarygodne, także dzięki
swojej gwałtowności. Ale jednak – nieco zbyt rozbudowane. W efekcie czego akcja właściwa, której na tę powieść przypada w ramach cyklu zdecydowanie najwięcej, kiedy w końcu rusza, musi lecieć na łeb na szyję. A gdy już tak leci, zbyt często i w zbyt niewielkim odstępie czasowym trafiają się, oczywiście korzystne dla głównego bohatera, zbiegi okoliczności. Cudownie skoordynowane czasowo wybawienia, odsiecze, odbicia i udane desperackie ucieczki z obozów kolejnych wrogów (Nikt podpadł bowiem aż trzem frakcjom, nie zapominajmy o watykańskich i ich zabójczym, czy raczej ożywiającym nieumarłych antysymbioncie), pozornie straceńcze akcje, realizowane niezgodnie z niedopracowanymi planami, które trzeba modyfikować w biegu, doskonale wpływają na dramaturgię i podtrzymują zainteresowanie Czytelnika, łaknącego rozwiązań. Dopóki, po kolejnym szczęśliwym zakończeniu, które nie miało prawa zaistnieć, nie przerwie on na moment wciągającej zaiste lektury, by przez chwilę zastanowić się nad tak zwanym ogólnym obrazem.
Wówczas wspomniana kumulacja mocno zgrzyta. A ogólny obraz?
Nie spodziewałam się szczególnych fabularnych zaskoczeń, a jednak kilka, i to dosyć znaczących, się trafiło (zwłaszcza wyjaśnienie wątku watykańskich, motywacji Siewcy), co uważam za duży pozytyw. Autorce nie zabrakło odwagi na rozwiązania niepopularne, czy to w wątku romantycznym, czy w kwestii eliminacji hołubionych przez odbiorców bohaterów. Za to należą jej się największe brawa. Trochę jednak nie upilnowała swoich bohaterów, nocarzy i renegatów na równi. Zmuszeni przez okoliczności do współpracy (watykańscy to wszak wspólny wróg, a nocarskie szkolenie zabrania zabijania ludzi), ci zimnokrwiści profesjonaliści, niektórzy mający wielosetletnie doświadczenie, zachowują się jak dzieciaki w piaskownicy. Wymyślają sobie nawzajem i odstawiają fochy, co ma być, rzecz jasna, wyrazem głębokiego wewnętrznego sprzeciwu wobec współpracy z pogardzanym dotąd wrogiem. Nienajszczęśliwsze to jednak manifestacje, mówiąc bardzo delikatnie, potwierdzające poprawność oceny rywali. A gdzie osławiona nocarska dyscyplina?
Ponoć rozkaz to rozkaz, a nie przyczynek do kolejnej „sentymentalnej” dyskusji na wątpliwym poziomie. Z powyższych względów Nikt, choć zamykający cykl zgrabnie i spektakularnie (finał jest zdecydowanie najlepszą i najspójniejszą częścią powieści), wprowadzający w czarno-biały konflikt nocarzy i renegatów dużo więcej tak potrzebnej szarości, nie dorównuje Renegatowi. Wyszło nieźle, ale mogło być dużo lepiej.