Trzech kierowców rozbiło się w tym samym miejscu. Polak zginął w płomieniach
Wyścig Grand Prix Monzy z 10 września 1933 r. został zapamiętany jako jedno z najczarniejszych wydarzeń w historii sportów motorowych. "Tego feralnego popołudnia logo brykającego konia splamiła krew, a dla Enzo to był punkt zwrotny. Od tego dnia zaczął izolować się od kierowców swojej stajni niewidzialną, psychiczną barierą" - czytamy w najnowszej biografii "Ferrari. Człowiek i maszyna".
O życiu i dokonaniach Enzo Ferrariego opowiada fabularny film "Ferrari" (do obejrzenia w kinach) z Adamem Driverem w roli tytułowej. O wiele szerzej tą niezwykłą postać i wszystko, co związane z rozwojem sportów motorowych w XX w., opisał w książce "Ferrari. Człowiek i maszyna" Brock Yates. Dzięki uprzejmości wyd. SQN, która wprowadziła tę książkę na polski rynek 10 stycznia, publikujemy fragment o tragicznych wydarzeniach z 10 września 1933 r.
(...) W przeciwieństwie do Grand Prix Włoch wyścig o Grand Prix Monzy miał się odbywać na tak zwanej Pista di Velocità – szybkiej, owalnej pętli, połączonej z torem drogowym. Imponujący rozmiarami tor wzorowany był na tym w Indianapolis i urozmaicony dwoma niezwykle szybkimi, częściowo nachylonymi zakrętami. Dzień był chłodny i nad torem wisiała groźba deszczu. Część kierowców, którzy pojechali w Grand Prix Włoch, w tym Nuvolari i Fagioli, postanowiła nie brać udziału w Grand Prix Monzy, które miało się składać z trzech krótszych biegów.
Zamożny amator, polski hrabia Stanisław Czaykowski, zwyciężył w pierwszej gonitwie eliminacyjnej, prowadząc masywne Bugatti Type 53 z silnikiem o pojemności 4,9 litra. Jedyny istotny incydent dotyczył Duesenberga Trossiego, który odpadł z zawodów przez awarię silnika. Niektórzy widzowie mówili, że pozostawił plamę oleju w samym środku niebezpiecznego, południowego zakrętu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Adam Driver mówi o tym, jak przygotowywał się do filmu “Ferrari”
Drugi wyścig eliminacyjny rozpoczął się od walki P3 Scuderii, prowadzonego przez Campariego, z Maserati Borzacchiniego. Obaj kierowcy ruszyli ze startu zatrzymanego i jadąc tuż obok siebie, zniknęli we mgle. Żaden z nich nie wrócił. Z siedmiu zawodników pierwsze okrążenie ukończyło tylko trzech. Campari i Borzacchini gdzieś zniknęli, podobnie jak Nando Barbieri oraz hrabia Castelbarco. Wśród załóg szybko rozeszła się wieść, że na południowym zakręcie doszło do katastrofalnego zderzenia. Tragiczne wiadomości momentalnie się potwierdziły.
Campari i Borzacchini z pełną prędkością zetknęli się kołami i ich auta wyleciały z trasy. Obaj kierowcy wypadli na pobocze, a prowadzone przez nich pojazdy potoczyły się w ogrodzenie toru. Maserati Borzacchiniego wylądowało na kołach i wyglądało na niemal nieuszkodzone, ale kierowca zmarł kilka godzin później w wyniku obrażeń. Campari, uwielbiany przez kolegów "Pepino", zginął na miejscu. Pozostali dwaj kierowcy wyszli z przewróconych samochodów z drobnymi urazami.
Dla Enzo, stojącego w ponurym mroku garażu, był to ogromny cios. Brutalność ukochanego sportu dotarła do niego z całą bezwzględnością i poruszyła nim do głębi. Dwaj jego dawni towarzysze boju leżeli w błotnistym rowie jak marionetki z przeciętymi sznurkami. Wiele razy przygotowywał się na podobne sytuacje. Wiedział, że samochody wyścigowe są kruche i łatwo wyrzucają kierowców z fotela, zupełnie jak brykające konie. Rozumiał i akceptował ryzyko.
Ale utrata zarazem Campariego i Borzacchiniego niemal go złamała. Zmusiła do oddzielenia okrutnego, bezlitosnego biznesu wyścigowego od przyjaznej strony sportów motorowych, którą stanowiły rozmowy w barach, targowanie się o cenę Alfy z bogatym klientem czy codzienna praca w warsztacie.
Enzo Ferrari nigdy wcześniej nie stracił kierowcy z zespołu. Pamiętał oczywiście śmierć Arcangelego, Sivocciego, Ascariego i innych, ale żaden z nich nie jeździł w barwach Scuderii. Tego feralnego popołudnia logo brykającego konia splamiła krew, a dla Enzo to był punkt zwrotny. Od tego dnia zaczął izolować się od kierowców swojej stajni niewidzialną, psychiczną barierą. Tylko z rzadka pozwalał, by ktoś ją przekraczał, i większość sportowców, którzy później dla niego jeździli, pozostawała poza emocjonalnymi granicami, jakie sobie wyznaczył.
