Stanowczo zbyt stroma piramida szczęścia
Dawniej mieli ryby i drewno, teraz doszła im ropa naftowa i monopol mleczarski. Do szczęścia nie potrzebują nikogo, może z wyjątkiem paru Szwedów do obierania bananów. Uznali, że nie lubią i nie potrzebują nowoczesnego świata, preferując izolacjonizm, geograficzne rozproszenie i protekcjonistyczną politykę handlową. Nurzają się przy tym w poczuciu niczym niezagrożonego spokoju i stabilizacji w takim stopniu, że nawet masakrę dokonaną przez Breivika uznali za aberrację, a nie sygnał alarmowy, symptom, że coś w tym wszystkim przestało działać.
Fakt, podstawę piramidy szczęścia stanowi bezpieczeństwo, umiarkowanie, funkcjonalność, konsensus i spójność społeczna, w czym Norwegowie osiągnęli mistrzostwo. Tak jednak zasiedzieli się na tym pierwszym poziomie, że nie chce im się zerknąć wyżej, gdzie znajdziemy namiętność, zaangażowanie, radość, emocje i zapał. Najwidoczniej i bez tych przymiotów da się jakoś żyć.