Mercy Thompson po raz kolejny pakuje się w kłopoty. Prawdę mówiąc, tym się głównie zajmuje: umówmy się – te wszystkie auta, które naprawia mają tylko maskować jej niesamowitą zdolność do sprowadzania sobie na głowę problemów. Sobie i wszystkim dookoła. Niemal nie odróżniam Mercedes Thompson od jej „koleżanek” po fachu, takich jak na przykład Kate Daniels. Wszystkie są takie same: silne, doskonale sobie radzą w świecie magii i fantazji, a adorujący je faceci to miły choć niekonieczny dodatek do ich bogatego życia. Aha – i żeby nie było: nie potrzebują od ciebie wsparcia, mięczaku. Zresztą, na pewno nie znasz się na świecie magii i fantazji tak jak one.Brzmi znajomo? Przepraszam, bardziej odkrywczo już nie będzie.
Po przeczytaniu jednej książki z tego cyklu znasz wszystkie – to pewnego rodzaju masochistyczna przyjemność: wiesz, czego się spodziewać, wiesz, kiedy pojawi się „ten zły” i co będzie robił, a następnie co zrobi Twoja ulubiona bohaterka. Zmieniają się tylko magiczne artefakty i legendy, które wokół nich obrosły. Jaka szkoda, że autorki zamiast wykorzystać drzemiący w przywoływanych opowieściach potencjał wolą skoncentrować się po raz enty na miłosnych perypetiach neurotyczki z mieczem/neurotyczki, która jest zmiennokształtną. Pocałunek żelaza nie zaskakuje. Bo nie ma też czym zaskoczyć, skoro wszystko dzieje się według utartego schematu: więc Mercy, więc kłopoty. A wszystko zaczyna się od tego, że w pobliskim rezerwacie nieludzi popełniono morderstwo. Właściwie – kilka morderstw, jednak dopiero teraz Zee, przyjaciel Mercy, postanawia poprosić dziewczynę o pomoc. Interwencja wścibskiej, wiecznie ciekawskiej zmiennokształtnej nie może prowadzić jednak do niczego dobrego. Sprawą od razu interesuje się o
kilka osób więcej, niż trzeba, Zee trafia do więzienia, a na Mercy rozpoczynają polowanie Szarzy Panowie. Dodatkowo, gdziekolwiek by się nie znalazła, w jej pobliżu co chwila pojawia się dziwaczny, drewniany kostur, który wygląda jak magiczny artefakt wyjęty wprost z celtyckich podań. Pomimo niebezpieczeństwa jakie jej grozi, Mercedes wikła się w śledztwo na własną rękę, co zresztą nie dziwi absolutnie nikogo. Sytuacji nie upraszcza fakt, że wybór pomiędzy dwoma jednakowo uroczymi, absolutnie przystojnymi i posiadającymi szereg niebiańskich zalet wilkołakami jest coraz trudniejszy. Fabuła zmierza swoją przewidywalną ścieżką do końca, który jednak może nieco zaskoczyć. Nie rozwiązaniem, ale… brutalnością. Niemniej, całe zło tego świata kiedyś się kończy i zapewnie nikogo nie zaskoczy kolejny happy end.
Briggs prezentuje jak zwykle dawkę prostej rozrywki, niespecjalnie wciągającej, ale też i niespecjalnie odrzucającej. Nakreślony przez autorkę świat potrafi uwieść choć na krótką chwilę, pomimo faktu, że wszystko jest do bólu oczywiste od samego początku. Jeśli ktoś lubi takie książki z pewnością będzie zachwycony, bo Pocałunek żelaza to chyba jeden z lepszych tomów z serii o Mercedes Thompson. Jeśli do wakacyjnego pociągu zabierzecie Pocałunek… z pewnością umili wam podróż (o ile nie zabraliście ze sobą czegoś ciekawszego).