Ten czarny dzień w historii wyścigów zakończył się jeszcze jedną tragedią. W finale, rozegranym po trzech biegach eliminacyjnych, hrabia Czaykowski stracił kontrolę nad swoim Bugatti i rozbił się w tym samym miejscu co Campari i Borzacchini, po czym zginął w płomieniach. W obliczu tylu ofiar pogrążony w żałobie włoski światek sportów motorowych wezbrał falą plotek. Winą za wypadki do dziś obciąża się Duesenberga Trossiego i wyciek z jego miski olejowej. Jednak Giovanni Canestrini, rzetelny dziennikarz (pomimo prób ustawiania wyścigów), zbadał po fakcie auto Trossiego i przekonał się, że do żadnego wycieku nie doszło, a z zawodów odpadło ono z powodu spalonego tłoka.
Bez względu na wynik śledztwa właśnie ten pojazd miał pozostać w pamięci ludzi sprawcą tragedii, chociaż o wiele bardziej prawdopodobna jest wersja, że jej przyczyną była nadmiernie szybka jazda oraz wilgotna nawierzchnia w połączeniu z twardym ogumieniem, które stosowano na szybkich torach.
Utratę kolegów szczególnie mocno odczuł Nuvolari, który pozostał w szpitalu w Monzy do rana, by towarzyszyć żonom zmarłych kierowców w ich żałobie. Zapytany o to, jak ta tragedia wpłynęła na niego samego, odparł: "Do wypadków dochodzi wtedy, kiedy niczego się nie spodziewamy. Ale gdybyśmy cały czas myśleli o niebezpieczeństwach, nie ukończylibyśmy nawet jednego okrążenia".
Enzo Ferrari zgodnie z panującą tradycją pojawił się na pogrzebach Campariego i Borzacchiniego, ale wyścigi trwały w tym czasie w najlepsze. Na miejsce Campariego przyjęto do zespołu Louisa Chirona, zwanego "chytrym lisem" za sprawą gładkiego, prawie niewyróżniającego się stylu jazdy. Tydzień później pokonał on Fagiolego na torze w Brnie w Czechosłowacji i w rezultacie kierowcy Scuderii zajęli dwa pierwsze miejsca. W owym roku, pełnym na przemian uśmiechów i przeciwności losu, doszło do jeszcze jednej niespodziewanej tragedii.
Ostatni w sezonie wyścig Scuderii odbył się nieopodal Neapolu. Puchar Księżnej Piemontu był zawodami drogowymi w stylu Mille Miglia na dystansie 770 kilometrów wokół włoskiego buta. Wydarzenie nie dorównywało rangą Grand Prix, w których załoga Scuderii często startowała, ale amatorzy z Modeny dobrze się spisali. Barbieri i Comotti z łatwością zwyciężyli, jednak ich tryumf nie mógł nikomu wynagrodzić śmierci lubianego i cenionego Guido D’Ippolito. Jego 8C-2600 MM, samochód dzielony z Francesco Severim, zderzył się z wozem rolniczym (na czas wyścigów niższej rangi nie wstrzymywano ruchu drogowego) i D’Ippolito zginął na miejscu.
Tradycyjny bankiet wieńczący sezon był tego roku wyraźnie cichszy. Trzech kolegów z zespołu nie żyło, a najlepszy kierowca we Włoszech, który sezon zaczął w barwach Scuderii, odszedł do stajni Maserati. Co gorsza, z Niemiec docierały plotki, że reżim Hitlera finansuje wysiłki mające na celu zdominowanie zawodów Grand Prix, a które miały sprawić, że dotychczasowe auta sportowe, nawet nowe P3, będą musiały odejść do lamusa.
Z drugiej strony Scuderia stała się w pełni autoryzowanym przedstawicielem Alfy Romeo w pierwszej lidze sportów motorowych, a do zespołu dołączyli utalentowani Bazzi i Marinoni. Po raz pierwszy od powstania firma znalazła się na szczycie biznesu samochodowego i była zdolna konkurować z takimi markami jak Bugatti i Maserati oraz z nadchodzącą ofensywą niemieckich pojazdów. Pomimo wiecznych kłótni i tragicznej utraty przyjaciół Enzo miał prawo myśleć o minionym sezonie z pewną satysfakcją, jak przystało na człowieka o żelaznej woli zwycięstwa.
Powyższy fragment pochodzi z książki "Ferrari. Człowiek i maszyna" Brocka Yatesa (tłum. Michał Kubiak), która ukazała się nakładem wyd. SQN.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o serialu "Detektyw: Kraina nocy", przyznajemy, na jakie filmy i seriale czekamy najbardziej w 2024 roku i doradzamy, które nadrobić z poprzedniego. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.