Knoxville, Tennessee. Ośrodek Badań Antropologicznych. Ta szacowna nazwa oznacza miejsce, gdzie dokonuje się upiornych eksperymentów – grupy patologów sądowych, antropologów i lekarzy uczą się, co się dzieje ze zwłokami po śmierci. Na kilku hektarach porozrzucane są ciała w równym stadium rozkładu, dostarczając naukowcom mnóstwa materiału doświadczalnego do badań. Powszechnie stosowana nazwa Trupia Farma oddaje znacznie lepiej istotę tego miejsca niż oficjalna.
David Hunter bywał tu już wcześniej. Choć Anglik, korzystał z gościnności miejscowych specjalistów, wiele się od nich nauczył, co jakiś czas zjawiał się tu, by poznać nowe techniki pracy, nowe odkrycia. Stary profesor Tom Lieberman był jego mistrzem, a potem przyjacielem i wzorem, wiek jednak robi swoje i niedomagający zdrowotnie Tom chce już przejść na emeryturę, na następcę wskazując energicznego i zdolnego Paula Avery’ego. Gdy miejscowa policja prosi o pomoc w dziwnej sprawie zwłok znalezionych w domku wczasowym, Tom zabiera z sobą Davida na wizję lokalną. Obaj wiedzą, że może to być ich ostatnia wspólna praca. *Na miejscu domyślają się od razu, że nie będzie łatwo – zabójca jest z całą pewnością seryjny, zwyrodniały i bezwzględny. *
Szepty zmarłych to najlepsza z powieści o Davidzie Hunterze. Beckett zmienił schemat, teraz mamy tu do czynienia z pościgiem za psychopatycznym mordercą, sprawnym, pomysłowym, piekielnie inteligentnym, a do tego potrafiącym się świetnie wtopić w tłum. Brygada tropiąca nie wygląda imponująco – nieufny Dan Gardner, pyszałkowaty Alex Irving, sztywna Diane Jacobsen, zniedołężniały fizycznie Tom Lieberman oraz David Hunter - bez formy fizycznej i psychicznej, wydarzenia na wyspie Runa odcisnęły na nim piętno, poza tym jest na obcej ziemi, jako cudzoziemiec nie wzbudza zaufania miejscowej policji. Morderca-samotnik doskonale daje sobie radę z tą początkowo nieudolną drużyną, cynicznie realizuje swój szalony plan. Mobilizacja następuje wówczas, gdy fizycznie zagrożeni są członkowie grupy rozpracowującej. W Szeptach umarłych wciąż czujemy trupi swąd, przenosimy się z jednego miejsca zbrodni na drugie lub obserwujemy wnikliwe badania denatów. Pojedynek pomiędzy grupą dochodzeniową a sprawcą jest naprawdę
pasjonujący, zaś ostatnie sceny epatują makabrą trudną do zniesienia, acz Beckett przez całą powieść nas na nią przygotowuje. Uczestniczymy w swoistej trupiej partii szachów, którą jeden z graczy, grający czarnymi, niezgodnie z regułami rozpoczął wcześniej i zdążył wykonać już kilka ruchów, zanim przeciwnik przysiadł do szachownicy. Jeśli czegoś powieści zabrakło, to lepszego zakończenia – obsesja mordercy znakomicie nadawała się do przejmujących filozoficznych rozważań, Beckett zdecydował się na tanie efekciarstwo z hollywoodzkich filmów klasy B, które zapewne ucieszyłyby Tarantino, natomiast mnie rozczarowały.* Oczywiście powieść nie przekracza ani o włos granic gatunku, przyjemność z jej czytania jest o tyle niezdrowa, że siedząc sobie w wygodnym fotelu, wciąż babrzemy się w zwłokach i czujemy trupi odór.* Śmierć może i jest wciąż tajemnicą i sacrum, ale zewłok staje się preparatem badawczym, który sprawny naukowiec może zmusić do mówienia. I David Hunter wciąż to robi, dostarczając nam w ten przewrotny
sposób rozrywki.