Trwa ładowanie...
d1zsdt6
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:19

Topor, czyli dziedzictwo wyobraźni

d1zsdt6
d1zsdt6

Każdy z nas ma dziesiątki wspomnień i przygód, które podchodzą pod kategorię „wstydliwych wyznań”, nie każdy jednak należy do osób, które takimi wyznaniami od czasu do czasu lubią się podzielić z szerszą publiką. Niżej podpisany lubi sobie od czasu do czasu sprawić przykrość taką wspomnieniową autokompromitacją, stąd następujące wyznanie z czasów licealnych. Pierwsza klasa liceum i tzw. biwak zapoznawczy w Garczynie k. Kościerzyny. W plecakach głównie alkohol we wszystkich możliwych postaciach, spożywany we wszystkich możliwych miejscach, do których nie powinien – jak bardzo w to wtedy wierzyliśmy! – zajrzeć złowrogi wychowawca. I autor niniejszej recenzji, który oprócz taniego piwa i taniej wódki zabrał ze sobą… tomik wierszy Rafała Wojaczka i Cztery róże dla Lucienie, zbiór małych próz Rolanda Topora. Z dzisiejszej perspektywy wygląda to cokolwiek żałośnie i pretensjonalnie, ale tamtego lata tak bardzo wierzyłem w to, że można połączyć te dwie przyjemne czynności życiowe, tj. picie alkoholu i poznawanie
dobrej literatury, że nie udało mi się nawet docenić groteskowości całej tej sytuacji. Tak więc ja i reszta moich pryszczatych kolegów z klasy, wódka rozlewana do kubków i czytane na głos makabryczne opowiadanka Topora. I choć nie była to klasa urodzonych humanistów ani nawet samozwańczych miłośników literatury, pamiętają czytane wtedy krótkie prozy do dzisiaj. Wiem, bo wypytałem ich o to przy okazji biografii Rolanda Topora autorstwa Frantza Vaillanta, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa W.A.B.

Przywołuję tę wstydliwą historyjkę nie bez powodu. Po pierwsze, dzięki niej czytelnik widzi, że autor recenzji zafiksowany na punkcie Rolanda Topora jest nie od dzisiaj, więc niekoniecznie wolno będzie wymagać od niego prób obiektywnej oceny. Po drugie, „moc Topora” jest tak wielka, że działa skutecznie nawet na nastolatków, które zdają się interesować wszystkim tylko nie literaturą, a to nie takie znowu byle co. Po trzecie wreszcie, połączenie Topor plus alkohol jest połączeniem na tyle trafnym, że o nastolatkach ze wspomnianego biwaku powiedzieć można, iż cechowali się nadzwyczajną wprost, choć zupełnie przypadkową, intuicją. Sam Topor przecież przez całe życie wlewał w siebie litry czerwonego wina, którym tłumił w sobie towarzyszący mu od dziecka (a więc od traumatycznych przeżyć w czasie II wojny światowej) lęk przed śmiercią. Franz Vaillant, francuski dziennikarz i zastępca szefa redakcji TV5 Monde, nie zdążył osobiście poznać Rolanda Topora (raz tylko zobaczył go na ulicy, ale tak był sparaliżowany i
zaskoczony tym niespodziewanym „spotkaniem”, że zanim zdążył wymyśleć jakąkolwiek kwestię, z którą mógłby podejść do uwielbianego przez siebie twórcy, ten zdążył już zniknąć w tłumie..), ale nie przeszkodziło mu to w barwnym i wielowątkowym odtworzeniu dziejów życia i twórczości autora Chimerycznego lokatora.

Po śmierci Topora w 1997 roku, Vaillant nie daje za wygraną i nie rezygnuje ze swojego pomysłu „zawarcia z nim znajomości” – w tym właśnie celu postanawia napisać biografię. Zbiera, kupuje, pożycza, kopiuje, a nawet kradnie wszystkie istniejące dokumenty, artykuły w prasie, „zabłąkane listy, prywatne zeszyty, książki niedostępne na rynku”, nieznane wywiady czy zapomniane programy telewizyjne. Do tego dochodzą oczywiście wielogodzinne spotkania z dziesiątkami osób, które towarzyszyły Toporowi w kolejnych etapach jego niezwykle bogatego życiorysu – Vaillant spotykał się więc z członkami rodziny Topora, jego licznymi przyjaciółmi, ukochanymi, wydawcami, współpracownikami i wszystkimi, które mogły w jakikolwiek sposób pomóc przy konstruowaniu tej księgi życia i śmierci autora Balu na ugorze. W efekcie połączenia wspomnień i świadectw z zebraną dokumentacją i niesłychanie obszerną bibliografią tak podmiotową jak przedmiotową, powstała biografia niezwykle drobiazgowa i sumienna, opowiadająca o życiu Topora
właściwie rok po roku, od urodzenia, czasów wojny, przez pierwsze próby artystyczne i powstanie Grupy Panicznej, po kolejno odnoszone sukcesy, kolejne coraz to bardziej oryginalne i szokujące publikę skandale, kolejne tomy z powieściami, opowiadaniami, rysunkami czy litografiami, aż do podróży artysty do Warszawy w 1996 roku, gdzie zgotowano mu prawdziwie królewskie przyjęcie i w końcu nagłej, choć przewidzianej przez samego Topora wiele lat temu z dokładnością co do roku śmierci 16 kwietnia 1997 roku.

