Życie towarzyskie powieściowych policjantów ogranicza się na ogół do kumpli z pracy, czasem może jeszcze zdarzy się filozoficznie nastawiony do życia patolog z lokalnego zakładu medycyny sądowej. Louise Rick, bohaterka Handlarza śmiercią ma bliską przyjaciółkę jeszcze z czasów podstawówki. Traf chce – dziennikarkę. A żeby było jeszcze trudniej – dziennikarkę śledczą. W bliskiej przyjaźni niełatwo jest wyznaczyć granicę, szczególnie, że nie tylko Camilla i Louise pozostają w zażyłych stosunkach. Wygląda na to, że całe kopenhaskie dziennikarstwo śledcze zbudowane jest na półprywatnych i prywatnych kontaktach dziennikarzy z policjantami oraz mniej lub bardziej kontrolowanych przeciekach informacji. Autorka Handlarza śmiercią, Sara Blaedel, sama jest dziennikarką, więc uznać można, że zakulisowe, bliskie kontakty policji i prasy nie są wyssane z palca, a stanowią o sporej oryginalności powieści. Mówiąc wprost – są nawet bardziej interesujące od kryminalnej intrygi. Główna bohaterka, Louise Rick,
prowadzi sprawę uduszonej w parku studentki, w czym skutecznie przeszkadza jej szef, zlecając dodatkowe zadania, związane ze sprawą znacznie bardziej przyciągającą uwagę mediów – zabójstwem znanego dziennikarza. Na dodatek Camilla, bardzo przejęta zamordowaniem swego dawnego kolegi redakcyjnego i mentora, postanawia przyjrzeć się bliżej sprawom, nad którymi pracował, i, być może, dowiedział się zbyt wiele… Albo spróbował kogoś szantażować na własną rękę…
Policjantka Louise, dziewczyna solidna, poukładana i akuratna, uważa, że sprawa zabitej studentki nie może być odsuwana na drugi plan tylko dlatego, że zdarzyła się w niewłaściwym momencie, więc spróbuje się dwoić, a za chwilę i troić, kiedy okaże się, że Camilla rozpoczęła własną, ryzykowna grę, a Louise, bardziej czy mniej świadomie, pomogła swoje przyjaciółce w zawarciu mocno podejrzanych znajomości.
Jednak Handlarz śmiercią to nie Chmielewska ani Doncowa – para przyjaciółek to dziewczęta serio, z nich dwu przynajmniej Louise używa logiki bez przymiotników, a nie „kobiecej logiki” i analizy dowodów, a nie „kobiecej intuicji”. Choć pewnie paru starszych kolegów z pracy byłoby innego zdania… No cóż, także i w tym kryminale, napisanym przez skandynawską autorkę, policjant w spódnicy musi zmagać się z nieufnością kolegów po fachu, protekcjonalnością zwierzchników i perspektywą szklanego sufitu. W genderowym raju wzorcowego równouprawnienia, urlopów tacierzyńskich i wszelakich parytetów?Może tu właśnie kryje się prawdziwa zagadka, bo gorący trup na pierwszej kolumnie żyje jeden dzień i rozpływa się w nicość z następnym wydaniem gazety.