Frantz Vaillant nie ukrywa, że zachwyca go życie i twórczość Rolanda Topora w całokształcie. To permanentne uwielbienie może – szczególnie osoby do dzieła Topora nieprzekonane – nieco irytować. Brak tu chociażby jakiegokolwiek wartościowania, tj. zaznaczenia, że poszczególne utwory autora Dziennika panicznego różnią się od siebie jakością, że znajdziemy tutaj całe mnóstwo rysunków doskonałych, ale też drugie tyle dzieł wtórnych lub mało zajmujących, że nie każdy skandal wywoływany przez Topora należał do przemyślanych i wartościowych (i, broń Boże, nie idzie mi tutaj o dobry smak czy poruszanie tematów skatologicznych!). Słowa oddania i miłości ze strony autora biografii równoważone są na szczęście krytycznymi recenzjami, które dość często ukazywały się we francuskiej prasie – Vaillant jednak wszystkie tego rodzaju „próby oporu” zdaje się lekceważyć i nie do końca przekonująco dyskredytować. Mimo tego, że biografia jest obszerna, wiele wątków z życia i twórczości Topora potraktowanych zostało przez
Vaillanta nieco po macoszemu i ograniczonych do kilku zdań opisu. Z drugiej strony, trudno się temu dziwić – próba uchwycenia życiorysu tak obfitującego we wszelkiego rodzaju wydarzenia, próba zapisania na kilkuset stronicach osobowości artystycznej tak wszechstronnej i tak bardzo wymykającej się wszelkim próbom zaszufladkowania jest zadaniem zgoła niemożliwym i mimo wszelkich zastrzeżeń należą się Vaillantowi najwyższe wyrazy szacunku za ogrom wykonanej pracy.

d1zsdt6

Irytować może też to, że autor biografii wielokrotnie dopowiada zbyt wiele, pozwala sobie na banalne, przeznaczone jakby dla mniej wyrobionego odbiorcy komentarze, które tak naprawdę nie wnoszą niczego do toku tej fascynującej przecież opowieści i pod ręką mniej tolerancyjnego redaktora straciłyby rację bytu. Przykładowo opisując czasy wojny kończy Vaillant akapit w sposób następujący: „Ale wkrótce na tym jasnym niebie pojawiły się chmury”. Kilka stron dalej: „Ciemne chmury zawisły nad Francją”. I jeszcze: „Życie w Paryżu stawało się nie do zniesienia. A najgorsze dopiero miało nadejść” – o tym, że życie stawało się wtedy nie do zniesienia dowiedzieliśmy się od Vaillanta z wcześniejszych akapitów, w których opisywał Francję z roku 1940, a o tym, że „najgorsze dopiero nadchodzi” pisze autor za chwilę, więc tak czy siak są to dwa zdania zupełnie zbędne). Niezbyt przekonuje (przynajmniej niżej podpisanego) również taki fragment: „Mimo młodego wieku (trzy i pół roku) Roland pojmował już cały koszmar spektaklu,
który rozgrywał się na jego oczach”. Trzyipółlatek pojmujący cały koszmar wojny, przymusowej emigracji, antysemityzmu i ludzkiej nienawiści? Rzeczywiście, genialne dziecko.

Pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników twórczości Topora, a do tego jeszcze skarbnica szalonych pomysłów, pokaz wyobraźni nieokiełznanej i nieograniczanej żadnymi nakazami czy wytycznymi, punkt wyjścia do napisania kilku co najmniej scenariuszy filmowych oraz przykład tego, jak przeżyć życie wymykając się co rusz wszelkim próbom klasyfikacji, łamiąc kolejne tematy tabu i zaskakując wszystkich przez kilkadziesiąt lat z rzędu swoją pomysłowością. Biografię znać warto, a Topora trzeba.

d1zsdt6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1zsdt6

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj